Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa na WGC: Czy zobaczymy tu kiedyś cumulusy

Właściwie nic się nie zmienia. Dalej wieje, noszenia są słabe i nie ma chmur.

Dzisiaj zaskoczył nas meteorolog. Na ogół jego przewidywania pogody miały się tak do rzeczywistości jak wróżby starego  starego bacy, toteż z niedowierzaniem ciągnęliśmy szybowce pod silny wiatr nad jeziorko przy  zachodnim krańcu rozległego lotniska. (…) Wyglądało na to, iż będziemy startować z tylnym wiatrem, ale zgodnie z zapowiedzią po południu wiatr zaczął wiać od strony przeciwnej, goniąc chłodne powietrze od Atlantyku. Nie potwierdziły się natomiast znów optymistyczne prognozy warunków. Błękitu nieba nie zmącił najmniejszy strzępek chmur, a wznoszenia nie przekraczały 1-1.5 m/sek. i 1600m. Po wyholowaniu klasy klubowej organizatorzy zorientowali się, że może być powtórka pogromu sprzed dwu dni i skrócili klasie standard wyścig po wyznaczonej trasie na „obszarówkę” z  minimalnym  czasu lotu 2 h 30 min.

(…) Zaraz po przekroczeniu linii startu większość z nich znalazła się w parterze  nad lotniskiem i drzewami campingu dając obserwatorom pokaz kunsztu i ambicji. Nie wszystkim udało się odbić od ziemi, toteż sześciu pechowców osiadło znów w punkcie wyjściowym nad jeziorkiem. (…) Byli już bez szans na oblecenie trasy, toteż niemal prosto z holu kierowali się   nad miasto i gaik w pobliżu lotniska, gdzie mogli  bez ryzyka lądowania w polu  szukać szans na kontynuowanie lotu. Jędrzej trafił przyzwoite 2 m/ sek. Startujący trochę później Jakub Barszcz, nie miał już takiego szczęścia i musiał zadowolić się  ułamkami wzorca z Sevres , lecz los zrekompensował mu to później i zdołał oblecieć  całą trasę.



Czytaj cały wpis na stronie Sebastiana Kawy.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony