Przejdź do treści
Źródło artykułu

"Izwiestija": nie było ani zakazu lądowania, ani presji na załogę

02.06. Moskwa (PAP/Media) - Stanowczego zakazu lądowania, mimo okropnych warunków atmosferycznych, nie było; presji na załogę ze strony pasażerów też nie było - podkreśla w środę dziennik "Izwiestija", komentując dane ze stenogramu rozmów w kabinie pilotów polskiego Tu-154M."Rzeczywiście, nikt niczego im nie rozkazywał. Natomiast z organizacją lotu i załoga, i służby naziemne miały duże problemy. Nie wykonano obowiązkowych procedur" - cytuje gazeta opinię pilota doświadczalnego Aleksandra Akimienkowa.Jako przykład rosyjski pilot wymienił to, że "nie odczytano +modlitwy+". Akimienkow wyjaśnił, że "jeszcze będąc na wysokości podróżnej załoga powinna była zebrać wszystkie dane, niezbędne do podjęcia decyzji o lądowaniu"."Spójrzmy - o 10.09 (8.09 czasu polskiego - PAP) nawigator pyta: +Mogę kartę?+. Wychodzi na jaw, że procedura jeszcze nie jest znana; że dane lądowania zapisane są tylko częściowo. Czyli, że nie ma niezbędnych informacji, które powinny były przekazać polskie służby naziemne" - zauważył."Dalej - funkcje wśród załogi nie były podzielone. Kapitan powinien był zarządzić: drugi pilot steruje samolotem, ja szukam ziemi. Albo odwrotnie" - zaznaczył rosyjski pilot."Wysokość podjęcia ostatecznej decyzji, to 100 metrów. Jeśli nie widzisz ziemi, to trzeba odchodzić. A tutaj na 100 metrach nikt nawet się o niczym nie zająknął. A podczas zniżania wszystkie procedury zostały wykonane - i wysokość określili, i kartę odczytali. Jednak zniżanie odbywało się zbyt szybko. Na bliżej naprowadzającej radiolatarni - 1000 metrów przed progiem pasa - wysokość powinna być co najmniej 60 metrów. A oni mieli 30 metrów. W efekcie szukali ziemi, a znaleźli drzewa" - powiedział.Akimienkow przypomniał też, że kontroler poinformował, iż nie ma warunków do przyjęcia samolotu. "Chodzi o to, że u nas i w Europie obowiązują różne podejścia do pracy kontrolerów. U nas oni wydają polecenia, a u nich - konsultują. Generalnie kontroler od początku powinien był zakazać lądowania. Jednak on - najwyraźniej z jakichś względów politycznych - pełnił tylko funkcje konsultacyjne" - wskazał.Zdaniem pilota, "załoga nie nawiązała współdziałania z ziemią". "Nie było obowiązkowego zdania: ja, taki i taki, podjąłem decyzję, że schodzę do lądowania na waszym lotnisku. Nie było też odpowiedzi na taki raport" - zauważył. "Słowem - zbyt wiele błędów. Tak się nie lata" - oświadczył Akimienkow. Jerzy Malczyk (PAP)mal/ ap/ mhr/
FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony