Blog Sebastiana Kawy: Kolorowy wschód
Gdy leci się samolotem na wschód słońce wyskakuje nad horyzont jak piłeczka. Przyszedł wreszcie zaplanowany dzień. Wróciłem do Nepalu. Miało nas być więcej, ale koledzy z powodu różnych obowiązków musieli opóźnić swoje przyloty. Podróż nie obyła się bez przygód, bo kumulacja przed ladą linii Qatar wyrzuciła mnie na okrężną trasę przez Londyn. Ostatecznie nie poleciałem wcale, bo kataklizmy pogodowe nękają tamtą część Europy. Następnego dnia już bez niespodzianek. Po 15 godzinach mogłem oglądać wschód słońca nad Zatoką Perską.
Szybko przeleciałem przez znajome śmieci w Katmandu, by doładować telefon i wymienić pieniądze. Sprawne załatwienie tych rzeczy jest to możliwe raczej tylko tutaj. Poleciałem wcześniejszym samolotem niż przewidywał mój bilet do Pokhary. Podoba mi się taka atmosfera i praktyki z dworca autobusowego.
Szybowiec grzecznie czekał w przyczepie. Ku zaskoczeniu kolegów z Avia Clubu od razu po zrzuceniu walizki na ziemię zabrałem się do montowania długala. Do przyjścia pierwszych pasażerów Maksa było tylko 20 minut. Szybowiec został złożony jeszcze przed tym czasem, aby nie blokować drogi motolotniom. Drugim etapem było odszukanie skład gazów technicznych. Okazało się, że w Pokharze jest zakład garażowy produkujący tlen. I to medyczny! Nie trzeba było się długo zastanawiać nad kupnem, bo wielka butla kosztuje 5 dolarów, ale depozyt już 120 USD. Obładowani trzema ciężkimi cylindrami zajechaliśmy na lotnisko, a tam kolejna miła niespodzianka. Zgadnijcie kto się tam pojawił ? Elmer Joandii z Esotnii, który prowadzi serwis www.fcst24.com
Mieszkam w tym samym co poprzednio hotelu Diplomat. Jutro kolejne zadani: zmontować i uruchomić stację do tlenu, oraz uzyskać nowe pozwolenie na loty z tutejszego lotniska.
Sebastian
Więcej wpisów Sebastiana Kawy przeczytasz na jego blogu tutaj
Komentarze