LOT: piątkowe rejsy odbywają się zgodnie z planem
Piątkowe rejsy PLL LOT odbywają się od rana zgodnie z planem – powiedział PAP dyrektor biura komunikacji LOT Adrian Kubicki. Dodał, że na zewnątrz budynku odbywa się pikieta ok. 30 związkowców; w czwartek ok. 20 osób odmówiło wykonania obowiązków służbowych na 1 tys., które wykonały prace.
"Rejsy odbywają się zgodnie z rozkładem lotów. Odnotowujemy dziś pojedyncze osoby, które dają manifestację swojej niesubordynacji. Wczoraj niespełna 20 osób odmówiło wykonania obowiązków służbowych. Ale na tysiąc osób, które wczoraj wykonało swoją prace, to jest niewielki odsetek. I dzisiaj nawet, jak ta skala będzie podobna, to nie spodziewamy się dzisiaj większych utrudnień" – powiedział Kubicki.
W czwartek rano, od godziny 5.00, w siedzibie LOT w Warszawie pikietowało kilkadziesiąt osób. W ten sposób związkowcy rozpoczęli strajk, który – jak zapowiadają – ma trwać "do skutku".
"Protestujący w czwartek ok. godziny 22.00 zakończyli pikietę. Związkowcy zabrali transparenty i opuścili na noc budynek siedziby LOT. Z myślą o komforcie protestujących, pozwoliliśmy im wczoraj wejść do biurowca. Ta pikieta przeciągnęła się przez cały dzień. Dużym wysiłkiem zapewniliśmy tym osobom bezpieczeństwo, a naszym pracownikom biurowym komfort pracy, pomimo okrzyków, głośnych wypowiedzi przez megafon i całego zamieszania. W momencie, kiedy związkowcy opuścili wczoraj budynek, uznaliśmy pikietę za zakończoną" – tłumaczył Kubicki.
Jak powiedział, kilkadziesiąt osób w piątek przed godziną 6. rano chciało wejść do budynku.
"Dzisiaj firma wróciła normalnie do pracy. Nie możemy dopuścić, żeby 30 osób postawiło firmę na głowie, w której pracuje 3 tys. osób. (...) Dziś jest dzień normalnej pracy. Grupa związkowców prowadzi pikietę na zewnątrz budynku" – powiedział Kubicki.
Przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) Monika Żelazik powiedziała PAP, że związkowcy pikietują na zewnątrz. "Nie wpuszczono nas do biurowca. Stoimy na zewnątrz. Zgodnie z przepisami, musimy być na terenie zakładu pracy. Będziemy się przegrupowywać, część będzie chodziła z transparentami, a część będzie stała, bo jest zimno" – powiedziała.
Jak dodała, z jej informacji wynika, że w piątek około 10 osób odmówiło "wykonania lotów".
Pytana, co dalej zamierzają zrobić związkowcy, powiedziała, że to "będzie zależało od rozwoju sytuacji".
Przekazała, że w Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy złożył do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pismo, w którym apeluje do premiera Mateusza Morawieckiego m.in. o "włączenie się i wpłynięcie na podległy Skarbowi Państwa zarząd PLL LOT S.A., w celu natychmiastowego wycofanie się z bezprawnej decyzji o zwolnieniu z pracy naszej koleżanki, przewodniczącej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego pani Moniki Żelazik". "A także uchylenia kary nagany zastosowanej wobec przewodniczącego Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT kpt. Adama Rzeszota, za czynności związkowe, podczas spotkania na Wojewódzkiej Radzie Dialogu Społecznego" – czytamy w piśmie.
Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy podjął w ubiegły piątek decyzję o strajku w czwartek od godziny 5 rano. Strajk miał polegać na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od pracy przez protestujących pracowników. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.
Jak tłumaczył w czwartek Kubicki, Żelazik została zwolniona z pracy "nie ze względu na swoją działalność związkową, ale z tytułu nawoływania innych osób do stanowienia zagrożenia w przestrzeni publicznej". "Branża lotnicza nie zna tego typu żartów, jak zapraszanie innych członków personelu do tego, żeby przychodzili z butelkami z benzyną".
Chodzi o wypowiedź Żelazik, którą 30 kwietnia zacytował jeden z portali internetowych. Według niego szefowa największego w LOT Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik miała napisać w piśmie do pracowników spółki: "My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną! Ostatecznie Powstańcy Warszawscy, byli gorzej przygotowani, byli rozproszeni, a trzymali się tyle dni… Czy naprawdę ktoś jeszcze wątpi, że jesteśmy prawdziwą siłą, zresztą zawsze byliśmy, ale duch w nas jakoś podupadł. Trzeba w życiu pozostawić po sobie jakiś ślad, zbudować fragment historii, być dumnym z tego, kim się jest i żyć tak, aby nikogo nie krzywdzić. Nie zaginamy tu czasoprzestrzeni, po prostu walczymy o swoją godność".
Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi – zdaniem związków – mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.
Przeczytaj również:
LOT: poranne rejsy zgodnie z planem
LOT wezwał związki zawodowe do zaniechania organizacji nielegalnego strajku
Komentarze