Szef MON: celem tzw. podkomisji smoleńskiej Macierewicza - udowodnienie tezy o zamachu
Podkomisja smoleńska nie była zainteresowana wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej, bo z góry określiła, że był to zamach - powiedział w Sejmie wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. B. szef podkomisji Antoni Macierewicz zarzucił MON kłamstwo ws. raportu o działalności podkomisji.
W piątek wieczorem posłowie wysłuchali informacji ministra obrony narodowej nt. raportu opublikowanego przez powołany w MON ekspercki zespół badający działalność tzw. podkomisji smoleńskiej kierowanej przez polityka PiS Antoniego Macierewicza. Podczas dyskusji zgłoszono wniosek o odrzucenie informacji MON; głosowanie w tej sprawie odbędzie się na kolejnym posiedzeniu Sejmu (19-22 listopada).
"Cel działania podkomisji nie został osiągnięty z jednej głównej przyczyny: podkomisja smoleńska nie była zainteresowana wyjaśnieniem przyczyn katastrofy, bo tę przyczynę sobie z góry określiła - zamach" - mówił Kosiniak-Kamysz, przedstawiając informację.
"Głównym celem działania podkomisji było udowodnienie hipotezy o wybuchu i odrzucenie wszystkich innych argumentów i ekspertyz, które tej hipotezy nie potwierdzały" - wskazywał, podkreślając też, że przez ponad sześć lat swojej działalności podkomisja nie była w stanie sformułować wniosków i rekomendacji, żeby do takich katastrof jak z 10 kwietnia 2010 r. nigdy nie dochodziło.
Szef MON podkreślił też, że zespół badający pracę podkomisji był złożony z apolitycznych ekspertów i badał tylko pracę podkomisji, nie zaś przyczyny katastrofy. Przypomniał też wcześniejsze informacje, że zespół badał cztery obszary: legalność, celowość, rzetelność i gospodarność - prac podkomisji i we wszystkich stwierdził nieprawidłowości.
Kosiniak-Kamysz wskazał m.in., że przepisy dot. powołania komisji mimo zastrzeżeń zostały dostosowane do potrzeb Macierewicza, co m.in. wiązało się odebraniem uprawnień Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Ponadto - jak mówił - komisja nie miała uprawnień do anulowania poprzedniego raportu dotyczącego przyczyn katastrofy tzw. raportu Millera.
Ocenił też, że podkomisja Macierewicza działała chaotycznie, bez żadnego planu pracy. Dodał, że w świetle przepisów do tego typu komisji mogą być powoływani eksperci, np. w dziedzinie techniki lotniczej, meteorologii i innych istotnych dla tematu dziedzin. "Do podkomisji powołano osoby bez wymaganych kwalifikacji, co skutkowało niewłaściwą oceną materiału badawczego" - stwierdził.
Przypomniał też o niegodnych słowach, którymi - jak mówił - członkowie podkomisji określali zniszczony samolot - chodzi o słowo "konserwa". "To pokazuje cynizm działania podkomisji Antoniego Macierewicza" - ocenił.
Zaznaczył, że działalność podkomisji kosztowała podatników ponad 81 mln zł i wyliczał główne konkluzje dotyczące oceny jej działalności, m.in. to, że członkowie nie mieli kwalifikacji do badania wypadków lotniczych, a opinie ekspertów zostały przemilczane lub przeinaczone tak, aby pasowały do hipotezy o wybuchu, do którego miałoby dojść na pokładzie samolotu Tu-154.
Kosiniak-Kamysz ocenił, że celem i efektem prac podkomisji było także "dalsze budowanie podziału społecznego i dzielenie wspólnoty". Zarzucił Macierewiczowi, że działał i działa "w celu zniszczenia pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej, zniszczenia wspólnoty narodowej, narażenia Polski na niebezpieczeństwo".
"To jest, niestety, tak przykre dla każdego z naszych środowisk, bo każde z naszych środowisk jest doświadczone, na czele z panem prezesem (Jarosławem) Kaczyńskim, bo zginął jego brat śp. prezydent prof. Lech Kaczyński z małżonką" - podkreślił, deklarując, że wspólnota narodowa - mimo to - zostanie odbudowana. Przeprosił też za podkomisję w imieniu państwa polskiego.
Informacje o nieprawidłowościach podkomisji smoleńskiej przedstawił także wiceszef MON Cezary Tomczyk, który powiedział, że użyła ona aparatu państwa, żeby kraść dowody prokuraturze; były to części roztrzaskanego 10 kwietnia 2010 r. tupolewa.
"Używaliście aparatu państwa - to jest w ogóle rzeczywiście coś, co się chyba nie pojawiło - żeby kraść dowody prokuraturze. Takiego przypadku na świecie jeszcze nie było, żeby ktoś próbował zarekwirować przy użyciu państwa - Żandarmerii Wojskowej - dowody prokuraturze, ale pan tutaj stanął na wysokości zadania" - powiedział Tomczyk, zwracając się do siedzącego na sali Macierewicza.
Wiceszef MON poinformował, że 18 i 19 lipca 2016 r. w asyście Żandarmerii Wojskowej ówczesny przewodniczący podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński "bez zgody Prokuratury Krajowej zarekwirował dowody z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych - części tupolewa, który roztrzaskał się pod Smoleńskim".
"Czynność ta została wykonana na podstawie pisemnego polecenia ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza z dnia 18 lipca 2016 roku" - podał wiceminister obrony. Dodał też, że reakcją na to było to, iż ówczesny zastępca Prokuratora Generalnego Marek Pasionek zażądał od przewodniczącego podkomisji "natychmiastowego zwrotu nieprawnie pozyskanych przez podkomisję dowodów".
"Ta sprawa będzie też do końca rozliczona" - zadeklarował Tomczyk.
Podobnie jak szef MON zaznaczył, że to komisja Jerzego Millera wyjaśniła przyczyny katastrofy smoleńskiej. Podkreślił, że były nimi zderzenie z drzewem i ziemią. "24 października skończyło się kłamstwo smoleńskie. Wraz z publikacją raportu (zespołu - przyp. PAP), wraz z przedstawieniem dowodów, które są jasne jak słońce, gdzie każdy może wyciągnąć wnioski" - oświadczył.
Jak dodał, 800-stronicowy raport to "akt oskarżenia wobec Macierewicza i ludzi, którzy z nim pracowali". Tomczyk zarzucił też, że MON pod kierownictwem Macierewicza podejmowało działania mające na celu usunąć materiały związane z komisją Jerzego Millera, w tym raporty przez nią sporządzone; jak mówił, jeden z niewielu egzemplarzy ostał się w KPRM.
"Kłamstwo powtarzane 1000 razy staje się prawdą - zdaje się, że to motto Antoniego Macierewicza, czyli człowieka, który przed narodem ukrył prawdę, mimo że przysięgał jej bronić" - dodał Tomczyk, zarzucając politykom PiS, że "zrobili z narodowej katastrofy hucpę polityczną".
"Antoni Macierewicz kilka dni temu poinformował, że spotkał się też z innymi Rosjanami. Cytuję: +spotkałem się z wieloma Rosjanami, w tym pilotami+. Chciałbym powiedzieć, że mamy pewien problem. Sprawdziłem dziś, i w tej sprawie nie złożył pan żadnego meldunku, informacji, do SKW i nie zgłosił pan tego żadnym służbom" - powiedział Tomczyk.
"To jest sprawa, która będzie wymagała wyjaśnienia w ciągu najbliższych tygodni, ale wydaje mi się, że będziemy mieli do czynienia nie z 41 zawiadomieniami do prokuratury, tylko 42 " - dodał.
W pewnym momencie Tomczyk zwrócił się bezpośrednio do Macierewicza. "Patrzę na pana i jestem naprawdę zdumiony, że pan jest na tej sali i pan może tego tak ze spokojem słuchać. (...) Ja panu powiedziałem, że jedno co trzeba panu przyznać, że ma pan tupet, ale że to nie będzie miało wpływu na działalność prokuratury. I powiem panu, że się pomyliłem. Dlatego, że sprawdziłem i tupet i zaprzeczanie oczywistym faktom jest kwestią, która obciąża oskarżonego w prokuraturze (...). Pański tupet" - podsumował.
Macierewicz odnosząc się do wystąpień Kosiniaka-Kamysza i Tomczyka zarzucił ministrowi obrony "nieprawdopodobne kłamstwo". "Nieprawdopodobne. Pan Kosiniak-Kamysz mówi, że podkomisja nie doszła do żadnego wniosku. Że podkomisja nie sformułowała żadnego jednoznacznego stanowiska. Że podkomisja nic nie udowodniła. Podkomisja udowodniła i jednoznacznie stwierdziła, że mieliśmy do czynienia z wysadzeniem tego samolotu" - oświadczył polityk PiS.
Macierewicz zaprezentował posłom tablicę ze zdjęciami przedstawiającymi charakterystycznie pogięte i skręcone metalowe elementy; na drugiej tablicy pokazał ilustrację pokazującą samolot Tu-154 z zaznaczonymi miejscami, gdzie miało - według niego - dojść do wybuchów. - Istotą działania MON i obecnych władz "jest sformułowanie, że badając zbrodnie rosyjskie, popełniam nienawiść, że badanie zbrodni rosyjskiej jest podziałem narodu polskiego" - mówił. Po upływie czasu wystąpienia polityk PiS przez chwilę wciąż pozostawał na mównicy, za co został upomniany przez prowadzącą obrady wicemarszałek Sejmu Dorotę Niedzielę. Następnie Macierewicz, a razem z nim niemal wszyscy obecni posłowie PiS, opuścili salę sejmową.
Po serii pytań posłów Kosiniak-Kamysz podziękował za pracę wszystkim, którzy związani byli z powstawaniem raportu. "Wiem, ile ich to kosztowało, widząc dzień, w którym ogłosiliśmy ten raport. To nie jest powód do satysfakcji. Jeżeli ktokolwiek myśli, że my mamy jakąś satysfakcję z tego, że musieliśmy pokazać, co działo się przez prawie 8 ostatnich lat w podkomisji, to jest w głębokim błędzie" - zaznaczył.
"To pokazuje, jak bardzo ta sprawa została wykorzystana, jak bardzo została zmanipulowana. Możecie się obrażać na fakty i dowody, które zostały zaprezentowane, ale one są" - zwrócił się do polityków PiS. Dodał, że "ma ogromną niechęć do kłamstwa, które szerzył" Macierewicz. "Że tak długo można w tym trwać, i nawet teraz jeszcze, po tej publikacji nie zapaść się pod ziemie mówiąc kolokwialnie - po prostu po ludzku nie potrafię tego zrozumieć" - ocenił.
Szef MON dodał, że działalność podkomisji była "sztucznie przedłużana" po publikacji jej raportu. "To się miało nigdy nie skończyć. To miało trwać i być fundamentem zdobywania po raz kolejny poparcia" - stwierdził. Zapewnił, że prokuratura będzie prowadzić rozpoczęte sprawy. "Będziemy robić wszystko, żeby pamięć o ofiarach była, żeby przywrócić wspólnotę - bo to jest nasze zobowiązanie i musimy to zrobić" - podkreślił.
Tomczyk natomiast dodał, że ma nadzieję, że już więcej nie będzie na ten temat dyskusji w Sejmie, bo "wszystko już zostało wyjaśnione". Jak mówił, Macierewiczowi nie udało się osiągnąć swojego celu, bo "nie da się uzasadnić kłamstwa za pomocą faktów". "Gdyby PiS dalej rządził Polską, dalej ta podkomisja by funkcjonowała (..) i dalej zamawiałby pan ekspertyzy, których potem nie chciałby pan umieszczać w raporcie" - zwrócił się do Macierewicza.
"Ale ten proces już się skończył, i dzisiaj czas na inny proces - najważniejszy w tym przypadku. Trzeba chyba jasno ogłosić, że to jest koniec kłamstw w imieniu państwa polskiego" - oświadczył.
Głos podczas debaty w Sejmie zabrała również m.in. minister edukacji Barbara Nowacka, córka zmarłej w katastrofie smoleńskiej Izabeli Jarugi-Nowackiej. Barbara Nowacka podkreśliła, że przez ostatnie ponad 14 lat wielu ludzi, których katastrofa dotknęła osobiście, liczyło na pojednanie, rodzaj wspólnoty, "dobrą pamięć". "To wszystko zostało zniszczone i zawłaszczone dla interesów partyjnych" - oceniła.
Zwróciła się również do posłów klubu PiS słowami: "Gdy mieliście pełnię władzy - 8 lat, gdyby było coś do wykazania, to mieliście całe instrumenty państwa, by to wykazać. A co się okazało? Raporty - fałszowane, korygowane przez rodzicow i znajomych, przyjaciół, chowane fragmenty zamówionych za publiczne pieniądze badań, zgubione i zniszczone materiały dowodowe" - wyliczała.
Nowacka podziękowała m.in. obecnemu szefowi MON, wiceszefowi MON i ministrowi sprawiedliwości za pokazanie - jak mówiła - "machiny kłamstw". "Mam nadzieję, że to jedna z ostatnich debat na ten temat, a następna będzie o uchylenie immunitetów tym, którzy dopuścili się kłamstwa, nadużyć i przestępstw w ramach swojej dzialalnosci publicznej ws. katastrofy smolenskiej" - powiedziała.
Działającą przy MON tzw. podkomisję smoleńską rozwiązano w ubiegłym roku, a kontrolą jej działalności zajął się zespół, który 24 października przedstawił raport wskazujący na nieprawidłowości w jej działaniu; złożono także 41 zawiadomień do prokuratury. W Prokuraturze Krajowej - decyzją szefa MS, prokuratora generalnego Adama Bodnara - powołano zespół śledczy do zbadania nieprawidłowości w pracach podkomisji, która miała wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. (PAP)
nno/ mml/ sdd/
Komentarze