Przejdź do treści
Źródło artykułu

Prezes PLL LOT: okoliczności lotu z Zielonej Góry z prezydentem badane transparentnie

Okoliczności lotu z Zielonej Góry 2 lipca 2020 r. z prezydentem RP na pokładzie były i są badane modelowo, transparentnie, w zgodzie z przepisami - oświadczył prezes PLL LOT Rafał Milczarski. Natomiast szef PAŻP zapewnił, że żaden samolot nie zostaje bez dozoru w polskiej przestrzeni powietrznej.

W czwartek sejmowa podkomisja stała do spraw transportu lotniczego zajmowała się informacją prezesa Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej (PAŻP) i prezesa Polskich Linii Lotniczych LOT "w sprawie złamania przepisów podczas lotu z Prezydentem Andrzejem Dudą z Zielonej Góry do Warszawy w dniu 2 lipca 2020 roku".

Rejs ten jest przedmiotem badań Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

W ubiegły wtorek Wirtualna Polska opublikowała stenogramy rozmów z komunikatora WhatsApp m.in. prezesa LOT Rafała Milczarskiego, wiceministra infrastruktury Marcina Horały, prezesa Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej Janusza Janiszewskiego oraz ówczesnego dyrektora biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marcina Kędryny (ich grupę nazwano "Greenberg"). Rozmowy dotyczyły okoliczności lotu prezydenta Andrzeja Dudy podczas kampanii wyborczej, który odbył się wydzierżawionym od LOT-u rządowym Embraerem 2 lipca ub.r.

Ze stenogramów - jak napisała WP - wynika, że prezydent lub ktoś z jego otoczenia naciskał na pilotów. Ci w konsekwencji złamali przepisy podczas lotu - samolot z Dudą na pokładzie przez cztery minuty leciał z Zielonej Góry do Warszawy bez formalnej kontroli z ziemi, w przestrzeni dostępnej dla każdego statku powietrznego. Stało się tak, ponieważ prezydent wraz ze współpracownikami przybył na lotnisko tuż przed jego zamknięciem, czyli przed godz. 22.00. O tej porze pracę zakończył też tamtejszy kontroler lotu.

"Nie twierdziliśmy i nie twierdzimy, że 2 lipca 2020 r. w Zielonej Górze nie doszło do żadnej nieprawidłowości. Twierdzimy natomiast, że nieprawdziwe są kluczowe trzy tezy zawarte w artykule opublikowanym kilka dni temu" - powiedział członek zarządu ds. operacyjnych PLL LOT Maciej Wilk. Jak wyjaśnił, chodzi m.in. o to, że przez cztery minuty samolot leciał bez formalnej kontroli z ziemi. Zarzut drugi dotyczy "rzekomego tuszowania incydentu", a trzeci - usunięcia nagrań z urządzeń nagrywających rozmowy z kokpitem - wskazał. Zapewnił, że tezy zawarte w artykule są nieprawdziwe.

"Nieprawdą jest, że samolot przez cztery minuty pozostawał bez formalnej kontroli z ziemi" - oświadczył posłom Wilk. Jak dodał, samolot miał m.in. obowiązek utrzymywania łączności ze służbą informacji powietrznej. Ponadto, jest on wyposażony w systemy zapobiegające ewentualnym zdarzeniom w powietrzu. Jak dodał, "nie ma też mowy o tuszowaniu" zdarzenia i według jego wiedzy "z całą pewnością nie doszło do złamania sterylności kokpitu", a załoga i piloci "ani przez chwilę nie byli w bezpośrednim kontakcie z jakimkolwiek pasażerem".

Prezes PLL LOT Rafał Milczarski powiedział podczas posiedzenia podkomisji, że "okoliczności lotu z Zielonej Góry były i nadal są badane modelowo, transparentne i w pełnej zgodzie z przepisami". Jak mówił, "ofiarą przekłamań w publikacji Wirtualnej Polski stała się pani kapitan oraz bezpieczeństwo w ruchu lotniczym".

Szef LOT przekazał, że spółka zwróciła się do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych z wnioskiem o zgodę na upublicznienie wewnętrznego raportu LOT z badania tego incydentu. "Raport ten dokładnie opisuje wszystkie zdarzenia oraz podjęte przez nas kroki zaradcze zmierzające do jego wyjaśnienia oraz zaproponowane środki zaradcze. Także ten dokument jawnie przeczy tezie o tym, że próbowano tuszować jakiekolwiek okoliczności związane z tym lotem. W publikacji +Wirtualnej Polski+ są liczne błędy co do faktów i zrozumienia okoliczności" - powiedział Milczarski.

Szef LOT-u przedstawił w kilku punktach procedurę postępowania w przypadku zaistnienia zdarzenia lotniczego.

"Po pierwsze, załoga w ciągu 72 godzin od zaistnienia zdarzenia ma czas na jego dobrowolne zgłoszenie. Po zgłoszeniu zdarzenia przez załogę następuje jego wstępna analiza przez wewnętrzną komisję badania zdarzeń lotniczych PLL LOT. Jeżeli ustalenia tej komisji w wyniku tej procedury, uprawdopodobnione zostaje naruszenie procedur, to informacja o takim zdarzeniu zgłaszana jest do centralnej bazy zgłoszeń, prowadzonej przez ULC. Wewnętrzna komisja LOT kończy postępowanie wydając raport wstępny, a następnie przekazuje go do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Z kolei PKBWL prowadzi postepowanie dalej i po jego zakończeniu wydaje raport końcowy" - tłumaczył posłom Milczarski.

Zaznaczył, że zgodnie z prawem lotniczym przewoźnik nie może informować o szczegółach zdarzenia w trakcie jego badania. "Nie ukrywaliśmy faktu trwania postepowania, ani tego, że jest ono traktowane z należytą powagą. LOT postąpił w tej historii modelowo" - oświadczył. Zapewnił, że wszystkie procedury LOT zadziałały właściwie.

Milczarski odniósł się też do treści rozmów na komunikatorze WhatsApp. "To wewnętrzna korespondencja i przeplatają się tam wątki dotyczące oświadczenia dla mediów, z próbą ustalenia wstępnego rozeznania okoliczności i przebiegu zdarzeń. (...) Tam oczywiście pojawiają się nasze własne sądy, interpretacja tego, co się wydarzyło. I część tych formułowanych w tej dyskusji wniosków, potwierdziła się w toku postępowania wewnętrznej komisji, a część nie" - powiedział.

Zapewnił jednocześnie, że "żadna z osób uczestniczących w tej dyskusji nie bierze w żaden sposób udziału w pracach niezależnej komisji wyjaśniającej zdarzenie".

Prezes PAŻP Janusz Janiszewski tłumaczył posłom, w jaki sposób Agencja zapewnia służby żeglugi powietrznej w polskiej przestrzeni powietrznej. Jak tłumaczył, w przypadku wykonywania lotów, gdzie nie ma zapewnionej służby kontroli ruchu lotniczego, zapewniona jest służba informacji, służba alarmowa, które są podstawowymi informacjami dla pilota samolotu.

"Polscy piloci i piloci, którzy korzystają z polskiej przestrzeni powietrznej, nawet na fragment, na moment, na jedną sekundę nie zostają bez określonego nadzoru i dozoru" - zapewnił szef PAŻP. Zastrzegł jednak: "Oczywiście te dozory różnią się przepisami".

Jak mówił, w momencie, kiedy na polskich lotniskach kontroler kończy służbę kontroli ruchu lotniczego, wprowadzana jest służba informacji powietrznej oraz obowiązkowa strefa łączności dwukierunkowej pomiędzy dowódcą samolotu a informatorem służby informacji powietrznej.

"Na stan mojej wiedzy z dni: 2, 9, 10 lipca polskie przepisy dotyczące wykonywania lotów, zapewnienia służb ruchu lotniczego oraz wewnętrzne procedury PAŻP nie zostały złamane w tym zakresie" - zaznaczył. Dodał, że "loty odbywające się w przestrzeni powietrznej niekontrolowanej mogą się odbywać na zasadach opisanych w polskich przepisach". Podkreślił, że żaden statek powietrzny nie zostaje bez określonego dozoru w polskiej przestrzeni powietrznej, czyli 24 godz. na dobę zapewniana jest służba ruchu lotniczego.

"W forum dyskusyjnym przedstawiałem tylko i wyłącznie (...) informacje o tym, w jaki sposób mogą być wykonywane loty, jakie są przepisy wykonywania tych lotów, jakie są przepisy zapewnienia służb ruchu lotniczego w polskiej przestrzeni powietrznej i kto może wykonywać dane operacje lotnicze" - powiedział Janiszewski odnosząc się do swojego uczestnictwa w grupie na WhatsAppie.

Podczas posiedzenia komisji jej przewodniczący, poseł KO Dariusz Joński wskazał, że w wydarzeniu z lotem Andrzeja Dudy "jest wiele analogii do katastrofy smoleńskiej".

W podobnym tonie wypowiedział się poseł KO Michał Szczerba. "Wszelkie analogie z katastrofą smoleńską są uprawnione. Po tylu latach nie nauczyliście się, że trzeba chronić prezydenta Rzeczpospolitej, że nie można naciskać" - zaznaczył.

Zdaniem wiceministra infrastruktury Marcina Horały, "to jest absolutnie haniebne, żeby budować analogie pomiędzy straszną tragedią katastrofy smoleńskiej a tym zdarzeniem". "Co gorsza, pan przewodniczący Dariusz Joński też to zrobił, powtarzać wielokrotnie już sfalsyfikowane, propagandowe wrzutki strony rosyjskiej dotyczące rzekomych nacisków na pilotów smoleńskich. One po prostu nie miały miejsca. Dla mnie to jest haniebne, że polski parlamentarzysta te propagandowe tezy oczerniające polskich pilotów teraz odgrzewa i powtarza" - mówił Horała.

Wiceminister zwrócił uwagę na czas publikacji materiału Wirtualnej Polski. "Jakim trzeba być naiwnym, żeby uwierzyć, że zbiegiem okoliczności jest to, że ten temat pojawił się w trzy, cztery dni po ujawnieniu kompromitujących zdjęć z picia kawki w smoleńskim prosektorium" - ocenił Horała.

W czwartek portal tvn24.pl przytoczył fragmenty rozmowy między wieżą kontroli lotów a prezydenckim samolotem. Według doniesień medium, Kancelaria Prezydenta RP miała wiedzieć, że kontroler lotów w Zielonej Górze pracuje tylko do godz. 22.

Czwartkowe doniesienia portalu tvn24.pl Horała nazwał "wrzutką". "To, że to nagranie jest przypadkowo wpuszczone w obieg publiczny na godzinę przed posiedzeniem komisji, żebyśmy nie byli w stanie przygotować się odpowiedzi, to niestety się nie udało, bo fakty mówią same za siebie" - mówił. (PAP)

autor: Aneta Oksiuta, Iwona Pałczyńska

aop/ ipa/ pad/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony