Przejdź do treści
Agnieszka i Ola już po lotach
Źródło artykułu

Niewidomi Na Tandemach - akcja trwa

Akcja Niewidomi Na Tandemach ciągle trwa. Pogoda sprzyja rowerowym przejażdżkom. Na stronach programu cyklicznie pojawiają się relację z kolejnych imprez, informacje o nowych wypożyczalniach czy planowanych wydarzeniach.

Edycja lotnicza tej ciekawej akcji również trwa nadal. Natychmiast po tym jak pogoda stała się bardziej przyjazna zacząłem odbierać sporo telefonów chętnych do posmakowania powietrza. Tym razem z powietrzem postanowiła zmierzyć się Agnieszka.

Przygotowania trwały prawie dwa miesiące. Ograniczenia czasowe, zmiany pogody sprawiły, że nie udało się polecieć wcześniej. Wreszcie wszystko zdawało się idealnie układać. Wszyscy dysponowali wolnym czasem, a pogoda była wręcz idealna. Słonecznie, niewielki wiatr i temperatura tylko odrobinę poniżej 20°C. Loty zaplanowałem na sobotnie przedpołudnie. Brak chmur i niewielki wiatr zapowiadał lekką termikę – miałem nadzieję, że będzie to dodatkowa atrakcja.

Drogę na lotnisko pokonywaliśmy razem. Agnieszka - bynajmniej nie dla dodania sobie otuchy – zabrała na lotnisko swoją córkę Olę. W planie mieliśmy również lot Oli. Całą drogę rozmawialiśmy o naszym locie. Dawno nie odpowiadałem na taką liczbę pytań dotyczących latania. Chyba każdy pilot motolotni takich pasażerów lubi najbardziej. W końcu można się wygadać, opowiedzieć o skrzydle, silniku, śmigle, wózku, chmurach, pogodzie, lądowaniu, termice, noszeniach, wietrze, lotnisku, własnych przygodach itd. ,itd.

Dla mnie droga minęła bardzo szybko. Po zaparkowaniu w pobliżu hangaru zacząłem przygotowywać sprzęt. Po 15 minutach wszystko było gotowe. Krótko omówiłem i pokazałem główne elementy motolotni. Byliśmy gotowi do lotów więc zapytałem – kto leci pierwszy. Wcale się nie zdziwiłem kiedy okazało się, że Ola chce koniecznie lecieć pierwsza. Miał być to jej pierwszy kontakt z lataniem – dlatego wcześniej prosiłem Agnieszkę o jej odpowiednie przygotowanie. Dla pewności jeszcze raz wyjaśniłem jak będzie wyglądał lot, czego możemy się spodziewać, w jakim kierunku polecimy. W tym czasie do lotów przygotowywali się również spadochroniarze dlatego uprzedziłem, że możemy czekać zarówno na start jak i lądowanie.


Ola gotowa do lotu.

Ola szybko zajęła miejsce w motolotni, a ja zająłem się jej pasami bezpieczeństwa. Ola ma niemal identyczna posturę jak moja córką, z którą często latam – więc bardzo szybko ustawiłem dla niej pasy i zabezpieczenie kasku. Uprzedziłem też jak się można ze mną komunikować przez interkom. Obawiałem się nieco, że tu możemy mieć drobny problem. Poziom hałasu w motolotni, opływające powietrze sprawia, że do mikrofonu trzeba mówić bardzo głośno. Mikrofony różnicowe stosowane w takich warunkach mają właśnie takie wymagania.

Po kolejnych 10 minutach siedzieliśmy już razem w motolotni. Uruchomiłem silnik, który bardzo szybko osiągnął właściwą temperaturę. Wcześniej ustaliliśmy, że zanim wystartujemy przejadę z Olą dłuższy kawałek na ziemi rozpędzając się do prędkości bliskiej startowej. Chciałem się upewnić, ze hałas, duża prędkość i wibracje, które mają miejsce w trakcie startu nie przestraszą Oli. Tak też zrobiłem. Po zatrzymaniu zapytałem:

- Jak było? Czy wszystko w porządku?
- Trochę głośno ale w porządku – śmiało odpowiedziała Ola.
- Świetnie, w takim razie kołujemy na pas.

Powoli ruszyliśmy w kierunku pasa. Cały czas przez interkom informowałem Olę co robimy. Chwilę czekaliśmy, aż skoczkowie wylądują i już zajmowaliśmy miejsce na pasie. Uprzedziłem, że będziemy startować i szybko ruszyliśmy. Po kilku sekundach byliśmy w powietrzu. Jeszcze raz zapytałem czy wszystko w porządku i ... nic nie usłyszałem. Kolejne pytanie i znowu cisza. W końcu wyłączyłem zupełnie blokadę szumów i zapytałem po raz trzeci. Teraz usłyszałem ciche: „tak – wszystko w porządku".

Tego się właśnie obawiałem. Jak sądziłem – Ola mówiła nieco za cicho. Jak się potem okazało – w trakcie kołowania i startu mikrofon się jej nieco przesunął i nie była wstanie na tyle głośno mówić, żeby uruchamiać komunikację. Na szczęście usłyszałem, że wszystko jest w porządku więc ruszyliśmy najpierw na południe w kierunku zapory w Dębę. Nie zwracając uwagi, że ja niewiele słyszę – pokazywałem i opowiadałem Oli o tym co widzimy, co jest pod nami. Pokazałem min. pasące się konie, które wcześniej widzieliśmy z okien samochodu.


Ola w głębokim zakręcie.

Dochodziła godzina dziesiąta i termika wyraźnie się budziła. Odrobinę się obawiałem czy dla Oli nie będzie to nieprzyjemne doznanie. Jak się potem okazało – moja obawy były zupełnie zbyteczne.

Dalej polecieliśmy w kierunku Zalewu Zegrzyńskiego i zawróciliśmy w kierunku lotniska. Momentami termika była całkiem silna. Jak przewidywałem musieliśmy chwilę poczekać na skoczków zanim mogliśmy wylądować.

Pod hangarem szybko wypiąłem Olę, która uśmiechnięta pobiegła do Mamy. Jak sama powiedziała – bardzo jej się podobało i w ogóle się nie bała.

Teraz przyszła kolej na Agnieszkę. Po dłuższej chwili kołowaliśmy już w kierunku pasa. W tym czasie Ola obserwowała nas przez swoją lornetkę. Przed samym pasem musieliśmy zaczekać przez dłuższą chwilę na start samolotu ze skoczkami, który został zresztą odłożony. Po chwili zamieniliśmy się miejscami – samolot wrócił na stojankę – my pokołowaliśmy na pas.

Tak jak poprzednio – krótko uprzedziłem, że startujemy – przepustnica w pozycję maksymalną. Zmienny wiatr nieco wydłużył moment oderwania ale po chwili ostro wyrywamy do góry. W słuchawkach słyszę śmiech – to dobry znak.

I tym razem lecimy na południe. Szybko nabieram wysokości do 450 metrów. Tu wyżej nie możemy bo nad nami – na 610 metrach - rozpoczyna się strefa TMA Warszawa i ścieżka podejścia do lotniska w Modlinie. Termika jest już bardzo mocno wyczuwalna. Momentami trafiamy na kilkusekundowe noszenia w granicach 2-3 m/s. Cały czas informuję przez interkom na jakiej wysokości jesteśmy i w jakim kierunku lecimy. W pobliżu Zalewu Zegrzyńskiego zawracamy. Praktycznie cały czas mamy górki i doły termiczne. Bąble wyraźnie zadzierają nam nos do góry, po kilku chwilach zjeżdżamy w dół. Agnieszce się to wyraźnie podoba. Już po kilku takich zjazdach bezbłędnie wyczuwa moment kiedy nas niesie do góry, a kiedy zjeżdżamy w dół.


Motolotnia w noszeniu termicznym. Widać wiraźnie uniesiony w stosunku do horyzontu nos - porównaj z kolejnym zdjęciem.

Cały artykuł można przeczytać na stronie: www.microaviator.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony