65 lat temu doszło do katastrofy samolotu przewożącego dwie bomby atomowe
15 października 1959 r. nad Kentucky doszło do katastrofy lotniczej, w której uczestniczyła maszyna przewożąca ładunek atomowy. W latach 1950-68 było ok. 25 kolizji i katastrof z udziałem samolotów transportujących broń masowego rażenia – powiedział PAP historyk lotnictwa prof. Andrzej Olejko.
"W latach 50. i 60. Amerykanie realizowali strategię nuklearnego odstraszania Sowietów. W marcu 1946 roku powstało Strategic Air Command (SAC), którego zadaniem w przypadku potencjalnego konfliktu było wykonanie ataku nuklearnego na dowolny cel na terytorium ZSRR. Na wypadek nagłego wybuchu globalnego konfliktu bomby atomowe były przewożone na pokładach ciężkich bombowców Boeing B-52 Stratofortress. Mimo niezwykle restrykcyjnych procedur bezpieczeństwa dochodziło do wypadków" – powiedział PAP historyk lotnictwa prof. Andrzej Olejko.
Wyjaśnił, że szczególnie niebezpiecznym momentem podczas lotów ze śmiercionośnymi ładunkami było tankowanie w powietrzu za pomocą latających cystern KC-135 Stratotanker. "W kulminacyjnym momencie zimnej wojny Boeing budował 18 egzemplarzy tych dużych i kosztownych maszyn miesięcznie" – dodał. Wytłumaczył, że tankowanie bombowców dalekiego zasięgu odbywa się za pomocą sztywnego lub elastycznego przewodu paliwowego ze stożkową końcówką. Pod koniec lat 50. bombowce SAC używały sztywnych, wysuwanych teleskopowo przewodów, tzw. Boeing Flying Boom.
15 października 1959 r. o godzinie 2.30 w nocy z bazy amerykańskich sił lotniczych Columbus w stanie Missisipi wystartowały dwa samoloty B-52 Stratofortress. Jedna z maszyn przewoziła dwie bomby atomowe. Samoloty wykonywały kilkunastogodzinny lot pod kryptonimem "Steel Trap" (stalowa pułapka).
Ponad trzy godziny później z tego samego lotniska wystartowała latająca cysterna KC-135 pod dowództwem majora Roberta H. Imhoffa. Tankowane miało nastąpić w rejonie Hardinsburgu w stanie Kentucky na wysokości ok. 11 tys. metrów. Operacja przetaczania paliwa do B-52 dowodzonego przez kapitana Williama G. Gutshalla rozpoczęła się o 6.40. Sześć minut później doszło do zderzenia obu maszyn. Cysterna wybuchła i rozpadła się na tysiące fragmentów. Podczas eksplozji zginęła czteroosobowa załoga cysterny – mjr Robert H. Imhoff, por. William E. Epling, nawigator por. Harold E. Hemlick oraz operator tankowania sierż. Paul E. Thomasson.
Uszkodzony B-52 przetrwał wybuch, a czterech z ośmiu członków załogi opuściło maszynę za pomocą foteli katapultowych. Zginęli nawigator Lyle P. Burgess, drugi pilot Donald Arger, nawigator John W. Mosby oraz tylny strzelec pokładowy Howard L. Nelms. Katastrofę przeżyli mjr Gutshall, mjr Milton E. Chatham, kpt James W. Strother oraz por. Gino Fugazzi.
Szczątki latającej cysterny spadły w pobliżu domów mieszkalnych, a główna część kadłuba B-52 – kilka mil dalej. Na skutek eksplozji na powierzchni ziemi powstały kratery – większy miał wymiary 22 na 10 metrów.
"Gdy służby oraz przedstawiciele NSRD (Dyrekcji Badań nad Bezpieczeństwem Jądrowym) przybyli na miejsce katastrofy, odnaleziono dwie bomby nuklearne. Mimo iż kadłub przewożącego je samolotu rozpadł się na wiele fragmentów, ładunki przetrwały zderzenie w stanie niemal nienaruszonym. Kadłub jednej z bomb nosił ślady ognia, jednak nie rozszczelnił się. Nie odnotowano skażenia radioaktywnego okolicy" – wyjaśnił prof. Olejko. "Nie było ofiar wśród cywilów. Rozmiar tej tragedii mógł być znacznie większy, gdyby wypadek zdarzył się nad bardziej zasiedlonym rejonem, a bomby uległyby uszkodzeniu" – dodał.
Zbieranie i badanie śladów katastrofy trwało jeszcze ponad trzy tygodnie. Przeszukiwano dokładnie pas ziemi o długości 8 km, teren o powierzchni 929 hektarów.
"Transport lotniczy należy do najbezpieczniejszych, jednak katastrofy są nieuniknione, także w przypadku, gdy na pokładzie znajduje się niebezpieczny ładunek w postaci bomb czy pocisków z głowicami nuklearnymi" – podkreślił prof. Olejko. "W latach 1950-69 było ok. 25 wypadków, kolizji i katastrof z udziałem amerykańskich samolotów przewożących broń masowego rażenia" – dodał. Oprócz wypadku koło Hardinsburga podobne zdarzenia miały miejsce m.in. w Kirtland w Nowym Meksyku (1957) oraz w Cumberland w Maryland w styczniu 1964 r.
Na początku lat 60. Amerykanie rozpoczęli długodystansowe loty bombowców z ładunkami termojądrowymi odstraszające Sowietów - operację "Chrome Dome". Przy trwających kilkanaście godzin misjach niezbędne było dotankowanie B-52 w powietrzu. Historycy szacują, że po kryzysie kubańskim (1962) ponad 20 proc. bombowców SAC przenoszących broń masowego rażenia znajdowało się w pełnej gotowości przez 24 godziny na dobę.
W grudniu 1965 r. na ekrany kin w Japonii, USA i Europie Zachodniej trafił czwarty film o przygodach agenta specjalnego Jej Królewskiej Mości Jamesa Bonda – "Thunderball" ("Operacja piorun") w reżyserii Terence'a Younga. Główny wątek dotyczył porwania przez międzynarodową organizację przestępczą Spectre (Widmo) natowskiego bombowca Avro 698 Vulcan uzbrojonego w dwie bomby atomowe. Francuski pilot Francois Derval zostaje zamordowany i zastąpiony podstawionym przez organizację sobowtórem, hrabią Lippe. Maszyna ląduje na wodach przybrzeżnych na Karaibach, a przechwycone przez Widmo bomby stają się wartą 100 mln funtów kartą przetargową w szantażu wobec brytyjskiego rządu. Do akcji wchodzi Agent 007 (Sean Connery)...
"Zaledwie trzy tygodnie po premierze filmu rzeczywistość przerosła wyobraźnię scenarzystów. 17 stycznia 1966 r. w rejonie Palomares (Hiszpania) bombowiec strategiczny B-52 z czterema bombami termojądrowymi B28FI na pokładzie zderzył się z latającą cysterną KC-135 podczas tankowania w powietrzu" – wyjaśnił prof. Olejko. Każda z bomb miała moc 1,45 megatony – 100 razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę w sierpniu 1945 r.
"Ani działanie sowieckich służb, ani tym bardziej akcja fikcyjnej przestępczej organizacji Widmo nie doprowadziły do katastrofy koło Palomares, lecz znane już z katastrofy nad Hardinsburgiem problemy z tankowaniem. Zginęło siedmiu z 11 lotników i doszło do skażenia radioaktywnym plutonem pasa ziemi nad morzem" – wskazał prof. Olejko.
Podkreślił, że zadziałały systemy bezpieczeństwa, m.in. spadochrony hamujące, w które wyposażono każdą z bomb, jednak doszło do eksplozji konwencjonalnych ładunków wybuchowych, które w warunkach bojowych miały zainicjować reakcję rozszczepienia plutonu.
"Trzy bomby odnaleziono na lądzie. Czwartą z ważących ok. 800 kg bomb odnaleziono po 80 dniach poszukiwań 8 km od brzegu, na dnie Morza Śródziemnego" – dodał. Niebezpieczny ładunek został wydobyty z głębokości ponad 850 m za pomocą okrętu podwodnego USS "Petrel" i specjalnego batyskafu Alvin.
Według historyków, katastrofa na andaluzyjskim wybrzeżu poważnie schłodziła dyplomatyczne i wojskowe relacje USA z Hiszpanią.
"Wdrożono nowe procedury zabezpieczania broni masowego rażenia podczas transportu lotniczego. Pod koniec lat 60. Pentagon zdecydował o przelocie bombowców SAC nad Grenlandią, Alaską, rejonami arktycznymi Kanady oraz Morzem Śródziemnym" – przypomniał prof. Andrzej Olejko.
Amerykanie usunęli część skażonej plutonem warstwy gruntu. W hermetycznych kontenerach wywieziono na pustynię w Nevadzie 1,3 tys. m sześc. ziemi. Według hiszpańskiej agencji prasowej EFE w gminie koło Almerii nadal znajduje się ok. 50 tys. m sześc. skażonej gleby. W 2015 r. podpisano porozumienie między Madrytem i Waszyngtonem: Stany Zjednoczone zobowiązały się do usunięcia całości skażonej ziemi.
"Ostatni lotniczy incydent z bronią masowego rażenia na pokładzie samolotu SAC wydarzył się w rejonie bazy lotnictwa wojskowego Thule na Grenlandii (Dania) 21 stycznia 1968 r. Po tym zdarzeniu, w którym zginął jeden z lotników, Amerykanie zakończyli operację +Chrome Dome+" – przypomniał prof. Olejko.
Komentarze