Spektakularne sukcesy sportowe Aeroklubu Częstochowskiego
Aeroklub Częstochowski przeżywa złoty okres. W ciągu niespełna trzech tygodni członkowie Acz zdobyli na mistrzostwach świata dwa złote medale oraz dwa srebrne. A częstochowscy piloci, szybownicy i modelarze należą do najlepszych na świecie. Tym spektakularnym sukcesom sportowym Aeroklubu Częstochowskiego była poświęcona konferencja prasowa zorganizowana w miniony czwartek.
Uczestniczyli w niej modelarz Marian Kaziród, sześciokrotny mistrz świata i dwukrotny wicemistrz świata w konkurencji F4B – modeli redukcyjno-latających na uwięzi, który na zakończonych w sierpniu br. mistrzostwach świata zdobył srebrny medal, a także Zbigniew Nieradka, nowy szybowcowy mistrz świata w klasie 18-metrowej oraz najbardziej utytułowany pilot świata Janusz Darocha, który wraz z nawigatorem Zbigniewem Chrząszczem zdobył przed kilkoma dniami złoty medal na mistrzostwach świata w lataniu rajdowo-nawigacyjnym w słowackiej Dubnicy. Na konferencji brakło tylko Michała Osowskiego, który wraz z pilotem Michałem Wieczorkiem z Aeroklubu Krakowskiego został wicemistrzem świata. Gospodarzem spotkania był Włodzimierz Skalik, prezes aeroklubów: Polskiego i Częstochowskiego.
– Aeroklub Polski odnosi w tym roku niecodzienne sukcesy, zwłaszcza w tych klasycznych dyscyplinach lotniczych: szybownictwie i lotnictwie sportowym. Największy procentowy udział w tych polskich sukcesach lotniczych ma Aeroklub Częstochowski. To powód do dumy – podkreślił Włodzimierz Skalik.
Marian Kaziród mówił o trudzie zajmowania się modelarstwem lotniczym. Model redukcyjno-latający samolotu jest wierną kopią oryginału i musi latać tak jak pierwowzór. Model samolotu Fairey Battle MK II – lekkiego bombowca pochodzącego z 1936 roku, którym zdobył przed dwoma tygodniami wicemistrzostwo świata, wykonywał przez 5 lat. Spędzał w modelarni każdą wolną chwilę, soboty, niedziele.
Od lewej: Włodzimierz Skalik i Marian Kaziród, fot. A. Młynarczyk
– Trzeba zrobić dobry model i żeby on jeszcze latał – mówił Marian Kaziród. – Pogoda ma wpływ na pilotaż. Potrafi być sprzymierzeńcem, ale i może pokrzyżować szyki tak jak mnie na ostatnich mistrzostwach, kiedy dosyć wiało i model tańczył mi na wszystkie strony. Zdarzają się i niespodzianki np. czasami podwozie w modelu samolotu się nie otwiera. Ale na każdych zawodach jest rywalizacja, tak jak w każdym sporcie.
Zbigniew Nieradka mówił o tym, że jego zwycięstwo ma gorzki smak. Na szybowcowych mistrzostwach świata w węgierskim Seged leciał w parze z kolegą z reprezentacji Karolem Staryszakiem. Szybownik z Aeroklubu Mieleckiego prowadził od pierwszej do przedostatniej konkurencji. Nieradka zajmował drugą lokatę.
Zbigniew Nieradka, fot. A. Młynarczyk
– Wypracowaliśmy schemat współpracy. Robiliśmy wszystko, żeby zdobyć tytuł mistrza świata. Który z nas go zdobędzie było mniej ważne – relacjonował podczas konferencji Zbigniew Nieradka. – Towarzyszyło nam długie napięcie i w ostatniej konkurencji popełniliśmy błąd, a w jego efekcie Karol wylądował poza lotniskiem. Miało być pierwsze i drugie miejsce nasze, a w klasyfikacji końcowej zajęliśmy ja – pierwsze i Karol – trzecie, choć zasłużył na więcej. Stąd ta nuta goryczy w radości z medalu – opowiadał nowy szybowcowy mistrz świata w klasie 18-metrowej.
Podkreślał, że w lataniu szybowcowym najbardziej pociąga go element rywalizacji – nie tylko z konkurentami, ale i z przyrodą, wykorzystywanie tworzących się kominów termicznych, sprzyjających warunków do latania.
Janusz Darocha na pytanie jak to robi, że latając od 30 lat ciągle odnosi triumfy, odpowiedział przekornie: – Twardo stoję nogami na ziemi. – I mówił dalej: – Przed zawodami nie mogę powiedzieć, że zwyciężę, bo to byłoby zarozumialstwo. Znam wartość innych załóg i zdaję sobie sprawę, że o wyniku będą decydowały minuty, sekundy. A na ostatnich mistrzostwach były trzy konkurencje. W każdym locie do zidentyfikowania trzydzieści kilka punktów i kilkanaście punktów pomiaru czasu, gdzie czas mierzy się z tolerancją plus – minus dwie sekundy. Wiadomo było, że może się zdarzyć wszystko. Ta konkurencja jest nieobliczalna, ale zdawałem sobie sprawę, że ostatnie lądowanie będzie zamykało zawody – relacjonował Janusz Darocha.
– W trzeciej konkurencji popełniłem błąd. Zbyt wysoko podszedłem do lądowania, nie oceniłem właściwie warunków meteorologicznych. Była cisza. Idealne lądowanie to jest przyziemienie głównym nadwoziem na linii szerokości dwóch metrów. Starałem się jak najlepiej wylądować. Pierwsze przyziemienie było dobre, ale na zwiększonej prędkości. Samolot przeleciał kilkanaście metrów dalej. Wylądował w sąsiednim sektorze. Wydawało mi się, że straciliśmy szansę na medal. Spadliśmy na dalsze miejsce. Czesi zdecydowanie prowadzili. Miałem świadomość, że ostatnia konkurencja to dla nas ostatnia szansa i musimy polecieć na maksa. Pocieszał mnie Zbyszek Chrząszcz: „Jutro musimy polecieć na maksa” – tłumaczył. „A jutro jest piątek 13. Ktoś da ciała. Miejmy nadzieję, że to będą Czesi” – mówił. Lecieliśmy jako ostatnia załoga w tym dniu i nasze lądowanie na lotnisku w Dubnicy to było zakończenie mistrzostw. Zazwyczaj bezpieczniej jest lądować tuż za 2-metrową linią, bo jest ryzyko, że koło straci tę strefę przed zerem. Zaryzykowaliśmy – opowiadał podczas konferencji pilot. – Lądowanie było idealnie w ten środek linii. Dostaliśmy wydruk z rejestracji lotu. Zobaczyliśmy 8 pkt. karnych za lot czyli 4 sekundy poza tolerancję i 0 pkt. karnych za lądowanie. Wtedy podszedł do mnie czeski sędzia i powiedział, że czescy piloci tak łatwo nie oddadzą zwycięstwa. Oddali, bo popełnili duży błąd. Każdy punkt zwrotny był sfotografowany. Musieliśmy ocenić czy dany punkt zwrotny np. skrzyżowania polnych dróg czy strumyczków jest na zdjęciu czy nie. Należało odczytać, czy jest to zdjęcie tego konkretnego obiektu. I dwie czeskie załogi źle odczytały to zdjęcie. Nie otworzyły też koperty, z której trzeba było wykreślić dalszą trasę – tłumaczył dziennikarzom.
Prezes Aeroklubu Polskiego podkreślał, że postawa Zbigniewa Nieradki i Janusza Darochy pokazuje, jak ważne jest to, by walczyć do końca.
– To takie działanie sportowca, by nie odpuszczać do ostatniej chwili. Ta dojrzałość sportowa, ogromna determinacja powoduje, że to oni mają złote medale – mówił Włodzimierz Skalik.
Janusz Darocha przyznał się dziennikarzom, że nie analizuje wyników podczas zawodów.
– Dla mnie najważniejsze są ostateczne wyniki. Nie można stawać na podium przed ostatnią konkurencją. To każdej konkurencji trzeba podejść z dużym skoncentrowaniem i walczyć do końca – stwierdził.
Darocha podkreślił, że sukces pilota zależy od pracy nawigatora. Wspólnie go tworzą. A ze swoim nawigatorem Zbigniewem Chrząszczem tworzą zgodny team. Latają od 19 lat razem i doskonale się rozumieją.
Janusz Darocha, fot. A. Młynarczyk
– Możemy cały lot przelecieć nie odzywając się do siebie – mówi Janusz Darocha. – Jak kończę kołowanie, mam dwie minuty do startu. Wystawiam rękę. Nie muszę patrzeć a wiem, że ściskając palce będę miał w nich mapę.
Pytany przez dziennikarzy, który medal był dla niego najtrudniejszy odpowiedział, że chyba pierwszy zdobyty na mistrzostwach świata w 1985 roku w USA.
– W Aeroklubie Polskim były wtedy duże dyskusje czy wysłać tam młodego chłopaka do USA. Jeszcze tam zostanie – mówił. – Ale cieszę się z każdego medalu. Na każdy trzeba zapracować.
Pytanie o liczbę zdobytych medali przysporzyło mu trudność i zmusiło do wyliczenia: 33 indywidualnych medali w mistrzostwach świata i Europy, w tym 25 w mistrzostwach świata i w tym 10 złotych (4 w lataniu precyzyjnym, 6 w lataniu rajdowo-nawigacyjnym). I jeszcze większa liczba medali drużynowych.
Włodzimierz Skalik podkreślał podczas konferencji, że Aeroklub Częstochowski stara się być klubem otwartym i stworzyć warunki do uprawiania różnych dyscyplin sportów lotniczych.
– Jesteśmy przekonani, że dobre przykłady przyciągają. A sukcesy odnoszone przez naszych mistrzów mają znaczenie dla młodzieży. Dochodzenie do wysokiego poziomu wymaga kilku lat intensywnego treningu. Przykładem jest tu Michał Osowski. Młodemu pokoleniu mającemu takie świetne wzorce będzie łatwiej osiągać sukcesy – mówił Włodzimierz Skalik.
– Posiadanie tak wspaniałych mistrzów jest znakiem wskazującym na poziom szkolenia naszego ośrodka. To zachęca by skorzystać z naszej oferty szkoleniowej. Janusz Darocha uzyskał kwalifikacje instruktora i znajduje czas, żeby szkolić innych. W naszej grupie szkoleniowej jest szybownik Jacek Bogatko, który wygrał w tym roku VI Puchar Karkonoszy. To ważne, by ktoś, kto siada z uczniami do samolotu czy szybowca czuł tego ducha sportowego – tłumaczył dziennikarzom.
Prezes Aeroklubu Polskiego zwrócił uwagę, że wiele klubów w Polsce przeżywa trudny okres. Podkreślił zaangażowanie Michała Braszczyńskiego, dyrektora Aeroklubu Częstochowskiego oraz jego pracowników w organizację zakończonych niedawno mistrzostw świata modeli redukcyjno-latających oraz innych dużych zawodów organizowanych w tym roku na lotnisku w Rudnikach.
Wioleta Konieczna
Komentarze