Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Dalsze figle płanetników na Grand Prix Czech

2 maja rozpoczęły się zawody Grand Prix Czech i potrwają do 9 maja. Zawody eliminacyjne do Mistrzostw Świata, zorganizowane z wielkim rozmachem i zaangażowaniem lokalnej społeczności.

Lotnisko Frydlant maprzepiękną lokalizację. Na południu góruje Łysa Góra, najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego. Podobnie jak Babia Góra w szczytowej partii sięga górnego regla i piętra kosodrzewiny, co sprawia, że o tej porze roku z daleka widać głównie połacie śniegu. Lotnisko jest na łagodnym pagórku. Według obecnych wytycznych nie spełniło by warunków do założenia lotniska, podobnie jak Żar i inne górskie szybowiska, ale nie przeszkadza to aktywności lotniczej: od szybowców, przez modelarstwo, spadochrony, motolotnie i samoloty. Obecnie latają tu głównie ultralekkie samoloty, którymi Czesi i Słowacy podbili świat.

W niedzielę (3 maja) przykryły szmat świata ciemne zimne chmury  werbel deszczu na dachu zachęcał rano do dłuższej drzemki. Jednak nie dla grzybobrania i wylegiwania się w wyrkach przybyli w to urokliwe miejsce pod Łysą Górą ludzie z różnych stron świata. Inż. Horac wypatrzył szczelinę w zwartej opończy chmur przesuwającą się ku Beskidom, więc bractwo wydzierało sobie hadice z wodą dla balastowania szybowców.

Zapowiadało się nieźle. Deszcz odpłynął za góry. Chmury długo nie chciały zejść z wygodnych szczytów, ale pod wpływem słońca i wiatru rozproszyły się  i zapraszały do podniebnych harców.

Mimo tej zachęcającej „podpuchy” organizatorzy zachowali ostrożność i wyznaczyli krótki wyścig wzdłuż nawietrznych zboczy Beskidu.

Iluzja trwała krótko. Już podczas startu Sebastiana, z przedostatniego rzędu kolejki, niebo na nowo zazdrośnie kryło obszary błękitu  kropiąc, a potem gorliwie myjąc  starannie wodą, latające szybowce. Zbyteczna gorliwość podniebnych figlarzy, bo zawodnicy nie pozwolą nawet pojedynczej muszce pstrzyć na skrzydła, jakby to było oblicze Jaśnie Pana Cesarza.

Jednak po takim psikusie deszczowi swawolnicy rozciągnęli piękny kolorowy  łuk na znak zgody. Natomiast w Warszawie łuk takowy jest  tak cennym symbolem niezgody, że muszą strzec go silne warty. Wiadoma rzecz Stolica… Stać ją na wiele fanaberii.

Natomiast na prowincji nawet maszynę reprezentacji Polski odziewa się w potargane łachy.

Tomasz Kawa

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony