Przejdź do treści
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Wietrzne wariacje

Meteorologia jest ciągle nauką ścisłą rzucaną na wiatr. Wiatry nie chcą opuścić tej krainy,ale świeci słońce a my z braku internetu nawet nie wiedzieliśmy, że na Bałkanach rozsiadł się gość który lubi wypełniać poza brzegi koryta rzek.Przed trzema dniami po przejściu frontu chłodnego było dużo chmur i atmosferą rządziły w miarę normalne prawidła. W następnym niebo o garnął błękit, ale północno zachodni wiatr łopotał flagami, targał taśmy znakujące sektory na parkingu i przewracał metalowe płotki grodzące dostęp publiczności do pola wzlotów.

Po południu pojawiły się chmury rotorowe, oraz obszary konwergencji z wypiętrzonymi i sypiącymi śniegiem chmurami, pod którymi lataliśmy z Sebastianem na Arcusie do wieczora. Dobry, bardzo łatwy, przyjemny w pilotowaniu szybowiec. Wczoraj meteorolog oznajmił,że wiatr ucichł i nie przekroczy 1-2 m/sek. a błękitu nie pokalają chmury. Tymczasem już w trakcie odprawy pojawiły się nad wysokimi górami chmurki czesane wiatrem, który zmienił kierunek napływu z zachodniego na wschodni. Było to zgodne z naturalnym dryfowaniem układu wyżowego. Natomiast zdumiewało to ,że przy ziemi znów wszystko furkotało szarpane…zachodnim wiatrem. Jak tu lecieć, kiedy w takiej trikowej pogodzie dotychczasowe biorą w łeb? Przykładem piękny parterowy rajd Taylora w towarzystwie Francuza Verona, a w ślad za nimi korowód innych, przez dolinę od Saint Auban w kierunku góry Morgon, kiedy według wszelkiej wiedzy meteorologicznej przy równoległym do zboczy kierunku wiatru nie było najmniejszych szans na powstanie w takiej dyszy prądów zboczowych. A jednak. Gospodarze wiedzieli i tym lokalnym fenomenie i Taylor też ,bo w poprzednim dniu w podobnych warunkach leciał również tą trasą.

We wczorajszej sytuacji trudno było o jakąkolwiek koncepcję przy braku podstawowych informacji odnośnie rzeczywistych warunkach meteorologicznych a głównie układzie wiatrów, które znów miały być czynnikiem rozstrzygającym.

Pewne było tylko to, że pierwszy odcinek wiodący na północ do podnóża Pic de Bure trzeba pokonać prawą strona trasy, bo przy wietrze wschodnim na nasłonecznionych zboczach obok lotniska Gap tworzyły się fractocumulusy znakujące kominy. Trasę jak zwykle wyznaczono tak aby strategiczne punkty wypadały w pobliżu lotnisk. Sebastian wzorcowo wystartował z prawej flanki i w doborowym towarzystwie kompletu trójkolorowych przykładowo pokonali pierwsza górska przeszkodę i na dobrych pozycjach dotarli do pieca Pic de Bure w którym była duża szansa trafienia na „spust surówki”. Trafili. Logika nakazywała, że gdy się z wyższych gór schodzi się na niskie pagórki, które według wszelkich znaków owiewane są równoległymi do zboczy wiatrami, to nie wolno zostawiać dobrego komina. Sebastian zawirował więc w dobrym towarzystwie w przyzwoitej windzie do góry. (...)

Powyżej opublikowaliśmy fragment tekstu, artykuł w całości przeczytasz na blogu Sebastiana Kawy.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony