Drogocenne drobiazgi: "A może znowu się uda...?"
Połowa lat 70 - tych. Pogoda super- błękitne niebo, widać "milion na milion". Na lotnisku rząd samolotów zawodników dopiero co wczoraj zakończonych rajdowych samolotowych mistrzostw Polski. Trener Zdzisław Dudzik dał w tym roku "nieźle popalić" - niemal 20 godzin tras nawigacyjnych, liczenie trasy w powietrzu, pochowane po trasie znaki no i zdjęcia... nie do znalezienia. Humory wspaniałe, a do tego perspektywa powrotu do domu po 10 dniach zmagań w konkurencjach lotniczych bezcenna.
Bagaż w samolocie, teraz jeszcze formalności związane z wylotem i lecimy. Szok - "nigdzie nie polecicie" - te słowa organizatora diametralnie zmieniają nasz nastrój - "od zachodu przez pół Polski 'cieplak', widzialności poniżej minimów, ciągły opad deszczu, a o podstawie chmur lepiej nie mówić". Nasz samolot Jak 12A nie ma nawet NDB jedynie KI 13. Niech to... a takie mieliśmy wspaniałe plany. Trzeba dopaść jakiś telefon - jest automat - no odbierz… Stróż, nikogo innego nie ma. bo pogoda taka, "że wrony na piechotę chodzą". Jaka jest podstawa chmur? - co ??? nie widać chmur, bo tak leje, ale przecież musi być coś widać… Trzeba będzie gamonia przeszkolić po powrocie - jak już tam siedzi to niech będzie w przyszłości przydatny.
Co robić???
Wychodzą konkurenci z Krakowa. Mają szansę dolecieć do domu przed frontem. My mamy zdecydowanie dalej na zachód - no tak ze dwa razy - ale... Perspektywa siedzenia na lotnisku, czy w akademiku, gdzie mieszkaliśmy - koszmarna. Chytry plan - wylecieć z tego lotniska za wszelką cenę, a później się zobaczy - lecimy do Krakowa.
Uff oderwaliśmy się. Patrząc na widoki z samolotu nie mieliśmy wątpliwość - super decyzja. Kraków - pogoda wspaniała - decyzja może być tylko jedna - lecimy dalej. Ale dalej powoli robi się coraz gorzej-wszystko siada - niskie chmury dociskają do ziemi, przed nosem samolotu robi się szaro, zaczyna padać. Ile zostało do naszego lotniska? Pół godziny lotu - damy radę? Ale jak będzie gorzej - gdzie lecieć? Starczy paliwa?
Okolicę znamy na pamięć, jesteśmy w treningu nawigacyjnym. Pewnie nie będzie gorzej, ale niepokój rośnie. Co ten stróż mówił, jak daleko widział przez okno? Zaraz, zaraz tutaj jest wysoki maszt – ok. miniemy go bokiem. Rzeka Odra, musimy odlecieć w kierunku linii kolejowej - dwa potężne słupy energetyczne na brzegach rzeki pewnie są w chmurach - trzeba szybko zmienić kurs - jest linia kolejowa, teraz wioska, polna droga, betonówka, pole rzepaku, klapy, skok śmigła, krzaki, po "gazie" i wolno toczymy się po trawie.
Cisza - chyba przegięliśmy - z ziemi też nie wygląda to najlepiej - lot jeden z tych JESZCZE RAZ SIĘ UDAŁO.
Stróż patrzy na nas jak na super lotników - przylecieli w taką pogodę. Ja mam inne odczucie - jeszcze czuję mrowienie na plecach jak sobie przypomnę ostatnie lądowanie. W rozmowach bagatelizujemy sytuację, ale tak na prawdę to mam "moralnego kaca". Daliśmy świadomie wpuścić się w sytuację bez wyjścia - uratowała nas jedynie znajomość "mebli" wokół naszego lotniska i spory trening nawigacyjny.
Czy DECYZJA lotu po otrzymanej informacji o pogodzie na lotnisku docelowym była przemyślana czy też wynikała z emocji i chęci wykonania lotu? Czy mając wiedzę, co może nas spotkać na trasie nie postąpiliśmy jak ignoranci? Co więcej - nie zostawiliśmy sobie żadnej alternatywy na samolocie bez żadnych pomocy radionawigacyjnych i bez konkretnego zapasu paliwa, a przy istniejącej w tym czasie kontroli przestrzeni powietrznej o naprowadzaniu można było natychmiast zapomnieć. Ciśnie się na myśl jeden wyraz GŁUPOTA.
(...)
Komentarze