Jedynak: lotnisko źle przygotowane, ale samolot prowadzi załoga
Jak podkreślał, lotnisko w Smoleńsku było lotniskiem zamkniętym i strona rosyjska doraźnie otworzyła je z powodu lotów 7 i 10 kwietnia 2010 r. "Nawet jeśli otwierano je tymczasowo, to powinno spełniać określone kryteria" - mówił kpt. Jedynak.
Przytaczając ustalenia raportu zespołu badającego katastrofę pod kierunkiem Jerzego Millera, Jedynak przypomniał stwierdzenie o nieprawidłowościach w pracy kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku. "Przez to także zła była współpraca między kontrolerami a załogą. Ale samolotem steruje załoga, nie kieruje się nim z ziemi. To załoga odpowiada za to, aby nie zejść poniżej minimalnej wysokości zniżania" - podkreślił. W jego ocenie nieprawidłowościom w pracy załogi sprzyjała też okoliczność, że kokpit samolotu nie był zamknięty. "Szczególnie w czasie lądowania kabina powinna być +sterylna+" - podkreślił.
Zarazem Jedynak przypomniał, że wiadomo, iż na lotniskowym stanowisku kierowania zaistniały problemy techniczne, m.in. z ustawieniem radaru zniżania, na którym pracuje kontroler oraz, że z nagrań z wieży wynika, że mówili o tym ludzie znajdujący się na stanowisku kierowania. "W tej sytuacji kontroler powinien przerwać podejście. Kontroler ma obowiązek poinformować załogę: jesteś na 10. kilometrze, rozpocznij zniżanie. Ale załoga także powinna wtedy sprawdzić, czy jest w tym miejscu" - wskazał.
Jak mówił Jedynak, gdy po raz pierwszy kontroler poinformował załogę, że jest na 10. kilometrze, od którego powinno się rozpocząć łagodne zniżanie, załoga nie potwierdziła odbioru tej informacji. Hipoteza komisji jest taka, że załoga była wtedy zajęta procedurą tzw. checklisty - czyli odczytywania i wykonywania czynności związanych z konfiguracją samolotu do zniżania przed lądowania. Według Jedynaka załoga nie usłyszała informacji o 10. kilometrze i dlatego nadal leciała prosto, zamiast rozpocząć zniżanie.
"Gdy kontroler po raz pierwszy mówi, że samolot jest na wysokości 100 m, podejście powinno być przerwane. Nastąpiło to jednak dopiero 7 sekund później, ale samolot był wtedy już na zupełnie innej wysokości. A samolot nawet metr poniżej setnego metra był na wysokości zagrożonej" - podkreślił Jedynak, zaprzeczając twierdzeniom wyrażanym przez niektórych, że maszyna na 20. metrze była bezpieczna.
"Popełnione błędy wynikły z tego, jak ci ludzie byli szkoleni" - podkreślił i dodał: "Sprawny technicznie samolot znalazł się jeden kilometr przed pasem na wysokości 6 metrów nad ziemią i zderzył się z przeszkodami terenowymi, będąc w tej sytuacji właściwie bez wyjścia". (PAP)
wkt/ malk/ ura/
Komentarze