Łukasz Czepiela szykuje ofensywę na koniec sezonu
Do końca cyklu Challenger Cup zostały dwa przystanki. Polski pilot stoi przed szansą na puchar.
Raz idzie im lepiej, raz gorzej, ale i tak koniec końców, na wszystkich patrzą z góry. Takie jest życie pilotów startujących w najszybszym sporcie motorowym świata, w którym ściga się prawdziwa elita lotnictwa. Do klasy mistrzowskiej Red Bull Air Race pretenduje Polak. Łukasz Czepiela walczy w zawodach Challenger Cup, rozgrywanych na tych samych torach, podczas tych samych wyścigowych weekendów. W tym sezonie ma na koncie duże sukcesy, pozwalające walczyć o najważniejsze trofeum. Przed nim dwa starty, w których pokłada wielkie nadzieje i jeden wyjątkowy pokaz…
Rozmawiamy jeszcze przed Red Bull 111 Megawatt, największą w tej części Europy imprezą Hard Enduro, podczas której wykonasz swój pokaz.
Jak sama nazwa wskazuje to „Mega” impreza. Nie mogę się doczekać! To jeden z rzadkich pokazów, gdzie będzie szansa polatać poniżej publiczności. Jest tam duży wąwóz. Widzowie będą stali na górze, a samolotem być może uda się przelecieć poniżej.
Wiem, że jeździłeś rajdówką i bardzo ci się to podobało, ale czy chciałbyś kiedyś pojeździć motocyklem crossowym, czy enduro?
Tak, bardzo chciałbym to zrobić. Ale ze względu na to, że mamy napięty sezon w wyścigach lotniczych, trochę obawiam się kontuzji. Jazda motorem crossowym to jest coś, co bardzo fajnie wygląda. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to może być kontuzjogenne, a nie chciałbym skreślić całego sezonu Red Bull Air Race przez jakiś wypadek na motorze.
Tak będzie na Red Bull 111 Megawatt (fot. Łukasz Nazdraczew/Red Bull Content Pool)
Na dwa przystanki przed końcem tego sezonu masz na koncie dwa trzecie miejsca i jedno pierwsze, które gwarantują ci udział w wyścigu o puchar w Las Vegas. Za tobą bardzo dobry weekend w Lausitz. Jak doszedłeś do takiej formy?
Na cztery wyścigi w jakich startowałem w tym sezonie, trzy skończyły się na podium. Kiedy nie byłem na podium wygrałem kwalifikacje, także sezon naprawdę idzie dobrze. Od ostatniego, w którym startowałem, trochę inaczej podchodzę do sportu. Bardziej przykładam się do wszystkiego. Zupełnie inaczej wygląda moje przygotowanie fizyczne. Dużo ćwiczę, dużo pracuję nad sobą. Widać to i daje to efekty. Nie mogę się doczekać ostatnich dwóch wyścigów, bo tak jak mówisz, dobrym występem w Lausitz zagwarantowałem sobie występ w Las Vegas. Mam nadzieję, że tam również damy popalić rywalom.
Kiedy nie szło ci tak dobrze jak teraz, często okazywało się, że była to kwestia ustawienia samolotu, albo tego, że słabiej reagował na stery. Zdarzało się, że za mocno pociągnąłeś za drążek… Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Czy to jest sprawa twojego przygotowania do konkretnego wyścigu?
Jest w tym wszystkiego po trochu. Moja psychika jest inna. Zupełnie inaczej podchodzę do startu. Jestem dużo bardziej spokojny w samolocie. Nie mam takiego ciśnienia na wygraną i wszystko składa się na to, że każdy lot jest lepszy. W tym sezonie miałem okazję polatać na Extrach więcej niż w poprzednich sezonach, bo miałem różne pokazy, także lepiej czuję samolot. Za tym wszystkim idą wyniki i mam nadzieję, że za wynikami przyjdzie sponsor i na przyszły rok uda się ściągnąć samolot, który będzie tylko dla mnie, a za tym pójdą kolejne, jeszcze lepsze wyniki.
Łukasz Czepiela (fot. Daniel Grund/Red Bull Content Pool)
Startowałeś w pierwszej edycji Challenger Cup w 2014 roku, a teraz mamy już trzecią. Jak oceniasz ten sezon w porównaniu do poprzedniego, w którym brałeś udział?
Challenger Cup 2014 miał bardzo mało wspólnego z tym, co widzimy teraz. Ostrożnie podchodziliśmy do torów, nie eksperymentując za bardzo z ustawieniami samolotu. Nie eksperymentowaliśmy za bardzo z jakimiś super szybkimi liniami. Chcieliśmy pokazać sędziom i głównie naszym trenerom, którzy nas wybrali do startu, że był to dobry wybór i że latamy bezpiecznie. Teraz oczywiście dalej latamy bardzo bezpiecznie, ale zaczęliśmy zubażać mieszankę silnika, dzięki czemu mają one więcej mocy. Mamy też trochę inne linie. Na początku pierwszej edycji był to jakby trening połączony z zawodami. Teraz jest to kompletny wyścig i od początku to widać - patrząc również na Bena Murphy’ego, czy Kevina Colemana. Wlatujemy na tor i od razu jest „full force”, łokieć wyprostowany, manetka na 100% i ścigamy się od niemalże pierwszego treningu.
Hannes Arch na torze w Gdyni w 2014 roku (fot. Andreas Schaad/Red Bull Content Pool)
Mówiąc o roku 2014, trudno nie wspomnieć zawodów w Gdyni, które wygrał wtedy pilot klasy Master Hannes Arch. To mistrz świata z 2008 roku, człowiek wielu pasji i zainteresowań, bezgranicznie oddający się lataniu w niemal każdej postaci, który zginął niedawno w wypadku prywatnego helikoptera w swoich ukochanych górach. Jak go zapamiętałeś?
Bardzo dobrze. Hannes zawsze przychodził do nas do hangaru challengerów. Pytał jak tor, jak nam się podoba, sugerował różne zmiany - często otrzymujemy pomoc od pilotów klasy Master. Po dobrym weekendzie w Lausitz, trzymając w rękach duże butelki szampana, przechodziliśmy z Danielem Ryfą koło hangaru Hannesa, gdzie razem z mechanikiem rozbierał samolot przed kolejnymi zawodami. Weszliśmy tam i siedzieliśmy wszyscy śmiejąc się z tego, jak nieprzewidywalny jest ten sezon. Najgorsza pogoda była w Abu Dhabi a najlepsza w Anglii i w Niemczech, czego nikt się nie spodziewał. Siedzieliśmy u niego w hangarze pijąc szampana, a kilka dni później dotarła do nas tragiczna wiadomość, która dalej jest ciężka do zaakceptowania. Myślę, że wyścig w Indianapolis będzie bardzo smutny bez niego.
Komentarze