PiS: żądamy dymisji rządu oraz nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu
Prezes PiS Jarosław Kaczyński poinformował, że we wtorek o godz. 15.30 spotka się z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.
Rzecznik Seremeta Mateusz Martyniuk potwierdził PAP, że szef PG przyjmie Jarosława Kaczyńskiego. "Przekaże mu te informacje o sprawie, które we wtorek przedstawili prokuratorzy wojskowi" - dodał Martyniuk.
We wtorek rano - na kilka godzin przed konferencją warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej, która zaprzeczyła, by stwierdzono ślady materiałów wybuchowych wewnątrz i na wraku TU154M - zebrał się parlamentarny zespół ds. badania katastrofy smoleńskiej. Obok informacji "RZ" powodem zebrania się zespołu była też informacja o śmierci chorążego Remigiusza Musia, który był jednym ze świadków w smoleńskim śledztwie.
Kaczyński oświadczył na posiedzeniu zespołu, że "zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP, innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to jest po prostu niesłychana zbrodnia". Dodał, że "każdy, kto choćby tylko poprzez matactwo, czy poplecznictwo miał z nią cokolwiek wspólnego musi ponieść tego konsekwencje". "W tym kierunku będziemy działali" - zapewnił.
"Żądamy dymisji rządu Donalda Tuska. Nie może być tak, żeby w Polsce rządzili ludzie, którzy w sprawie straszliwej zbrodni mataczyli przez blisko 30 miesięcy" - mówił prezes PiS na późniejszej konferencji prasowej.
Kaczyński stwierdził, że "w żadnym kraju demokratycznym, pół czy ćwierć demokratycznym, w żadnym kraju, który nie jest taką brutalną dyktaturą i to w istocie zewnętrzną, taki rząd nie może trwać". "Stracił wszelkie, najmniejsze nawet moralne podstawy do tego, żeby sprawować władzę. W momencie, kiedy on sprawuje władzę dojście do prawdy procesowej jest radykalnie utrudnione" - uważa prezes PiS.
Pytany o reaktywację komisji Jerzego Millera, która badała okoliczności katastrofy smoleńskiej, Kaczyński ocenił, że komisja Millera "się kompletnie skompromitowała, więc jej reaktywowanie nie ma najmniejszego sensu". "Powinna się nią zająć prokuratura, bo matactwo jest przestępstwem" - dodał.
Na posiedzeniu zespołu Kaczyński stwierdził ponadto, że dotychczas wszystko wskazywało na to, że jedyną "kontrteorią" do oficjalnych ustaleń ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej był wybuch. "I dzisiaj mamy ślady tego wybuchu, każe nam się wierzyć, bo w tym kierunku idą różnego rodzaju propagandyści, że to kolejny, niebywały zbieg okoliczności, skądinąd całkowicie absurdalny" - powiedział prezes PiS.
"Sprawa jest jasna, konieczne są decyzje zstępne, i tutaj przede wszystkim nadzwyczajne posiedzenie Sejmu i sprawozdanie prokuratora Seremeta, a także ujawnienie wszystkich dokumentów z tym związanych" - oświadczył szef PiS.
Jak dodał, dokumenty te mają ogromne społeczne znaczenie i odmowa ich ujawnienia „jest tylko przyznaniem się do tego, że się coś chce przed społeczeństwem ukryć, przyznaniem się do winy, do matactwa i poplecznictwa wobec przestępstwa”.
"Słyszymy już o różnego rodzaju wyjaśnieniach, II wojna światowa, ciężkie walki wokół Smoleńska, ostatnio słyszymy o tym, że (...) to powracający z Afganistanu zostawili tam ślady trotylu" - mówił prezes PiS, odnosząc się do pojawiających się we wtorek w mediach wyjaśnień ws. rzekomej obecności trotylu na wraku Tu-154 M.
"Chcę do tego podejść z pełnym spokojem i przypomnieć: najpierw mamy rozdzielenie wizyt (prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w Katyniu); później mamy zdjęcie z prezydenckiego samolotu - w praktyce z samego prezydenta - ochrony; brak inspekcji na lotnisku, brak BOR-u na lotnisku" - wyliczał Kaczyński.
W jego opinii, już po katastrofie podjęta została akcja dezinformacyjna. Jak mówił, została ona przeprowadzona w takim tempie, że wszystko wskazuje na to, że była ona przygotowana. "Następnie mamy całkowitą rezygnację polskiej strony ze śledztwa (...), pozwolono (...) przyjąć takie rozwiązania, które wszystkie elementy śledztwa oddawały w ręce w istocie rosyjskich organów, jednocześnie zamykały drogę do działań o charakterze odwoławczym" - mówił prezes PiS.
Kaczyński mówił też o "akcji dyfamacyjnej" w stosunku do Lecha Kaczyńskiego i m.in. gen. Andrzeja Błasika. "Mamy całą wielką operację społeczną zmierzającą do tego, by jak największa część naszych rodaków uznała tę sprawę za zakończoną, nieważną, a tych, którzy chcą ją dalej prowadzić - za ludzi niezrównoważonych" - dodał.
Według niego dzięki zespołowi kierowanemu przez posła PiS Antoniego Macierewicza mamy "badania różnych naukowców, którzy na różne sposoby kwestionują tę przyjętą przez (Tatianę) Anodinę i w istocie potwierdzoną przez komisję (Jerzego) Millera". Podkreślił, że ten krąg naukowców się poszerza.
„Mamy tutaj do czynienia nie z sytuacją, kiedy w stanie, w którym rzecz została wyjaśniona w sposób wiarygodny, nagle okazuje się, że są tam jakieś środki wybuchowe, tylko z sytuacją, w której wszystko wskazywało na to, (że) jedyną kontrteorią, która wszystko wyjaśniała, był wybuch. I dzisiaj mamy ślady tego wybuchu” – mówił Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS ocenił też, że wysoce prawdopodobna jest hipoteza o zabójstwie Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40.
Jak zaznaczył, należy uczynić wszystko, aby śledztwo w sprawie śmierci Remigiusza Musia miało "charakter taki, jaki mieć powinno", tzn. - wyjaśnił Kaczyński - aby została założona hipoteza zabójstwa. "Bo zabójstwo jest tutaj wysoce prawdopodobne. Nie ma pewności, ale ta hipoteza ma bardzo wiele przesłanek" - ocenił prezes PiS.
Kaczyński podkreślił, że Muś zeznawał przed prokuraturą wojskową, że słyszał dwa wybuchy, a także, że Rosjanie sprowadzali samoloty - Tu-154M i Jak-40 - do wysokości 50 metrów, co - jak zaznaczył - jest sprzeczne z regułami stosowanymi w lotnictwie. "Nie odnaleziono tego rodzaju informacji w czarnej skrzynce. To by sugerowało, że czarna skrzynka została sfałszowana" - stwierdził Kaczyński.
Por. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, którym 10 kwietnia 2010 r. na uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze, powiedział, że potwierdza zeznanie Musia dotyczące podejścia TU-154M do lotniska w Smoleńsku do wysokości 50 metrów.
"Jestem w stanie potwierdzić element jego (Musia) wypowiedzi w przesłuchaniu, który dotyczył stricte tupolewa i podejścia do lotniska w Smoleńsku do wysokości decyzji. W tej materii, to wszystko co zostało powiedziane potwierdzam, (...) nie jestem raczej człowiekiem, który by pomylił 50 metrów ze 100 metrami" - zaznaczył Wosztyl.
Zapytany wprost czy słyszał komendę wieży w Smoleńsku skierowaną do Tu-154M, aby samolot schodził na wysokość 50 metrów, odpowiedział: "Tak, słyszałem taką komendę. Wielokrotnie (to) powtarzałem podczas przesłuchań w prokuraturze".
Szef zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Antoni Macierewicz zapowiedział, że zespół wystąpi do szefa MSW i prokuratura generalnego, by zapewnili "bezpieczeństwo fizyczne" por. Wosztylowi. Kuzyn jednej z ofiar katastrofy Stanisław Zagrodzki powiedział, że w niedzielę w internecie zamieszczono pełny tekst zeznań Wolsztyna wraz z jego danymi osobistymi, telefonem i adresem.
Podczas posiedzenia zespołu do informacji "Rzeczpospolitej" odnosili się członkowie rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej oraz politycy PiS.
"Dziękuję tym, którzy nie uwierzyli w kłamstwo i nie zaufali komisji ministra Jerzego Millera" - powiedziała Ewa Błasik, wdowa po gen. Andrzeju Błasiku.
"SMS rozsyłany po katastrofie, że winni są piloci, bo zeszli we mgle poniżej stu metrów. (...) Skoro nie udało się +ustalić+, że to prezydent Lech Kaczyński zmusił załogę do lądowania, więc wymyślono, że jedynym pilotem na pokładzie samolotu był mój mąż, więc cynicznie, perfidnie, przez tyle miesięcy wmawiano nam, że był w kokpicie" - mówiła.
Według Błasik służby specjalne od katastrofy cały czas ją zastraszają. "Rozłączają moje rozmowy telefoniczne. To są ich metody działania, zastraszania wdów po poległych pilotach" - dodała.
Ewa Kochanowska, wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Januszu Kochanowskim, zwróciła się z kolei do dziennikarzy. "Jestem bardzo wściekła (...) Ośmielaliście się nam wmawiać, że to normalna katastrofa lotnicza, że to brzoza złamała skrzydło. To oburzające, haniebne powinniście się wstydzić" - powiedziała.
Senator Alicja Zając, wdowa po Stanisławie Zającu, dziękowała z kolei wszystkim, którzy "mają odwagę mówić, że razem z nami dążą do prawdy". "Myślę, że prawda jest bliżej niż nam się wydaje, bo prawda zawsze musi być wyjawiona" - dodała.
Była szefowa MSZ Anna Fotyga i b. wiceszef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski zaapelowali do rządu o działania międzynarodowe na rzecz wyjaśnienia katastrofy. "Apelujemy o to, żeby rządy sojusznicze wsparły nasz rząd, który wreszcie - zakładam - w wyniku tych wszystkich dowodów, które się pokazują, zacznie prosić świat o pomoc” – mówił Waszczykowski.
Stołeczna prokuratura poinformowała w poniedziałek, że sekcja zwłok Remigiusza Musia - technika pokładowego Jaka-40 - wykazała, że popełnił on samobójstwo. Według prokuratury nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich. Zwłoki 42-letniego byłego podoficera znalazła żona w piwnicy w bloku w Piasecznie, w którym mieszkali.
O tym, że na wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu, "Rz" poinformowała we wtorek. Według informacji gazety grupa polskich śledczych, która przez miesiąc ponownie badała wrak na terytorium Rosji, znalazła na szczątkach samolotu liczne ślady materiałów wybuchowych.
Jak napisała gazeta, badania, przeprowadzone przez prokuratorów we współpracy z ekspertami z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz CBŚ, wykazały ślady trotylu i nitrogliceryny m.in. na 30 fotelach samolotu.
Według "Rz" wiadomość o odkryciu osadu z materiałów wybuchowych natychmiast przekazano do prokuratora generalnego oraz naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka. Gazeta napisała, że Seremet osobiście przekazał informacje premierowi Donaldowi Tuskowi.
Jak podała "Rz" eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny; wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej.(PAP)
tgo/ hgt/ ajg/ ann/ sta/ mok/ mow/
Komentarze