Ciekaw jestem, skąd będziemy brali lotnicze talenty i fachowców...
Lotnictwo od zawsze budziło podziw i respekt zwłaszcza u osób, dla których było niedoścignionym marzeniem, a często nawet czymś trudnym do zrozumienia. Niewątpliwą okazją do bliższego obcowania z nim są pokazy lotnicze, które dostarczają mnóstwa niezapomnianych wrażeń i dają szansę zbliżenia się do czegoś, co na co dzień wydaje się być poza zasięgiem.
O znaczeniu pokazów lotniczych, sposobie ich komentowania i lotniczych pasjach z Tadeuszem Sznukiem rozmawia Paweł Kralewski.
Tadeusz Sznuk – ur. 16 lipca 1943 roku w Kielcach, dziennikarz radiowy i telewizyjny, prezenter telewizyjny, komentator pokazów lotniczych, pilot samolotowy i śmigłowcowy. Absolwent XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie i Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Od 1959 do 1964 r. lektor i reporter Rozgłośni Harcerskiej. Laureat wielu nagród, wśród nich: Złoty Mikrofon (1988), Mistrz Mikrofonu (1994). W 2002 r. otrzymał tytuł Mistrza Mowy Polskiej, a w 2005 Diamentowy Mikrofon. Od 1964 r. związany z Polskim Radiem. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2011) i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2005)
Paweł Kralewski: Jaką rolę w Pana ocenie odgrywają pokazy lotnicze dla środowiska lotniczego, a jaką dla przeciętnego widza?
Tadeusz Sznuk: Dla lotników stanowią okazję do spotkań, porównania umiejętności, zaprezentowania osiągnięć. Dla publiczności – zbliżenia się do lotniczego świata, na co dzień raczej odległego i zamkniętego. Są też okazją do dowiedzenia się czegoś o lataniu w ogóle. Czasem do osobistego spróbowania kontaktu z powietrzem. Choć to ostatnie nie jest tanie. W Lesznie na przełomie czerwca i lipca latało prawie tysiąc gości pikniku szybowcowego.
PK: Czym różnią się dzisiejsze pokazy lotnicze od pierwszych pokazów, w których Pan uczestniczył?
TSZ: W tych pierwszych były aerokluby, wytwórnie lotnicze i wojsko. Pokazy były uroczystym przerywnikiem w codziennym lataniu i okazją do publicznej prezentacji. Teraz też są, ale przewagę zdobywają zawodowi lotnicy pokazowi – czy to indywidualnie, czy w zespołach.
PK: Czy pokazy podlegają jakiejkolwiek klasyfikacji? Które z nich Pana zdaniem można uznać za najważniejsze i dlaczego?
TSZ: Pewnie podlegają wielu klasyfikacjom. Z punktu widzenia widzów dzielą się, bardzo prozaicznie, na płatne i bezpłatne. Tę samą różnicę, jeszcze wyraźniej czują organizatorzy, którzy muszą albo sami zapłacić, albo szukać sponsorów, o których w kryzysie (nawet na polskiej „zielonej wyspie” bardzo trudno), albo ryzykować, że kalkulacja wstępna zawiedzie i wpływy z biletów nie pokryją kosztów.
Pokazy odbywają się najczęściej nad lotniskami, ale powstają też nowe, poza lotniskami, w szczególnej scenerii. Był – i mam szczerą nadzieję, że będzie – Płock. Samoloty nad rzeką, widzowie na skarpie. Jest największy teraz tego rodzaju pokaz w Giżycku – widzowie na plaży i na łódkach, latanie nad wodą, lądowania i starty także. Takie pokazy w szczególnej scenerii są bardzo efektowne, ale – coś za coś – nie dają bezpośredniego kontaktu publiczności z lotnikami, bo z miejsca pokazu na lotnisko jest kilka, albo i kilkadziesiąt kilometrów. No i loty widokowe, które mogłyby wspomóc finanse organizatorów w takich okolicznościach trudniej jest zorganizować.
Niektóre pokazy jak te, które mieliśmy co roku w Czyżynach są bardziej spotkaniem lotników. Są też wyraźnie przeznaczone dla publiczności, jak wojskowe Air Show, czy dawniej Góraszka. I są takie, które promują miasto, czy region, uważane za miejscowe atrakcje turystyczne – Giżycko, Leszno, Płock. Można je dzielić według różnych kryteriów.
PK: Jaką rolę w Pańskiej dziennikarskiej karierze odgrywają pokazy?
TSZ: Doświadczenie pokazało, że żadną. Tyle, że czasem koledzy dziennikarze o coś tam mnie pytają. Podobnie jak Pan teraz.
PK: Co według Pana w trakcie pokazów jest najciekawsze, przykuwa największą uwagę?
TSZ: Praktycznie niemal wszystko. Pod warunkiem, że publiczność wie, co się teraz w powietrzu dzieje, na czym to polega i kto to robi.
PK: Czy prowadzenie tego typu imprez wymaga odpowiedniego poziomu wiedzy czy wystarczą wyłącznie umiejętności dziennikarskie (komentatorskie)? Jakiego poziomu wiedzy wymaga komentowanie pokazów lotniczych?
TSZ: O to trzeba zapytać Pana doktora Jana Hoffmanna z Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Podejrzewam, że on wie wszystko o czymkolwiek, co się unosi w powietrzu. I to jest odpowiedni poziom wiedzy. Ale nie do osiągnięcia dla innego śmiertelnika.
PK: Gdyby miał Pan stworzyć podręcznik (poradnik) dla osób prowadzących pokazy lotnicze - jakie wskazówki by się w nim znalazły?
TSZ: Nie stworzę poradnika, więc nie wiem jakie powinny w nim być wskazówki. Sadzę, że warto dbać o to, by wysiłek uczestników pokazów docenili widzowie, trzeba więc im tę sprawę objaśniać. Lotnicy i tak zobaczą, o co chodzi albo sami się dowiedzą.
PK: Czego Pana zdaniem brakuje we współczesnych pokazach lotniczych a czego jest za dużo?”
TSZ: Niczego nie ma za dużo. A za mało jest pokazów, bo brakuje na nie środków. Ciekaw jestem, skąd będziemy brali lotnicze talenty i fachowców, jeśli nie będzie takiego miejsca pierwszego kontaktu z lataniem, jakim są pokazy.
PK: Czy jako pilot miewa Pan podczas pokazów czasem ochotę, aby zamienić się miejscami z którymś z pilotów biorących udział w pokazach?
TSZ: Nigdy. Doceniam ich kunszt, ale nie mam takich umiejętności ani ambicji. Każdy powinien działać w granicach swoich kompetencji i robić to, co potrafi.
PK: Pytanie, które zadajemy wszystkim rozmówcom. Jakiej muzyki Pan słucha?
TSZ: Łagodzącej obyczaje. Najczęściej słucham muzyki w mało sprzyjających okolicznościach, bo w aucie. Tam sprawdza się łatwiejsza muzyka poważna i filmowa. Jakoś mniej wtedy głośno komentuję zachowanie innych użytkowników drogi… Coraz częściej słucham też muzyki na pokazach, kiedy wyczyny w powietrzu ilustrujemy muzyką na ziemi. Chciałbym kiedyś zobaczyć lot do któregoś z klasycznych utworów. Mam nadzieję, że może kogoś uda mi się namówić…?
W Giżycku był w zeszłym roku akrobata, który poprosił, żeby jego lot zilustrować jakimś rockandrollem. Nie wiedział, że tę samą muzykę, która była odtwarzana na ziemi puścimy mu przez radio – za pozwoleniem kierownika lotów do słuchawek w samolocie. Natychmiast wszedł w rytm. Ale nie mam pewności, czy słuchanie muzyki podczas lotu, zwłaszcza akrobacyjnego, nie rozprasza pilota.
PK: Bardzo dziękuję za rozmowę.
TSZ: Dziękuję.
Od Redakcji dlapilota.pl:
Dziś (16.07.2012), nasz rozmówca obchodzi swoje 69 urodziny - z tej okazji składamy najserdeczniejsze życzenia samej pomyślności i dalszej niezachwianej miłości do lotnictwa!
Komentarze