Przejdź do treści
Źródło artykułu

Relacja z rajdu samolotowego do Chorwacji...

Zapraszamy do lektury opisu rajdu samolotowego do Chorwacji, który został zorganizowany przez Krzysztofa Będkowskiego z firmy Skydream.

Z zamiarem organizacji rajdu samolotowego na większą skalę nosiłem się już od dłuższego czasu. Zebrane w ostatnich latach doświadczenia z latania samolotem ultralekkim po Europie pozwoliły nabrać pewności siebie w organizacji międzynarodowych przelotów VFR. Stwierdziłem więc, że czas pokazać jak wygląda takie latanie pilotom, którzy do tej pory nie wylecieli poza obszar FIR Warszawa.

Kilka rozmów w gronie znajomych i decyzja zapadła – organizuję przelot grupowy! Pozostało drugie pytanie: Gdzie? Mając na uwadze stabilne warunki pogodowe oraz atrakcyjność widoków wybór padł na Chorwację. Termin został ustalony na początek sierpnia.

Przy planowaniu trasy przydatny okazał się Podniebny Demon, który pozwolił wytyczyć trasę, podzielić ją na odpowiednie odcinki, zaplanować tankowania, odprawy graniczne itp. Przygotował również informacje dotyczące częstotliwości lotniczych oraz potrzebne dane lotnisk.


Wstępny ramowy plan przelotu wyglądał następująco:

1 dzień:Bielsko-Biała – Fertoszentmiklos (Węgry) – Ajdovscina (Słowenia)
2 dzień: Ajdovcina – Wenecja, Lido (Włochy) - Portoroz
3 dzień: Portoroz – Pula (Chorwacja) - Zadar
4 dzień: Zadar – Hvar - Brac
5 dzień: Brac – Mali Losinj – Balaton, Heviz (Węgry)
6 dzień: Heviz – Bielsko-Biała

Rzeczywistość oczywiście zweryfikowała nasze plany :)

W rajdzie wzięli udział klienci firmy SKYDREAM. Każdy z uczestników otrzymał briefing pack, który zawierał informacje o trasie przelotu w danym dniu, a także pliki do nawigacji lotniczych. Wstępnie zadeklarowało się 10 załóg, jednak z różnych powodów w poniedziałek w trasę wystartowało 7 samolotów. Już przed samym startem zmieniliśmy trasę i ustaliliśmy, że na koniec dnia lecimy do Portoroz na Słowenii. Powód zmiany trasy dość błahy – w związku z długim weekendem na Słowenii, hotel w Ajdovscinie nie miał wolnych miejsc, a w Portoroz wszystkie załogi miały możliwość zakwaterowania.


Operacyjnie początkowo planowałem podział na dwa zespoły po 5 samolotów, ale w związku ze zmniejszeniem się grupy podjąłem decyzję, że polecimy jako jedna formacja.

Warunki w Bielsku w poniedziałek rano były średnie, pełne pokrycie chmur o podstawie 200m AGL, które zdecydowanie nie pozwalały na bezpieczny przelot przez góry. Obszarowe pogody były bardzo dobre, jednak lokalnie nie było zbyt dobrych warunków. Nadzieję dawał jasny obszar w okolicach Bramy Wilkowickiej, gdzie prawdopodobnie była lepsza pogoda. Wsiedliśmy w Sinusa i polecieliśmy na rekonesans. Po 10 minutach wróciliśmy na lotnisko EPBA i z uśmiechem na ustach zadecydowaliśmy „Lecimy!”. Okazało się, że jasny obszar w okolicy Żywca to piękny CAVOK pogodowy. Chwilę później już wszystkie samoloty kołowały do pasa 27 bielskiego lotniska. Po starcie cała grupa skierowała się w kierunku Żywca, gdzie nabraliśmy do 6500ft AMSL wysokości i rozpoczęliśmy pierwszy etap naszego rajdu. Po całej trasie mieliśmy piękną pogodę z pojedynczymi Cumulusami.


Przelot przez Słowację i Węgry przebiegł bez problemów. Bezpiecznie wylądowaliśmy na sympatycznym lotnisku Fertoszentmiklos na Węgrzech. Opłata za lądowanie 8 EUR, lokalna kawiarenka oraz dostępność paliwa PB95 sprawiają, że to lotnisko często odwiedzane jest przez ultralekkie samoloty.

Po krótkiej przerwie i złożeniu planu lotu rozpoczęliśmy kolejny etap podróży do miejscowości Ajdovscina na Słowenii, gdzie mieści się fabryka Pipistrela. Tą trasę znam prawie na pamięć jako, że latam nią kilka razy do roku. Po zupełniej płaskich krajobrazach Węgier, Słowenia wita nas szczytami gór, które zaczynają się już od okolic Mariboru. Na całe szczęście Słowenia nie wymaga już występowania o specjalną zgodę na latanie w ich przestrzeni powietrznej, co znacznie ułatwiło lotnicze podróże po tym kraju. W dalszym ciągu jednak należy latać po zalecanej trasie VFR. Podczas lotu na Słowenię można już było odczuć, że lecimy na południe – pogoda była coraz ładniejsza, a temperatura otoczenia nieustannie rosła. Po wylądowaniu na lotnisku w Ajdovscinie przywitała nas Taja Boscarol, która opowiedziała historię firmy Pipistrel oraz zaprezentowała linię produkcyjną. Część z uczestników rajdu miała wówczas okazję zobaczyć w jaki sposób i w jakich warunkach został wyprodukowany ich samolot, którym przylecieli do Ajdovsciny.


Na koniec dnia odbyliśmy krótki, widokowy przelot do miejscowości Portoroz, gdzie mieliśmy zakwaterowanie. Tam po wejściu do budynku terminala czekał na nas poczęstunek lokalnymi specjałami Słowenii :-) Taksówkami rozjechaliśmy się po hotelach, hostelach i polach namiotowych żeby odpocząć po długim i aktywnym dniu. Następnego dnia umówiliśmy się na 9 rano na lotnisku i…

Wszystkie załogi punktualnie zameldowały się w budynku terminala. Krótka odprawa, złożenie planu lotu i lecimy do Wenecji na lotnisko Lido. Trasę mieliśmy zaplanowaną wzdłuż linii brzegowej, która prowadziła nad nadmorskimi kurortami takimi jak Bibione, czy Lido di Jesolo. Mogliśmy zobaczyć setki leżaków i parasoli oraz mnóstwo turystów na plażach znajdujących się wzdłuż naszej trasy. Podczas lotu, od służb radiowych Padova Info otrzymaliśmy informację, że w tym dniu w Lido nie pracują służby radiowe i mamy nadawać na ślepo.


Postępując zgodnie z zaleceniami, po chwili zgłaszamy długą prostą do pasa 23 i bezpiecznie lądujemy mając po prawej stronie piękną panoramę Wenecji. Po lądowaniu okazuje się, że pomimo braku służb radiowych tego dnia, świetnie pracują służby naziemne pobierające opłatę za lądowanie w wysokości 30 EUR za samolot. Po krótkim spacerze z lotniska i kilkoma perturbacjami związanymi z lokalnymi tramwajami wodnymi (vaporetto) udaje się nam spędzić dzień w centrum Wenecji.

Po południu tą samą trasą wróciliśmy do Portoroz, gdzie zatankowaliśmy samoloty i potem dalej już lądem udaliśmy się do Porto-Piran. Tam w genialnej lokalnej restauracji omówiliśmy plan podróży na kolejny dzień.


Trzeci dzień podróży to trasa Portoroz – Pula – Zadar. W związku z tym, że opuszczaliśmy strefę Schengen, na lotnisku w Portoroz czekała na nas niezbyt miła policja, która miała problem ze zrozumieniem, że w jednej grupie leci więcej niż jeden samolot i więcej niż jeden pilot.. Na całe szczęście kontrola zakończyła się powodzeniem i kilkanaście minut później otrzymaliśmy z wieży zgodę na zajęcie i start z pasa 33. Przelot do Puli to zaledwie 90km trasy, ale za to bardzo widokowej, ciągnącej się wzdłuż linii brzegowej chorwackiego półwyspu Istria. Mogę śmiało stwierdzić, że Rovinj zdobyło nagrodę miejscowości najładniej wyglądającej z powietrza.


Chwilę po minięciu Rovinj przeszliśmy na łączność ze służbami z Puli. Dostaliśmy zgodę na lądowanie na pasie 09. Na miejscu służby naziemne sprawnie porozstawiały całą grupę na płycie postojowej pomiędzy biz-jetami i turbopropami. Pula to jedyne lotnisko, które wymagało wcześniejszego uzgodnienia przylotu grupy, ale dzięki temu byli świetnie przygotowani na nasze przyjęcie. Pani z handlingu pobrała od każdego samolotu 24 EUR opłaty za lądowanie z postojem powyżej 4h. Na miejscu podzieliliśmy się na dwie grupy – zwiedzającą miasto i zwiedzającą plażę. W Puli do punktów w kategorii „musisz zobaczyć” zdecydowanie zalicza się piękny amfiteatr podobny do rzymskiego Colosseum. Po zakończeniu kulturalnej części wycieczki, grupy połączyły się na wspólnym obiedzie i pływaniu na plaży :-)


Niestety w takich miejscach czas biegnie bardzo szybko, także po ochłodzeniu się w krystalicznym Adriatyku i zakosztowaniu lokalnej kuchni, nakazaliśmy miejscowej taksówce kurs na lotnisko. Podczas przejazdu obserwowaliśmy piękną komórkę burzową, która zmierzała dokładnie nad lotnisko w Puli. Zaczęła się walka z czasem i pytanie czy zdążymy odlecieć przed przyjściem burzy.

Po wyjściu z taksówki sprawnie przeszliśmy przez kontrolę bezpieczeństwa i zostaliśmy przetransportowani do naszych samolotów. Krótki przegląd przedlotowy i wszystkie załogi były już gotowe do uruchomienia. Wieża wydała zgodę na start-up, a następnie na kołowanie, tym razem do drogi startowej 27. Podczas kołowania można już było odczuć podmuchy nadchodzącej burzy. W radiu również było słychać, że latające w okolicy samoloty otrzymują od wieży informację o chmurze CB i zalecają jej omijanie szerokim łukiem. Na całe szczęście sprawnie udało nam się wystartować i obrać kurs południowy, dzięki któremu burza została za naszymi plecami.


Było już późne popołudnie, także po trasie mieliśmy bardzo spokojne warunki. Piękne widoki, krystalicznie czysta woda, oj można się było rozmarzyć… Lecieliśmy trasą VFR Adria 1 mijając pod sobą chorwackie wysepki i wolno snujące się po wodzie żaglówki. Na dolocie do Zadaru otrzymujemy informację, że będziemy lądować na krótszym (2000m) pasie 04. Po lądowaniu okazało się, że cały Apron przeznaczony dla General Aviation jest zajęty i marszałek poprowadził nas pod główny Apron znajdujący się przy głównym terminalu lotniska. Nasze ultralekkie samolociki dumie wyglądały stojąc obok kilku biz-jetów. Na tym lotnisku pomoc handlingu już nie była na najwyższym poziomie. Chcieliśmy zakotwiczyć samoloty, ale po betonki do kotwiczenia trzeba było się już udać pieszo na drugi koniec płyty i samemu je sobie przyciągnąć.. no cóż.. przynajmniej niektórzy uczestnicy rajdu mają oryginalne zdjęcia obrazujące „taszczenie betonki” :-)


Na Zadar byliśmy już znacznie lepiej przygotowani logistycznie i wynajęliśmy jeden dwupoziomowy apartament dla całej grupy. Wieczorem zobaczyliśmy przy nabrzeżu kiczowaty pokaz światła The Greeting to the Sun, a potem sprawdziliśmy jak wygląda nocne życie w Zadarze…

Kolejny dzień rozpoczęliśmy genialnym śniadankiem składającym się ze świeżych bagietek, oliwy, bazylii, serka mozzarella i przepysznych pomidorów.. Naładowani pozytywną energią i pozytywnym śniadaniem, wzorem dni poprzednich udaliśmy się na lotnisko. Uregulowałem opłaty lotniskowe wynoszące tym razem aż 37 EUR za samolot i po przygotowaniu poprosiłem o start-up clearance i… otrzymałem suchą informację „sorry Sir, we do not have your flight plan”. Poszedłem osobiście do biura odpraw załóg i ponownie otrzymałem informację, że faktycznie go nie ma.. Pan na briefingu jednak szybko i sprawnie przyjął nowy plan, ale dopiero za 30min mogliśmy uruchomić nasze melodyjne Rotaxy..


Żeby kolejny odcinek był inny niż wcześniej to trasę zaplanowałem na wysokości 500ft AMSL. Służby radiowe kilka razy pytały czy faktycznie chcemy lecieć na 500ft, a nie przypadkiem na 5000ft. Lot na 500ft AMSL niemalże pomiędzy żaglówkami, wzdłuż wybrzeża i przez archipelag wysepek Parku Narodowego Kornati to niezapomniane przeżycie. Nasza destynacja pierwszego odcinka tego dnia to małe lotnisko na wyspie Hvar. Żeby do niego dolecieć to musieliśmy nabrać trochę wysokości z poziomu lotu 500ft AMSL. Pomimo korespondencji mailowej, na trawiastym, a może lepiej napisać na lotnisku o nawierzchni czerwonej spalonej ziemi nie było nikogo oprócz dwóch Włochów, którzy lądowali jakieś 10min przed nami.


Zupełnie dzikie lotnisko, zupełna cisza dookoła i człowieka ogarnia ponownie zupełna błogość istnienia (niektórych z uczestników ogarnęła tak mocno, że ujęci urokiem tej wyspy zostali tu na noc). Po lądowaniu i zaparkowaniu naszych ultralajtów ogłaszam wycieczce niezbyt pozytywną informację. Zamiast spędzić cały dzień na chillowaniu się na plaży, podgryzając kalmara z grilla będziemy musieli wylecieć nieco wcześniej, ponieważ kolejne lotnisko, które mieliśmy tego dnia odwiedzić pracuje tylko do godziny 17. Spacerkiem powędrowaliśmy do urokliwiej, malutkiej wioski Stari Grad. Po drodze mogliśmy zakosztować lokalnych winogron z pobliskich upraw. Co robić w wiosce, gdzie nic się nie dzieje? Ano najnormalniej w świecie nic nie robić.. Zamówić „calmari na żaru” i wskoczyć do wody, by ponownie oddać się korzystaniu z przytoczonej wcześniej błogości istnienia. Jak w dniach poprzednich, to co miłe szybko się kończy.


Wróciliśmy na lotnisko, wystartowaliśmy i bez większego planu oddaliśmy się wolności latania szuwarowo-błotnego w towarzystwie żaglówek, motorówek i pobliskich wysepek. Bezcelowe latanie zakończyliśmy pozytywnym lądowaniem na lotnisku na wyspie Brac. Lotnisko przypominało mi niektóre nasze krajowe lotniska komunikacyjne, gdzie jedyną atrakcją jest właśnie mój przylot :-) Firma handlingowa po pobraniu opłat (25 EUR/samolot) zaopatrzyła nas w paliwko i zorganizowała transport do Supetaru, gdzie ponownie mieliśmy zarezerwowany nocleg w jednym miejscu dla całej grupy. Tego dnia przyszło mi ogłosić kolejną zmianę planu rajdu. W związku z pogarszającą się pogodą w Polsce, istniało duże ryzyko, że nie uda nam się wrócić do domu jeśli rajd będzie trwał 6 dni. Decyzja? Jutro wracamy do Bielska i rezygnujemy z pobytu nad Balatonem.


Poranek na wyspie Brac część grupy rozpoczęła bieganiem, inna część pływaniem w morzu, inna część spaniem. Wspólnie zjedliśmy śniadanie i obraliśmy kurs na lotnisko. Tego dnia plan był ambitny, ponieważ musieliśmy dolecieć na lotnisko Mali Losinj celem wykonania odprawy paszportowej, następnie dolecieć nad Balaton, a potem jeszcze dotrzeć do Bielska. Plan lotu tym razem był na wieży i bez problemów zaczęliśmy lot trasą VFR w kierunku wyspy Mali Losinj. Tym razem znów zaplanowany był przelot przez Park Narodowy Kornati, z tą różnicą, że 1000ft AGL nad Parkiem a nie 500ft AMSL obok niego. Na Mali Losinj spotkaliśmy się z załogą, która została dzień wcześniej na Hvarze.. Błogość istnienia na ich twarzach była dalej widoczna..


Na Mali Losinj mieliśmy wyłącznie czas na przerwę techniczną tj. opłaty lotniskowe (33 EUR/samolot), tankowanie, odprawa paszportowa i ponownie wydałem komendę „clear prop!”, po której uruchomiliśmy nasze czterocylindrowe silniki. Tym razem służby radiowe podczas przelotu nakazały nam wznoszenie do 8500ft AMSL, aby przelecieć nad pasmem Welebitów. Zgodnie z planem lotu przelecieliśmy obok Zagrzebia, by po krótkiej chwili przekroczyć granicę chorwacko-węgierską i przejść na łączność z Budapest Info. Podczas lotu analizowałem czas, czy uda nam się dotrzeć do Bielska przed zachodem słońca.


Z obliczeń wyszło mi, że jeśli na lotnisku Heviz spędzimy więcej czasu niż 1h to się niestety nie uda. Na dolocie do lotniska Heviz położonego w bezpośrednim sąsiedztwie węgierskiego Balatonu poprosiłem żeby czekała na nas już przygotowana cysterna z paliwem, ponieważ niektóre samoloty potrzebowały dostępu do wodopoju. Po lądowaniu procedura tankowania, sprawdzenia dokumentów przez policję, złożenia planu lotu i wykonania rozliczeń za lądowanie przebiegła bardzo sprawnie.

Po niecałych 45 minutach ponownie siedzieliśmy w samolotach, gotowi do odlotu. W tym momencie wiedziałem już się uda się nam dolecieć za dnia. W drodze powrotnej mogliśmy obserwować, że krajobraz na zewnątrz nabiera zielonych barw, a także że temperatura otoczenia wyraźnie spada – w sumie lecimy na północ, to dlaczego miałoby być inaczej? Na Węgrzech zaraz po starcie od FISu otrzymujemy polecenie lotu po prostej na punkt graniczny ze Słowacją – z moich doświadczeń to bardzo częste zjawisko, które bardzo ułatwia latanie po tym kraju. Na Słowacji wita nas Bratislava Info, która instruuje, że mamy wykonywać lot zgodnie z planem lotu. Z niecierpliwością czekałem aż zobaczę pasmo Małej Fatry, który zwiastuje już prawie krótką prostą do domu. Mała Fatra zdecydowanie bardziej zjawiskowo wygląda zimą, ale w lecie też wyróżnia się na tle okolicznych pagórków.


Po osiągnięciu Zwardonia w radiu słyszę już znajomy głos Kraków Informacja, który prosi o zgłoszenie przejścia na częstotliwość Bielska. Mijamy Pilsko, Skrzyczne, Klimczok i naszym oczom ukazuje się docelowe lotnisko EPBA. Podchodzimy kolejno do 09, a po bezpiecznym wylądowaniu wszystkich załóg zamykam plan lotu, który niejako symbolicznie kończy nasz rajd. Po chwili z samolotów wysiadają uśmiechnięte załogi, zadowolone z ostatnich kilku dni spędzonych na wspólnym lataniu. Cały przelot okazał się bezpieczny i bezproblemowy.

Korzystając z okazji i nie rozwlekając się zbytnio chciałem serdecznie podziękować załogom za wspólny przelot i stosowanie się do założonego planu. To dzięki Wam impreza się fantastycznie udała i bezpiecznie zakończyła. Zgodnie z sugestiami już w głowie rodzą się kolejne plany na wspólne zagraniczne przeloty.

Dzięki za czas poświęcony na lekturę relacji z rajdu!

Krzysztof Będkowski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony