Rozmowa z prezesem Portu Lotniczego Bydgoszcz
Z Tomaszem Moraczewskim, prezesem ciągle jeszcze Portu Lotniczego Bydgoszcz, rozmawia Sławomir Bobbe.
Jak właściwie nazywa się lotnisko w Bydgoszczy, to Port Lotniczy Bydgoszcz, PLB z siedzibą w Białych Błotach czy może Port Lotniczy Bydgoszcz-Szwederowo?
Port zajmuje ponad 520 hektarów, z administracyjnego punktu widzenia znacząca większość portu leży w gminie Białe Błota. Jedynie jego północna część znajduje się w Bydgoszczy. Nazwa Bydgoszcz-Szwederowo wynika z terminologii wojskowej. Właściwie wszystkie lotniska w kraju mają podwójne nazwy. W Bydgoszczy dodano dzielnicę, podobnie jest w przypadku Poznania- Ławicy czy Warszawy-Okęcia, a np. Kraków-Balice to gmina. Część portów mocno wykorzystuje znane nazwiska, jak choćby Wałęsy w Gdańsku czy Chopina w Warszawie. To bardzo dobrze działa wizerunkowo.
Skąd pomysł, żeby zmieniać nazwę PLB i rozszerzyć ją o Toruń?
To już trzecia próba rozszerzenia nazwy. W 2009 roku, przy innej strukturze właścicielskiej, podmiot prywatny, a więc trudno podejrzewać, że kierował się jakimiś sympatiami politycznymi, wystąpił z taką propozycją. My ze swojej strony od dłuższego czasu prowadziliśmy rozmowy sondażowe. Jednak w tamtym czasie wola Torunia do takiego zaangażowania nie była aż tak duża. Z drugiej strony my jako port nie potrzebowaliśmy tych środków na rozwój, mieliśmy fundusze unijne. Kiedy jednak w 2015 roku wykorzystaliśmy wszystkie dostępne środki na potężny program inwestycji i modernizację, rozpoczęliśmy działania zmierzające do pozyskania nowych środków. Od 2015 toczyły się rozmowy i negocjacje, i nic nie wskazywało na to, że wokół sprawy wybuchnie aż taka awantura.
Pan naprawdę myślał, że ten pomysł wzbudzi w Bydgoszczy entuzjazm?
Decyzja o zmianie nazwy nie zapadła. Jutro w tej sprawie mamy głosowanie. Do zmiany wystarczy głos posiadaczy 75 procent akcji. Tyle są w stanie zebrać samorząd województwa i Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze. Biznes nie lubi jednak jupiterów, a ta sprawa rozgrywa się na wysokich szczeblach rządowych. Dziwi mnie, że sprawa urosła do takiej rangi.
W jaki sposób dodanie Torunia do nazwy ma zwiększyć liczbę odwiedzających?
Można odwrócić pytanie - czy zmiana nazwy zaszkodzi? Tu nie chodzi o to, że Toruń płaci 5 mln. To Toruń, który chce się mocniej zaangażować. Bo kto to zrobi? Dlaczego w świecie kapitalistycznym są fuzje, dlaczego korporacje się łączą. Po to, by ograniczać koszty. Tu mamy synergie, zależy nam na pozyskiwaniu klientów i inwestorów z zagranicy. Działając razem można robić to taniej.
Ile Bydgoszcz zainwestowała w lotnisko, a ile Toruń?
Dużym sukcesem jest to, że Toruń uczestniczy od kilku lat w kampanii marketingowej na pokładach samolotów Ryanair, gdzie kiedyś działania te były oparte tylko na Bydgoszczy, później do kampanii dołączyło województwo. Tej wielkości lotniska potrzebują pieniędzy. Od roku 2010 roku można znaleźć balans pomiędzy zaangażowaniem stron. Przypomnę, w promocję na pokładach Ryanair województwo angażuje się w 53 proc., Bydgoszcz daje 30 proc. tej kwoty, a Toruń 17 proc. Nie jestem od tego, by bronić Torunia, jestem prezesem zarządu spółki. Moja teza jest taka - przez dokapitalizowanie zwiększy się zaangażowanie Torunia. Toruń daje również nazwę, która jest na pewno dobrą, rozpoznawalną turystycznie marką. W końcu każdego roku odwiedza ją ponad 2,5 mln turystów, Bydgoszcz niespełna 600 tysięcy. Czy to jest miarodajne? Nie wiem. Nazwa Bydgoszcz-Toruń nie będzie szkodzić rozwojowi portu.
Czytaj całość artykułu na stronie www.express.bydgoski.pl
Komentarze