Niemcy: reaktory bez ochrony na wypadek dużej katastrofy lotniczej
Według ministra cztery spośród starszych elektrowni jądrowych nie mają żadnej ochrony nawet na ewentualność katastrofy małego samolotu. Roettgen zasygnalizował, że pozostaną one wyłączone. Dotyczy to siłowni Biblis A i Biblis B w Hesji, Philipsburg 1 w Badenii-Wirtembergii oraz Bruensbuettel w Szlezwiku-Holsztynie.
Pozostałe trzy starsze elektrownie atomowe, zbudowane jeszcze przed 1980 rokiem, są zabezpieczone jedynie na wypadek katastrofy lżejszego samolotu, zaś reszta będzie bezpieczna również wtedy, gdyby na jej terenie rozbił się samolot średniej wielkości.
"Żadna z elektrowni nie osiągnęła trzeciego poziomu (zabezpieczeń), czyli ochrony na wypadek katastrofy dużego samolotu" - powiedział Roettgen.
Próby wytrzymałości (stress testy) niemieckich elektrowni jądrowych przeprowadzono na polecenie rządu w Berlinie po marcowej awarii nuklearnej w japońskiej elektrowni Fukushima. Przez minione sześć tygodni blisko 100 ekspertów analizowało systemy zabezpieczeń reaktorów, rozważając różne scenariusze, w tym klęski żywiołowe, jak trzęsienie ziemi i powódź oraz zagrożenia cywilizacyjne, w tym katastrofę lotniczą - również będącą następstwem zamachu terrorystycznego.
"W trakcie tych prac postawiono całkowicie nowe pytania - podkreślił Roettgen na konferencji prasowej. - Nie chodziło o to, by zbadać, czy elektrownie spełniają istniejące normy bezpieczeństwa, lecz by przeanalizować możliwe scenariusze, wychodzące poza to, co znaliśmy dotychczas".
Szef komisji ekspertów Rudolf Wieland powiedział, że żadna z elektrowni jądrowych nie spełnia najwyższych kryteriów bezpieczeństwa w każdej badanej dziedzinie. Niemniej jednak reaktory można zasadniczo uznać za zasadniczo bezpieczne. Dotyczy to szczególnie nowych siłowni, a także starszych elektrowni, w których poprawiono systemy zabezpieczeń.
Według Roettgena dzięki analizie ekspertów Niemcy stały się prekursorem w skali międzynarodowej, jeśli chodzi o stress testy elektrowni atomowych. Wbrew oczekiwaniom eksperci nie sformułowali jednak zalecenia odnośnie harmonogramu rezygnacji przez Niemcy z energii nuklearnej. Harmonogram taki niemiecki rząd zamierza przyjąć na początku czerwca. Jak powiedział Roettgen, odejście od atomu nastąpi tak szybko, jak będzie to możliwe, ale nie natychmiast. "Nie ma argumentów, które uzasadniałyby rezygnację z energii jądrowej na łeb, na szyję" - powiedział.
W zeszłym tygodniu prasa opublikowała raport drugiej niemieckiej komisji, która badała społeczne aspekty wykorzystania energii atomowej. Komisja ta oceniła, że Niemcy mogą zrezygnować z energii jądrowej w ciągu 10 lat, czyli do 2021 roku.
Po katastrofie nuklearnej w Japonii chadecko-liberalny rząd kanclerz Angeli Merkel zdecydował się na zwrot w polityce energetycznej. Ogłoszono moratorium na wdrożenie przeforsowanej w zeszłym roku spornej ustawy wydłużającej o średnio 12 lat okres eksploatacji niemieckich reaktorów oraz nakazano przejściowe wyłączenie siedmiu najstarszych elektrowni jądrowych sprzed 1980 r.
Merkel zapowiedziała jednocześnie przyspieszenie prac nad rozwojem energetyki opartej na źródłach odnawialnych, co pozwoliłoby na wcześniejszą niż planowano rezygnację z atomu.
Niemiecki konflikt wokół energii atomowej przełożył się na wyniki niedawnych wyborów regionalnych w kilku niemieckich krajach związkowych, w których rekordowe sukcesy odniosła partia Zielonych, konsekwentnie przeciwna energii atomowej.
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ ap/
Komentarze