Przejdź do treści
Źródło artykułu

E.Klich: ucieszę się, jeśli pozostanę szefem komisji

Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk za kilka dni zdecyduje, czy płk Edmund Klich pozostanie na stanowisku przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Klich twierdzi, że każda decyzja go zadowoli, ale ucieszy się, jeśli będzie pozytywna.

Klich jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od 2006 roku; jego kadencja kończy się w połowie stycznia. Członków komisji powołuje minister infrastruktury. Grabarczyk pytany we wtorek o tę sprawę powiedział, że "raczej nie dostrzega przeciwwskazań", by ponownie powołać Klicha na szefa komisji.

"Każda decyzja mnie zadowoli. Nie mam aż tak wielkich ambicji, by nie pogodzić się z jakimkolwiek postanowieniem. Jeśli nie zostanę wybrany na drugą kadencję, nie będę płakał. Jeśli jednak zostanę, to ucieszę się, inaczej byłby to jednak policzek" - powiedział Klich w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.

Pułkownik, który jest akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym wyjaśniającym po stronie rosyjskiej okoliczności katastrofy polskiego samolotu Tu-154M, krytycznie ocenia zachowanie przełożonego pilotów gen. Andrzeja Błasika.

"Jedyne, co mogę powiedzieć, to że generał Błasik nie powinien znaleźć się w kabinie, a jeśli już, to powinien zrobić to po to, by na odpowiedniej wysokości zareagować, nakazać przerwanie podejścia" - powiedział Klich i dodał: "brak reakcji był krytyczny. Latał przecież Jakiem-40, umiał czytać z przyrządów i powinien zdawać sobie sprawę, że zostały przekroczone wszelkie zasady bezpieczeństwa".

Według niego, przy dotychczas znanych odczytach rozmów w kabinie, trudno będzie udokumentować i ustalić, skąd wyszły ewentualne naciski na pilotów. Dlatego - jak powiedział Klich - ważne byłoby ujawnienie rozmowy między Lechem a Jarosławem Kaczyńskimi i "dowiedzieć się, czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki".

Klich uważa, że kapitan maszyny Arkadiusz Protasiuk "był pod presją wykonania zadania i ten cel przyćmił mu racjonalną ocenę ryzyka". "Determinacji zabrakło też drugiemu pilotowi, który nie zrobił nic, by przejąć nawet siłowo stery. Brak zdecydowania wynikał moim zdaniem z braku odpowiednich szkoleń" - dodaje.

Pułkownik dziwi się, że piloci Jaka-40, który lądował w Smoleńsku wcześniej, nie powiadomili Warszawy, że pogoda jest "do kitu". "Powinni alarmować, podzielić się informacjami z kolegami, którzy wieźli przecież prezydenta. To jest już jednak kwestia odpowiedzialności i tego, dlaczego dbali o własny interes. Mówiąc krótko, piloci Jaka nie są dla mnie wiarygodni" - ocenił.

Na pytanie, czy piloci Jaka mogli zawieść, Klich odpowiedział, że ma "pewne informacje na ten temat", ale nie może zdradzać szczegółów. "Mogę jedynie przypuszczać, czy dostatecznie informowali o wszystkim załogę tupolewa, czy nie. Wszystko jest do sprawdzenia w billingach" - wyjaśnił.

Pytany, czy są jeszcze rzeczy, których nie może ujawnić, a które mogą zmienić obraz przyczyn katastrofy, Klich odpowiedział: "Są rzeczy, które są ważne, zaskakujące, a nawet przełomowe. Przyjdzie czas, że ujrzą światło dzienne. Poczekajmy na raport końcowy". (PAP)

bos/ abr/ jra/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony