Przejdź do treści
Źródło artykułu

14 października na wokandę wraca katastrofa śmigłowca z premierem

06.10. Warszawa (PAP) - 14 października Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wznowi po dłuższej przerwie proces ppłk. Marka Miłosza, oskarżonego o spowodowanie katastrofy śmigłowca, który rozbił się w 2003 r. z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem na pokładzie.Sąd w końcu otrzymał zamówioną jeszcze w 2008 r. opinię biegłych odnośnie tego, czy resztki rozbitej maszyny mogą wskazać przyczynę awarii. "Ocena tej opinii to ostatnia zaplanowana na obecnym etapie czynność w procesie" - powiedział we wtorek PAP rzecznik sądu ppłk Rafał Korkus. W maju 2008 r. Wojskowy Sąd Okręgowy przychylił się do wniosku obrony pilota o powołanie nowych biegłych. W 2004 r. prokuratura uznała, że wrak nie jest dowodem rzeczowym, a części maszyny przekazano różnym instytucjom. Śmigłowiec Mi-8 lecący z Wrocławia do Warszawy rozbił się 4 grudnia 2003 r. pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Miłosz zdołał awaryjnie wylądować, stosując manewr autorotacji. Doświadczeni piloci podkreślali potem jego opanowanie i umiejętności. W wypadku ucierpieli ówczesny premier Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów BOR, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób, w tym Miller, przeszło długotrwałe leczenie.Prokuratura oskarżyła Miłosza o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy - przez to, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej - i o nieumyślne spowodowanie wypadku. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.W aktach sprawy znajduje się opinia komisji wojskowej, która za najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii uznała oblodzenie. Zaznaczyła przy tym, że załoga nie miała danych wskazujących na ryzyko oblodzenia. O braku sygnałów o możliwym oblodzeniu zeznawali też przed sądem świadkowie ze służb meteorologicznych. Jak mówił sam Miłosz, późniejsze awarie silników innych śmigłowców, do których doszło mimo włączenia instalacji przeciwoblodzeniowej, przeczą ustaleniom komisji badającej wypadek.Miller mówił, że wielokrotnie latał z Miłoszem, który cieszył się opinią pilota o dużych umiejętnościach i przestrzegającego procedur. Były szef rządu dodawał, że ani on, ani jego współpracownicy, nie mają do pilota żadnych pretensji. "Przeciwnie, odczuwam wdzięczność. Gdyby nie jego umiejętności, wszyscy bylibyśmy dziś na cmentarzu" - oświadczył Miller.(PAP)sta/ itm/ jbr/
FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony