Kanadyjczyk Kent walczył w Dywizjonie 303; przyjaźnił się z Polakami i otrzymał Virtuti Militari
W czasie wojny walczył w powietrznej Bitwie o Anglię u boku Polaków w słynnym Dywizjonie 303. Kanadyjczyk John Kent zaprzyjaźnił się z pilotami znad Wisły i uczył się języka polskiego. Od gen. Sikorskiego otrzymał krzyż Virtuti Militari, który do końca życia nosił przypięty do munduru. Polacy nazywali go „Kentowskim”.
Kent licencję pilota uzyskał w wieku 17 lat. W 1935 roku przybył do Wielkiej Brytanii i przyjęty został do Królewskich Sił Powietrznych, gdzie szybko zdobył opinię jednego z lepszych lotników. W sierpniu 1940, w stopniu kapitana przydzielony został do polskiego 303 Dywizjonu Myśliwskiego Warszawskiego im. Tadeusza Kościuszki na stanowisko dowódcy eskadry. Razem z Polakami walczył w Bitwie o Anglię, latając na samolotach Hawker Hurricane i Supermarine Spitfire.
W trakcie wojny został asem myśliwskim, zestrzeliwując kilkanaście samolotów. W 1941 r. z rąk gen. Sikorskiego otrzymał najwyższe polskie odznaczenie wojskowe, Virtuti Militari.
Polski Dywizjon 303, w którym latał Kent, był jedną z najlepszych jednostek myśliwskich II Wojny Światowej. Historia napisana w powietrzu przez odważnych Polaków została opisana i rozsławiona w książkach, reportażu Arkadego Fiedlera "Dywizjon 303" oraz drugiej, pod tytułem "Sprawa Honoru" autorstwa Lynne Olson i Stanley’a Clouda, która stała się międzynarodowym bestsellerem.
Polacy nad Anglią stoczyli dziesiątki potyczek z samolotami wroga, które bombardowały Londyn i inne miasta. Jedną z nich była ta z 7 września 1940 r. Polacy po południu wystartowali z lotniska Northolt w Anglii i na północ od Londynu przechwycili grupę niemieckich bombowców i myśliwców wracających z bombardowania ujścia Tamizy. W powietrznej potyczce swoje dwa pierwsze niemiecki bombowce zestrzelił Jan Zumbach, późniejszy as polskich sił powietrznych w zachodniej Europie. Do końca wojny Polak posłał na ziemię kolejnych kilkanaście nieprzyjacielskich samolotów. Był jednym z najbardziej znanych polskich pilotów w czasie wojny, który już po jej zakończeniu prowadził życie awanturnika, zajmując się m.in. przemytem i walcząc jako najemnik w Afryce.
"Pamiętam, gdy byłam dzieckiem mój ojciec opowiadał o Janie Zumbachu, który był znany w Anglii jako Johnny Zumbach. Zawsze, gdy o nim mówił, w jego oczach pojawiały się iskierki. Nie pamiętam innych pilów Dywizjonu 303 z imion, ale ojciec zawsze mówił ciepło o Polakach, polskich pilotach" – powiedziała PAP córka Kenta, Alexandra Kent, która odwiedziła niedawno gdyński festiwal filmowy, gdzie wzięła udział w pokazie filmu "303" w reżyserii Tomasza Magierskiego.
Córka Kenta wspomina też inną opowieść swojego ojca o pilotach Dywizjonu 303. „Jest ta słynna historia, gdy Polacy lądują bez wypuszczania podwozia, ponieważ samoloty, na których latali wcześniej, nie miały chowanych kół. W swoich wspomnieniach mój ojciec opisał anegdotę o tym, jak otrzymał krzyż Virtuti Militari od generała Sikorskiego i był kompletnie nieprzygotowany do tego, że po tej uroczystości odbędzie się bankiet. Na początek poczęstowano ich tartinkami, a dopiero potem zaczął się bankiet. Wydaje mi się, że było tam bardzo dużo wódki. Ojciec napisał w swoich wspomnieniach, że generał Sikorski podszedł do niego w trakcie bankietu, spojrzał i powiedział +À votre santé!+ (z franc. +Twoje zdrowie!+, co Kent zrozumiał jako pytanie +Jak Twoje zdrowie?+ - PAP). Mój ojciec odpalił: +Nie pański zakichany interes, generale!+ (śmiech)" – wspomina.
"Jest też historia, gdy w kantynie obok mojego ojca siedział brytyjski pilot. Pod koniec dnia zagrano brytyjski i polski hymn w sądzie, który zresztą został pokazany na filmie dokumentalnym o Dywizjonie 303. Brytyjski pilot odmówił wstania, gdy zagrano polski hymn. Mój ojciec nie był człowiekiem z natury agresywnym, ale przywalił Brytyjczykowi w twarz i rozwalił mu nos. Inni piloci opowiedzieli mi też, że mój ojciec czasami dyscyplinował brytyjskich pilotów mówiąc +Jedyni piloci w tych siłach powietrznych, którzy są zdyscyplinowani, to Polacy. Spójrzcie na siebie+. Myślę, że podziwiał Polaków” – powiedziała Alexandra Kent.
Problemem Kenta w Dywizjonie 303 był brak znajomości języka francuskiego, którym często porozumiewali się Brytyjczycy i Polacy. "Mój ojciec chciał więc nauczyć się języka polskiego, co - jak sądzę - znaczyło dla Polaków bardzo wiele. Miał mały słownik, który samodzielnie stworzył, zaczepiał Polaków w pobliżu samolotów i pytał, +jak to powiedzieć po polsku+, po czym zapisywał w słowniku” - mówi córka kanadyjskiego pilota.
Gdy Kent odchodził z Dywizjonu 303, w kronice tej jednostki napisał, jak jest smutny z tego powodu, iż ją opuszcza i że chce ponownie spotkać się z pilotami w Warszawie. Spotkanie w Warszawie okazało się już nigdy niemożliwe - opowiada córka pilota.
"Po wojnie prowadził firmę z polskim pilotem, Ludwikiem Martelem. To było w latach 60. ubiegłego wieku. Byłam wtedy młoda, więc nie pamiętam, co się wtedy dokładnie działo. Pamiętam za to Ludwika Martela, mój ojciec bardzo go lubił, jak i jego żonę. Później dowiedziałam się, że mój ojciec corocznie odwiedzał Polish War Memorial (pomnik usytuowany w Londynie na cześć lotników polskich pomagających aliantom podczas II wojny światowej), by uczcić pamięć polskich pilotów. Nie było go tam tylko w tym roku, w którym się urodziłam” – mówi Alexandra Kent.
Jedną z najbardziej poruszających historii dotyczących swojego ojca rozmówczyni PAP poznała dzięki angielskiemu historykowi lotnictwa, który miał kontakt z Kentem w latach 80. ubiegłego wieku. „Napisał, że mój ojciec zawsze nosił szary mundur - był zawsze bardzo dobrze ubrany - oraz przyczepioną do jego klapy czarno-niebieską wstążkę krzyża Virtuti Militari. Żadnych innych medali, tylko polski. To dało mi do zrozumienia, jak ważny był dla niego ten etap jego życia, aż do ostatnich jego dni” – powiedziała.
Komentarze