Przejdź do treści
Źródło artykułu

Za sterami symulatora A320, czyli poczuj się jak pilot liniowy...

Choć nie mam w zwyczaju używać ogólników, myślę, że w tym przypadku nie pomylę się za bardzo mówiąc, że każdy z nas, bez względu na wiek czy też płeć, przynajmniej choć raz w życiu zapragnął usiąść za sterami wielkiego samolotu pasażerskiego, by przekonać się jak to jest i czy potrafiłby sprostać zadaniu...

Na całe szczęście, dzięki dostępnej w dzisiejszych czasach technologii, marzenia te są całkiem realne i tak na prawdę, każdy z nas może poczuć się jak kapitan załogi Airbusa czy też Boeinga.

Oczywiście, symulatory nie są niczym nowym i tak na prawdę można z wielkim powodzeniem już za parę tysięcy złotych, zbudować u siebie w domu całkiem sensowne urządzenie tego typu. Wystarczy do tego odpowiednio mocna karta graficzna potrafiąca obsłużyć trzy monitory, realistyczny kontroler i dobre oprogramowanie. Dzięki temu już możemy wykonywać niezliczone zadania lotnicze najróżniejszymi typami statków powietrznych.

Tym wszystkim natomiast, którym to nie wystarczy, wychodzi na przeciw firma iPilot mająca swoje oddziały w wielu europejskich miastach i oferująca, jak twierdzą jej przedstawiciele, najbardziej realistyczne doświadczenia, od których silniejsze doznania zapewnia jedynie lot prawdziwą maszyną.

Aby zweryfikować to stwierdzenie, udaliśmy się z wizyta do oddziału iPilot w szwajcarskim Zurychu gdzie znajduje się symulator Airbusa A320. Na miejscu przyjęli na nas dwaj bardzo sympatyczni panowie - kolejno: Liad Zychlinsky oraz André Betz - zawodowi piloci, z których ostatni przez wiele lat był związany z EasyJet.


Samo biuro nie jest specjalnie przestronne, ale z powodzeniem zmieści się w nim mała grupa ludzi.


Uwagę przykuwają jak zwykle małe i pozornie nieistotne detale, takie jak siedzenia pasażerskie i okna żywcem wyjęte z prawdziwego samolotu za którymi zamontowane ekrany LCD w czasie rzeczywistym wyświetlają to co widać na trawersie w czasie lotu.


Przy kawie omówiliśmy wszystkie istotne kwestie związane z zadaniami, które zostały zaplanowane tak, by wypełnić cały dostępny wieczór. Co ciekawe, debriefing dostosowany jest zawsze do poziomu wiedzy odwiedzającego ich w danej chwili klienta i prawdę powiedziawszy, zupełnie nie dziwię się, że latają z nimi nawet i sześciolatki. Przydaje się natomiast mimo wszystko każda wiedza i poziom doświadczenia, które są przydatne, aby nie tracić czasu na omawianie zagadnień takich, jak VOR czy też klapy. To głównie dlatego, że im szybciej skończymy, tym szybciej możemy usiąść na magicznym lewym fotelu i jakżeby inaczej, założyć dostępną czapeczkę.


Sam symulator - bo to przecież jest meritum sprawy, to w 90% wierna kopia kokpitu Airbusa A320, wykonana przez kanadyjską firmę FlightDeckSolutions (http://www.flightdecksolutions.com), która od 1999 roku zajmuje się budową symulatorów Boeinga i Airbusa przeznaczonych do rozmaitych zastosowań (od profesjonalnych, aż po kinematografię).


System, który zarządza wszystkimi komponentami razem, wykonany został przez bliżej niesprecyzowaną specjalistyczną firmę mającą swoją siedzibę w Niemczech. Software natomiast oparty jest na znanym silniku Prepar3D autorstwa Lockheed Martin (http://www.prepar3d.com). Oprogramowanie to pozwala na nieograniczone latanie po całym świecie i interakcje z ponad 24 tys. lotniskami. Możliwa jest symulacja dowolnych warunków pogodowych, takich jak m.in burze czy śnieg oraz awarii technicznych obejmujących pożar jednego z silników czy też awarię systemu wypuszczania podwozia. W praktyce jednak panowie poprosili mnie abym nie sprawdzał czy A320 nadaje się do akrobacji, a to ze względu na fakt, iż zdarzyło im się już wcześniej zawiesić software przy takich próbach, a restart - jak mówią, jest bardzo czasochłonny.

Koszt całego zestawu którym dysponuje iPilot oscyluje w granicach 165 tys. dolarów i o ile w obecnej konfiguracji nie jest certyfikowany, aby móc robić na nim Type Rating, to z powodzeniem mógłby zostać do tego dostosowany. Warto nadmienić, że docelowym klientem firmy są w większym stopniu osoby, które czas spędzony w kokpicie traktują jako przygodę. Według statystyk, 90% klientów to ludzie nie mający z lotnictwem nic wspólnego, a voucher na godzinę czy dwie dostali w prezencie. Trudno zaprzeczyć, że jest to ciekawy pomysł na podarunek.

Wracając natomiast do samego lotu, wirtualny samolot czekał na nas na lotnisku w Zurychu skąd zaplanowany został krotki lot do odległej o niecałe 100 kilometrów Bazylei.


To idealny dystans, aby móc wyczuć jak reaguje maszyna i pozbyć się swoich nawyków. A320 był bowiem pierwszym samolotem tej kategorii, w którym zastosowano system fly-by-wire, a więc w pełni cyfrowe sterowanie. Dzięki temu, do dyspozycji mamy takie udogodnienia jak automatyczne trymowanie w każdej płaszczyźnie, co choć jest zdecydowanym plusem, to w praktyce wymaga chwili do przyzwyczajenia.

Po Bazylei, przyszła kolej na bardziej malowniczo położone lotniska - po locie wzdłuż Cote d'Azure, lądowaliśmy w Nicei:



St. Maarten:

po zachodzie słońca w Genewie:

czy też Sao Paulo:

Samo odwzorowanie terenu jest na tyle dobre, że znając wyżej wspomniane lokalizacje, rzeczywiście nie mamy żadnych wątpliwości gdzie w danej chwili się znajdujemy. Jako, że najciekawszym elementem lotu było samo podejście i lądowanie i własnie na tym skupialiśmy głównie uwagę.

Zgodnie z realiami latania rozkładowego, zdecydowana większość symulacji wykorzystywała zasady IFR, a więc lot według wskazań instrumentów. Kluczową funkcją był oczywiście flight director, który znacznie ułatwiał utrzymanie właściwego kursu oraz glide slope'u przy każdym podejściu. O tyle o ile przepustnicy nie trzeba było dotykać, aż do usłyszenia charakterystycznego odliczania wysokości względnej w dziesiątkach stóp i w końcu polecenia "retard", zmiany zadanej wysokości, prędkości oraz położenia klap czy też podwozia dokonywać trzeba było ręcznie. Kapitan Betz ani razu nie uchybił procedur i za każdym razem, przechodził przez całą pre-landing checklist-e w najmniejszym detalu. Przykładowo, włączając sygnalizację zapięcia pasów w kabinie pasażerskiej, gdzie jak wiadomo, nikogo nie było. A propos realizmu i co ciekawe, symulator nie specjalnie przewidywał odchylenia steru wysokości do siebie tuż przed przyziemieniem, tak aby wpierw dotknąć pasa podwoziem głównym - samolot natychmiast podrywał się do lotu mimo przepustnicy ustawionej w położeniu "idle".

Wszystkie te procedury i skupienie na odczytach awioniki sprawiają, że mało kiedy tak naprawdę wygląda się na zewnątrz, gdzie trzy gigantyczne ekrany ciekłokrystaliczne wyświetlają całkiem ładnie krajobraz. W oddali widać inny ruch powietrzny, choć nie wiem czy można na przykład spowodować kolizje. Teoretycznie powinno to być możliwe, choć załoga iPilot przyznała, że nie przyszło im nigdy do głowy spróbować. Dla wszystkich fanatyków gier komputerowych, których interesuje zwykle wynik ilości wyświetlanych klatek na sekundę, cenna będzie z pewnością informacja, że symulator mimo dużego obciążenia, całość wyświetla w miarę płynnie przy około 25-30 fps, a lekkie zacięcia animacji zdarzają się sporadycznie.

Po blisko dwóch godzinach w powietrzu, przyszedł czas się pożegnać. Na sam koniec, zapytany, czy są jeszcze jakieś lotniska gdzie chciałbym zabrać czerwonego Airbusa, bez zawahania wyrecytowałem Echo Papa Kilo Mike a to głównie za sprawą wielkiego sentymentu jakim darze to lotnisko. Dla wszystkich, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości, możemy potwierdzić, że 1100 metrów betonu na katowickim lotnisku Muchowiec wystarczy aby poderwać pustego A320 choć z lądowaniem może być już trochę gorzej :)


Dlatego też zamiast latać po kręgu, wykonaliśmy niski przelot nad Katowicami.


Podsumowując, jest to z pewnością ciekawe doświadczenie, które powinno znaleźć się na obowiązkowej liście każdego entuzjasty lotnictwa. Szkoda jedynie, że symulator nie potrafi odwzorować fizyki samego lotu i że nie ma możliwości prowadzenia łączności radiowej, ale jak mawiają, nie można mieć wszystkiego. Dla przykładu, w Szwajcarii, najtańsze programy zaczynają się od 100 CHF, a więc około 350 zł, choć od czasu do czasu pojawiają się duże promocje.

Dziękujemy serdecznie całej ekipie iPilot, a zwłaszcza wspomnianym wyżej instruktorom oraz pani Ricardzie Polensky za udzielenie wielu cennych informacji!

M.Bem

Więcej informacji dotyczących centrum iPilot jest dostępne na stronie www.flyipilot.com 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony