Celne lądowania na zakończenie sezonu w Rudnikach
Wymarzona pogoda do latania – podkreślali uczestnicy corocznych aeroklubowych zawodów na celność lądowań. Od wielu już lat pod koniec października na lotnisku w Rudnikach spotykają się piloci, którzy z przytupem chcą zakończyć sezon lotów na aeroklubowym lotnisku. Symbolicznie zakończyć, bo tak naprawdę jeśli pogoda pozwoli loty będzie można wykonywać niemal bez przerwy. Także zimą.
Mało jest takich imprez, kiedy lotnisko w Rudnikach jest wykorzystane niemal do końca. W minioną sobotę 24 października można było dostać oczopląsu lub co najmniej naciągnąć mięśnie karku wodząc wzrokiem za startującymi i lądującymi maszynami. W jednym sektorze lądowiska szybowce z ustawioną na przeciwległym krańcu pasa wyciągarką. Obok na betonowej drodze startowej samoloty. Bliżej hangarów rozlokowali się paralotniarze zaopatrzeni w napędy, co jakiś czas z donośnym warkotem przelatujący tuż nad głowami obserwujących zmagania gapiów. Wreszcie skoczkowie spadochronowi, których na odpowiednią wysokość wynosił poczciwy gawron. – W zasadzie to trudno tę imprezę nazwać zawodami. To przede wszystkich próba spotkania się z pilotami, którzy na co dzień reprezentują różne lotnicze pasje i profesje – tłumaczy Grzegorz Misiak z sekcji paralotniowej ACz. – W sezonie raczej się rozmijamy zajęci rywalizacją wokół własnych dyscyplin. Dziś możemy porozmawiać o minionych miesiącach, powspominać, powymieniać się doświadczeniami czy przeżyciami – dodaje.
Pomimo lekkiej, towarzysko-przyjacielskiej formuły zawodów uczestnicy starali się jak najlepiej wykazać kunsztem lotniczym, a w zasadzie jego ostatnią fazą czyli lądowaniem. Piloci samolotów musieli posadzić maszynę jak najbliżej białej linii oznaczającej 0. Każde odchylenie od normy skutkowało dopisaniem punktów karnych. W tej konkurencji udział wzięło 15 zawodników, a najlepiej poradził sobie Jarosław Dąbrowski, przed Andrzejem Ratmanem i Danielem Janusem.
Najliczniej obsadzona była konkurencja lądowań szybowcowych. Wzięło w niej udział 30 szybowników. Tam też zgromadziła się największa liczba kibiców. Start za wyciągarką, wysokość 300 m, krótki lot wzdłuż lotniska i lądowanie. Wygrywał ten, kto zatrzymał szybowiec najbliżej czerwonej linii rozciągniętej w poprzek lądowiska. Zadanie najlepiej wykonał Marek Kubas. Jego wyższość tego dnia uznać musieli Daniel Kwasek i Jacek Bogatko.
Kto chciał zobaczyć w akcji spadochroniarzy musiał ostro zadzierać głowę. Po trzech zawodników pakowało się do gawrona i po chwili znajdowało się wysoko nad płytą lotniska. Krótki, swobodny spadek i po kilku sekundach nad głową skoczka łopotał kolorowy spadochron. Konkurencja polegała na wylądowaniu na specjalnym kole. Im bliżej jego środka, tym lądowanie lepsze. Zawodnicy wykonywali dwie serie skoków, a końcowy rezultat był ich sumą. Wśród 11 zawodników pierwsze miejsce zajął Maciej Krygier, drugi był Konrad Piesyk, a trzeci Piotr Małek.
Najbardziej widoczni (i najgłośniejsi) byli jednak paralotniarze. Kolorowe skrzydła obserwować można było niemal w każdej części lotniska i jego okolicy. Uczestnicy tej konkurencji zaopatrzeni byli w specjalne napędy, które pozwalały na szybki start bez użycia wyciągarki. Ich rywalizacja podzielona była na dwa etapy. W pierwszym zawodnik miał za zadanie strącić pięć ustawionych na płycie lotniska tyczek nie dotykając przy tym ziemi. Druga konkurencja polegała na nadleceniu nad cel i trafieniu go woreczkiem. Z 8 motoparalotniarzy najlepiej tego dnia wypadł Walter Wojciechowski, tuż za nim uplasował się Sławomir Deptuła przed Robertem Worwągiem.
– Warunkiem uczestnictwa w zawodach jest posiadanie licencji. Chcemy się dobrze bawić, ale najważniejsze jest bezpieczeństwo i jeśli o to chodzi, to jesteśmy bardzo rygorystyczni – zaznacza Agnieszka Olczyk, dyrektor Aeroklubu Częstochowskiego. Jak dodaje w imprezie udział biorą także piloci z zaprzyjaźnionych aeroklubów, w tym roku np. z Aeroklubu Gliwickiego.
Impreza zakończyła się tradycyjnym grillem i godzinami rozmów o podniebnych dokonaniach mijającego sezonu.
Komentarze