Balony z helem uniosły go na wysokość 7 km
David Blaine – amerykański kaskader i iluzjonista – dokonał tego, co jeszcze do niedawno wydało się możliwe jedynie w bajkach. Wzniósł się w powietrze trzymają pęk balonów z helem. Gigantyczne balony pozwoliły mu wzlecieć na wysokość ponad siedmiu kilometrów.
Nie była to magiczna sztuczka, a wyczyn wymagający wielu przygotowań. Ale udało się i w środę 2 września David Blaine wzleciał nad pustynią w Arizonie dzięki 52 ogromnym balonom z helem. Mężczyzna był przypięty do balonów specjalną asekuracyjną uprzężą. Miał też ze sobą spadochron, dzięki któremu mógł odpiąć się od barwnych pomocników i bezpiecznie wrócić na ziemię.
Całe przedsięwzięcie będące performancem zatytułowanym „Wniebowstąpienie”, było emitowane na żywo na platformie YouTube. Widzowie mogli obserwować nie tylko przygotowania, ale też lot – dzięki kamerze, którą kaskader miał ze sobą w trakcie wznoszenia. Jednym z najbardziej emocjonujących momentów jest ten, gdy Blaine pozostawia kamerę przyczepioną do balonów, a sam odpina się od uprzęży i spada w dół.
– Każdy wyczyn, jakiego kiedykolwiek dokonałem, dotyczy wytrwałości i przekraczania tego, co uważałem za możliwe – mówił Blaine przed lotem.
Chociaż jego początkowym celem było osiągnięcie wysokości około 5 km, dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym udało mu się wzbić na wysokość ok. 7,5 km. Blain wrócił na ziemię dzięki spadochronowi.
Pierwszy był Larry
Choć loty z balonami wypełnionymi helem wydają nam się zjawiskiem obecnym jedynie w bajkach (patrz słynny „Odlot” / „Up” Pixara), to Blain nie jest pierwszym śmiałkiem, który odważył się przenieść je do prawdziwego życia.
2 lipca 1982 r. Larry Walters odbył 45-minutowy lot na domowej roboty sterowcu składającym się ze zwykłego krzesła ogrodowego i 45 balonów wypełnionych helem. Wzleciał wówczas na wysokość 4,6 km. Startując z San Pedro w Kalifornii, przeleciał przez kontrolowaną przestrzeń powietrzną w pobliżu lotniska w Los Angeles, a podczas lądowania zaplątał się w linie energetyczne.
Na szczęście, bo inaczej być może leciałby nadal. W czasie lotu zgubił bowiem śrutówkę, która służyła mu do zestrzeliwania balonów, aby tracić wysokość. Lądowanie na linii energetycznej spowodowało 20-minutową awarię w okolicy, ale Waltersowi nic się nie stało. Choć przyznał, że miał problemy z kierowaniem prymitywnym „sterowcem”. Mimo trudności przeszedł do historii jako „Lawnchair Larry” – podaje serwis Popular Mechanics.
Jak podaje Serwis Lawnchair Larry znalazł przez lata wielu naśladowców, a niejeden kaskader próbował wzbić się w powietrze dzierżąc w dłoni kolorowe balony. Istnieje nawet specjalny kalkulator, który na podstawie wzrostu i wagi danej osoby oblicza objętość helu niezbędnego do uniesienia jej w powietrze.
Komentarze