Przejdź do treści
Źródło artykułu

Szybowcowe Mistrzostwa Świata Prievidza 2010

11.07.10 Konkurencja 6 (Club) - 11.07

Czekałem na ten dzień... Już się przyzwyczaiłem, że coś się sypie w jednej z konkurencji a dzisiaj posypało się i to bardzo. Do pierwszego punktu szło nawet sprawnie. Leciałem dosyć wysoko. Po punkcie w rejonie na południe od Ruzemberoku nie złapałem dobrego komina i zjechałem do ziemi. I właściwie po ziemi jechałem do samego lotniska. Nie mogłem wdrapać się nad grzbiety. Widziałam nad sobą chmury , ale i granie wyżej ode mnie, z których kształtowały się kominy. Tam gdzie powinienem wykręcić podstawę, żeby wlecieć nad kolejne pasma wysoko nic nie znajdywałem. Latałem nisko i wolno. Zatrzymał mnie również Krywań a na dolocie spłynąłem w dolinę ratując się w 0,3na 300 AGL. Nad górkami były chmury, ale dla tych co latali wysoko,

10.07.10 Konkurencja 4 (std) - 10.07

Ls 8 na lotnisku w Martinie już początek dnia zapowiadał kłopoty - starty ziemne długo były opóźniane, sonda (duo discus bez wody...) ledwie trzymała się w powietrzu, a nam skrócono zadanie już na gridzie. Po starcie nie było za ciekawie. Noszenia słabiutkie, rzadko kiedy trafiało się coś ponad metr, ledwie udawało się dokręcić do 1500QNH, czyli niecałe 1300 nad lotnisko - tutaj w górkach to naprawdę niewiele. Udało nam się na szczęcie w kilkanaście szybowców przeskoczyć na drugą stronę Vtacznika, gdzie tworzył się całkiem ładny cumulus. Dawał niewiele ponad metr noszenia, ale zdobywaliśmy tam kolejne setki metrów, obserwując, jak reszta szybowców męczy się w parterze nad lotniskiem. Wiele było ponownych startów ziemnych tego dnia. W końcu osiągnęliśmy ponad 2000QNH i z tego odeszliśmy na trasę. Z tej wysokości bez problemu opadliśmy szybko szybowce, które odchodziły wcześniej, ale dużo niżej.

Początek trasy był jednak niełatwy. Łapaliśmy jakieś meterki, aż w końcu przeskoczyliśmy do doliny rozciągającej się na południe od niskich Tatr. Tam zaczęła się jazda - podstawa 2700, noszenia niemal 3metrowe i szlaki. Niestety od 20km przed punktem zwrotnym chmury się skończyły, a punkt - Kralova Hora na niemal 2000m.... na szczęście pod ostatnią chmurą udało się wykręcić 2700m i dolecieć nad szczytem do punktu. Ci, którym się to nie udało już tutaj mieli spore problemy. Punkt zaliczyliśmy około 16 godziny, a do przelecenia było jeszcze ponad 200km. Pogoda niestety zaczęła się komplikować.

Po punkcie trafiliśmy co prawda bardzo silny komin, ale do drugiego musieliśmy już dolecieć z wysokości w nim zdobytej. Chmury zaczęły się rozlewać i nie bardzo chciały nosić. Po zaliczeniu kolejnej górki, tym razem na południe od niskich Tatr, ruszyliśmy na północ, do ostatniego punktu. Wydawało mi się, że nie przeskoczę już pasma Niskich Tatr, ale na szczęście na Chochuli, na słońcu trafiłem 2 metry. Wykręciłem 2700 i poleciałem w obszar zupełnie już atermiczny. Dotarłem do pasma małej fatry nie trafiwszy żadnego noszenia. Tam w jakiś bąblach latałem chwilę z Niemcami i Sebastianem, którego dogoniłem.

Tutaj też popełniłem bardzo kosztowny błąd - zamiast zaryzykować lot do punktu - którym była Kubinska Hola - szczyt całkiem wysoki do zdobycia jak na tę godzinę i warunki, poleciałem na północ pod chmury. Zrobiłem to jednak po zbyt długim wyczekiwaniu nad Fatrą i nie zdołałem wykręcić więcej niż 2000m. Z odległości 17km było to zbyt mało, by zaliczyć PZ - udało się tylko wlecieć w strefę za 50 punktów karnych. Mało tego - było też już za późno, by w tym rejonie znaleźć jakikolwiek komin. Z trudem wydostałem się z doliny Dolnego Kubina do doliny Martina. Liczyłem na to, że Mała Fatra jeszcze "wyprodukuje" jakiś komin, niestety, nic z tego. Z minimalnym zapasem wysokości udało mi się dolecieć do lotniska w Martinie, gdzie zakończyłem mój lot. Niestety 20 zawodników ukończyło zadanie, więc straty punktowe bardzo duże...

Czytaj wcześniejsze relacje polskich zawodników na stronie Gliding Team.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony