Przejdź do treści
Źródło artykułu

Ukraina: ruch na lotnisku w Kijowie wrócił do normy; mieszkańcy miasta zdradzają oznaki niepokoju

„To prawda, mieliśmy kilka odwołanych lotów, szczególnie na początku tego tygodnia. To były decyzje poszczególnych linii lotniczych, praca samego lotniska w niczym się wtedy jednak nie zmieniła. Teraz wszystko – jak widać na rozkładzie lotów – wróciło do normy” – powiedziała pracownica lotniska Boryspol.

14 lutego dwie ukraińskie linie lotnicze przyznały, że w związku z analizowanym przez firmy ubezpieczeniowe ryzykiem napotkały trudności podczas prób ubezpieczenia obsługiwanych przez nie lotów. Władze Ukrainy przeznaczyły 592 mln dolarów na zapewnienie kontynuacji lotów przez ukraińską przestrzeń powietrzną. Miało to "zagwarantować bezpieczeństwo firmom ubezpieczeniowym i leasingowym" - podkreślił premier Ukrainy Denys Szmyhal.

Chociaż żadne z widocznych na piątkowym rozkładzie połączeń nie zostało odwołane, niemiecki przewoźnik lotniczy Lufthansa ogłosił w sobotę, że od poniedziałku do końca lutego zawieszone zostaną loty do Kijowa i Odessy.

„Oczywiście nie znam motywacji pasażerów, ale nie mogę powiedzieć, że w ostatnich dniach odnotowaliśmy jakiś nadzwyczajny wzrost popytu na loty za granicę – turyści przylatują i wylatują, Ukraińcy, jak zawsze, latają do pracy, do rodzin czy na wycieczki” – powiedziała pracownica lotniska, odpowiadając na pytanie o ewentualny wzrost zainteresowania lotami poza granicę Ukrainy.

W piątek ze znajdującego się w pobliżu Kijowa lotniska odlatywały samoloty do Włoch, Turcji czy Armenii. Obsługiwano również regularne połączenia wewnątrz Ukrainy – do Odessy, Charkowa, Dnipro czy Lwowa.

Chociaż w Kijowie na pierwszy rzut oka nie czuć paniki - półki w sklepach są pełne, ludzie nie opuszczają masowo miasta, a przed bankami nie ustawiają się kolejki - jego mieszkańcy zaczynają odczuwać niepokój wynikający z narastających napięć wokół oraz na wschodzie kraju.

„Staram się zachowywać spokój, staram się nie panikować. To samo mówi większość osób, które znam, ale wszyscy mają z tyłu głowy to zagrożenie i chcą być przygotowani, przynajmniej mentalnie” – powiedziała PAP 29-letnia Katja. „Myślę, że na przestrzeni lat wykształciliśmy jakąś psychiczną odporność, grubą skórę, dlatego sprawy na powierzchni wyglądają tu całkiem normalnie. Zakładam jednak, że każdy układa w głowie jakiś plan B” – dodała.

„Nic tak wielkiego się jeszcze nie wydarzyło, dlatego ludzie nie są gotowi do porzucenia wszystkiego, całego swojego życia. Boję się tylko, że jeżeli coś takiego się stanie, będzie już za późno” - wyznała mieszkanka Kijowa.

Pracujący w branży IT 26-letni Iwan powiedział PAP, że niektóre zagraniczne firmy proponują swoim pracownikom tymczasowe przeniesienie za granicę. „Kilka zachodnich firm, w tym moja, wysyła chętnych pracowników wraz z rodzinami za granicę. To normalna procedura bezpieczeństwa, nie powiedziałbym, że wynika z jakiejś nagłej paniki” – wskazał mieszkaniec Kijowa.

„Ja sam nie rozważam wyjazdu, chociaż zaproponowano mi relokację do biura we Lwowie lub bezpłatny urlop”, dodał.

Według przeprowadzonego w dniach 16-17 lutego sondażu grupy „Rating” 19 proc. Ukraińców uważa prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji za wysokie. 25 proc. mieszkańców Ukrainy sądzi, że takie zagrożenie nie istnieje. Na zachodzie kraju 14 proc. osób obawia się rosyjskiego ataku, na wschodzie - 42 proc. Większość ankietowanych – 64 proc. – jest zdania, że Siły Zbrojne Ukrainy będą w stanie odeprzeć ewentualną agresję Rosji.

Z Kijowa Jakub Bawołek (PAP)

jbw/ tebe/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony