Przejdź do treści
Red Bull Air Race - lot w przeszłość cz. 2
Źródło artykułu

Red Bull Air Race - lot w przeszłość – cz. 2

Drugą część naszej wycieczki w bardziej i mniej odległą przeszłość zaczynamy z Yoshihide "Yoshim" Muroyą, który zakochał się w szybko wykonywanych ekstremalnie trudnych podniebnych figurach od pierwszego wejrzenia.

"Pierwszy raz zasmakowałem akrobacji samolotowej podczas zawodów Pucharu Świata w Japonii w 1995 roku. Miałem 22 lata" – wspomina Muroya. "Poznałem tam pilotów o najwyższych umiejętnościach, takich jak Patrick Paris, który później był moim trenerem podczas mistrzostw świata".

"Byłem tak wstrząśnięty tym, co tam zobaczyłem, że zapragnąłem zostać pilotem akrobacyjnym. Ciężko pracowałem, by zebrać fundusze. Po dwóch latach samotnie wybrałem się do Ameryki, gdzie zacząłem pobierać lekcje akrobacji samolotowej u Randy'ego Gagne'a".


Podobną drogę przeszedł Matthias Dolderer, którego równie mocno zaintrygował dreszcz emocji, jaki odczuwał na myśl o doskonaleniu sztuki latania.

"Moje pierwsze doświadczenie akrobacyjne wiąże się z Monsunem (dop. MBB Bo 209 Monsun), jeśli dobrze pamiętam. Miałem może 12 lat i natychmiast się uzależniłem! Swój pierwszy samodzielny lot akrobacyjny odbyłem za sterami szybowca, gdy otrzymałem na niego licencję. Od czasu do czasu robiłem pętle! Potem, podczas mojego kursu na PPL (licencję pilota samolotowego) także zacząłem robić akrobacje. Obleciałem kraj wznosząc się i odpadając, wznosząc i odpadając..."

"Uprawnienia do akrobacji uzyskałem dwa miesiące po 18-tych urodzinach. Od tamtej pory kocham latać na granicy przeciągnięcia każdym typem samolotu, zwłaszcza przy małych prędkościach. Staram się poznać tak wiele maszyn akrobacyjnych, jak to tylko możliwe".

A jak zaczynał mistrz świata Red Bull Air Race z 2008 roku Hannes Arch?

"Prywatną licencję samolotową zrobiłem w Szwajcarii, gdzie pracowałem jako pilot testowy dla producenta paralotni - firmy Paratech. Jednym z moich zadań było doprowadzenie do przeciągnięcia paralotni i wprowadzenie jej w korkociąg, aby sprawdzić, czy skrzydło samo zacznie znowu lecieć".

"Po tym jak zdobyłem prywatną licencję pilota, zdałem sobie sprawę, że latanie samolotami jest nudne w porównaniu z tym, do czego byłem przyzwyczajony gdy testowałem paralotnie. Przemieszczając się Cessną z punktu A do B, czułem się, jakbym zmarnował pieniądze. Mój instruktor zauważył to i próbował mnie zachęcić do zrobienia kursu akrobacji samolotowej, co zresztą uczyniłem w kilka godzin po otrzymaniu pierwszej licencji. Po trzech i pół godziny spędzonej za sterami Yaka 52 podszedłem do egzaminu i zdałem go! Nie wylatałem nawet 50 godzin, a już miałem w kieszeni licencję akrobacyjną".

"Zadowolenie, jakie towarzyszyło moim pierwszym akrobacjom było warte każdego ciężko zarobionego grosza. Zatem poszedłem do banku i kupiłem samolot Robin 2000, a potem Extra 230".

"Potem z kilkoma przyjaciółmi postanowiliśmy założyć klub akrobacyjny. Szybko zaczęliśmy treningi. Jestem szczęśliwy, że zawsze miałem dobrych nauczycieli, takich jak wielokrotna mistrzyni świata Catherine Manoury, czy Vitas Lepenas albo Patrick Paris..."


Kirby Chambliss i Peter Besenyei pasję do latania zawdzięczają rodzicom.

"Mój tata był mistrzem spadochroniarstwa i pamiętam jak latałem z nim samolotami, z których potem skakał" – wspomina Chambliss. "Nie pamiętam takiej chwili, w której nie chciałem być pilotem. W przeciwieństwie do innych dzieci, nigdy nie zmieniłem zdania. Wziąłem pierwszą lekcję akrobacji. Gdy przekręciliśmy się do góry nogami, zmieniło się moje życie. Od tamtej pory poświęciłem się temu bez reszty".


"Miałem sześć lat, gdy z rodzicami przeprowadziliśmy się do Budapesztu i zamieszkaliśmy blisko lotniska Budaörs" – opowiada Besenyei. "Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem samoloty... A one wykonywały akrobacje. Byłem nimi zafascynowany i postanowiłem zostać pilotem akrobacyjnym. Gdy miałem 15 lat zacząłem latać na szybowcach, a pierwszy samodzielny lot odbyłem w wieku 16 lat. Za sterami samolotów zasiadam od 23 roku życia, a mój pierwszy to Zlin 526. W 1981 zacząłem uprawiać akrobacje".

Dwuczęściową opowieść o pierwszych krokach w przestworzach dzisiejszych mistrzów podniebnych akrobacji kończy Nigel Lamb. Był młodym pilotem, świeżo po szkole, któremu inni pokazali, jak to naprawdę jest z szybkim i niskim lataniem.


"Po kilku miesiącach naszego szkolenia naziemnego w rodezyjskich siłach powietrznych zabrano nas na lot zapoznawczy w samolocie, na którym mieliśmy przejść szkolenie powietrzne. Napędzany silnikiem Leonides o mocy 550 koni mechanicznych, Piston Provost dla świeżaka po szkole był prawdziwą bestią".

"Przypięty w zamkniętym, jakkolwiek klaustrofobicznym kokpicie, pod gorącym i wilgotnym afrykańskim niebem byłem przerażony. Miałem chorobę powietrzną, ale nie było się czego bać. Moje pierwsze doświadczenia z akrobacjami lotniczymi zaraziły mnie na całe życie. Nigdy nie zapomnę mojego instruktora porucznika Dave'a Thorne'a, który wracał do bazy dużo poniżej koron drzew. Dzięki Dave za zarażenie mnie pasją do latania na niskim pułapie!"

Czytaj również:
Red Bull Air Race - lot w przeszlość cz. 1

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony