Przejdź do treści
Źródło artykułu

Zmarł instruktor kapitan pilot PLL "LOT" Henryk Sobkowicz

Dnia 22 września 2024 roku, w wieku 67 lat, zmarł Henryk Sobkowicz – niezwykle lubiany i ceniony wychowanek Aeroklubu Warszawskiego oraz instruktor kapitan pilot PLL "LOT".

Poniżej zamieszczamy wspomnienie Eugeniusza Rynkiewicza o zmarłym Henryku Sobkowiczu.

"Takim chłopakiem go poznałem i takim pozostał na zawsze. Emanowała od niego młodość, radość, marzenia o lataniu...

Przeznaczeniem Henryka było lotnictwo. Jego romantyczna natura ujawniła się już w wieku czterech lat, kiedy głośno oznajmił, że zostanie lotnikiem. W miarę dorastania zaczął realizować swoją pasję, skacząc z dachu z parasolem, co zakończyło się złamaniem nogi. Kontynuował trening nawet podczas hospitalizacji, wracając do domu nie tylko z nogą w gipsie, ale także ze złamaną ręką. Nie zrezygnował jednak z marzeń i w wieku 15 lat rozpoczął szkolenie teoretyczne na kultowym, nieistniejącym już warszawskim lotnisku na Gocławiu. Wtedy jeszcze podświadomie tylko czuł piękno latania. Od zarania dziejów, od Ikara, przez Leonarda da Vinci po Saint-Exupéry'ego, ludzie marzyli o wolności i unoszeniu się w przestworzach jak ptaki. Już po pierwszym locie Henryk wiedział, że latanie stanie się największą miłością jego życia. Czyż może być coś piękniejszego dla romantyka, takiego jak on, niż widok ziemi z powietrza, wznoszenie się ponad chmury, odkrywanie widoków niedostępnych dla innych, podziwianie zorzy, okrągłej tęczy czy pierwszego promienia wschodzącego słońca w zielonym kolorze? Swoją pasję mógł realizować dzięki Mamie, która z bólem serca zgodziła się na jego szkolenie w tym niebezpiecznym sporcie. Dla niej spełnienie marzeń syna było ważniejsze niż jej obawy o jego bezpieczeństwo.

Henryk Sobkowicz (fot. Eugeniusz Rynkiewicz)

Henryk już wtedy ujawnił swój niezwykły talent do latania, jako pierwszy z grupy pilotów wzbił się w powietrze samodzielnie. Szybko zdobywał kolejne uprawnienia i odznaki, a także zaczął brać udział w zawodach szybowcowych i uzyskał uprawnienia instruktorskie. Wkrótce rozpoczął szkolenie samolotowe i studiując jednocześnie na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej zdobył licencję pilota zawodowego. Po ukończeniu studiów pracował jako inżynier w Instytucie Lotnictwa, jednak wciąż marzył o pracy jako pilot komunikacyjny. Ponieważ warunkiem formalnym był uregulowany stosunek do służby wojskowej, Henryk zgłosił się na ochotnika do Szkoły Podchorążych Rezerwy. Po jej ukończeniu rozpoczął pracę w „Locie" jako pilot Antonowa 24, szybko awansując na kapitana, a następnie instruktora. Przełom w jego karierze nastąpił po zakupie przez „Lot" samolotów Boeing B767, kiedy to przeszedł szkolenie bezpośrednio z Antonowa 24 na najnowszy model Boeinga a jej ukoronowaniem było przejście po wielu latach na „Dreamlinera" B787, na którym również doszedł do stanowiska kapitana i instruktora.

Henryka cechowała intuicja lotnicza, wsparta wiedzą i doświadczeniem. Zawsze stawiał na praktyczne rozwiązania, a nie teoretyczne. Posiadał krytyczny umysł, potrafił trafnie analizować sytuacje, a jego ponadprzeciętna intuicja sprawiała, że na każdym typie samolotu szybko zdobywał status kapitana i instruktora. Był powszechnie lubiany za swoje poczucie humoru, uczciwość, bezkonfliktowość oraz gotowość do niesienia pomocy innym. Jako instruktor wyróżniał się błyskawiczną i trafną oceną możliwości swoich uczniów, potrafił dostrzegać przyczyny ich błędów i z niezwykłą życzliwością udzielać cennych wskazówek.

Praca lotnika ma swoje zalety, ale też i wady. Prowadziliśmy duże i szybkie samoloty, lądowaliśmy i startowaliśmy czasem w trudnych warunkach pogodowych, zawsze z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Wszyscy zazdrościli nam możliwości zwiedzania świata i pobytów w egzotycznych miejscach. Zwykli ludzie wybierają się na wycieczki w najlepszej pogodzie, podczas gdy piloci muszą stawić czoła najgorszym warunkom, w śnieżnych zamieciach przy minus 40 stopniach, czy w 40-stopniowym tropikalnym upale. Najgorsza jest jednak rozłąka z rodziną, kiedy w domu jesteśmy kilka dni w miesiącu, a cały ciężar prowadzenia domu spada na barki naszych żon i matek. Nie możemy być przy dzieciach, kiedy nas najbardziej potrzebują. To jest najbardziej bolesne w naszym życiu. Henryk był energiczny, pracowity i zaradny, robił wszystko, aby zapewnić rodzinie jak najlepsze warunki do życia, starał się być dobrym mężem i ojcem, zawsze gotowym do sporych poświęceń dla rodziny. Dla poprawy jej warunków finansowych zdecydował się więc na wyjazd za granicę do Korei, aby latać dla koreańskiej linii „Asiana". Nie zawsze jednak można pogodzić obowiązki zawodowe z rodzinnymi.

Poważnym problemem jest też odkładanie się w pamięci sytuacji stresowych. Henrykiem szczególnie wstrząsnęła śmierć bardzo cenionego przez niego, jego pierwszego instruktora, a także wkrótce potem śmierć najlepszego przyjaciela. On sam też mało nie zginął, gdy w szybowcu, którym leciał, urwało się skrzydło, a siła odśrodkowa nie pozwalała mu opuścić kabiny. Zdołał w końcu wyskoczyć, ale spadochron otworzył się dopiero kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Trudne są też loty z uczniami, gdy samolot prowadzony niewprawną ręką w każdej chwili może się znaleźć na krawędzi katastrofy. Długie lata w powietrzu, tysiące godzin spędzonych nad burzliwym oceanem, wiele lądowań we mgle, w burzy, oblodzeniu czy przy huraganowych wiatrach. Trudne chwile, kiedy trzeba podejmować setki decyzji, mając świadomość, że odpowiada się za życie ćwierć tysiąca ludzi na pokładzie i setek tych na ziemi. Najbardziej jednak boli, gdy ktoś nie doceni tej trudnej lotniczej pracy i korzystając z okazji, utrudnia życie, oczekując korzyści materialnych. Trzeba też walczyć z niekompetencją osób decyzyjnych, starających się o obniżenie świadczeń, a zwiększenie zakresu obowiązków. Henryk był bardzo wrażliwy i mocno przeżywał tego typu sytuacje. Rozgoryczenie z tych powodów kumuluje się w organizmie, powoduje wypalenie zawodowe i wiele innych chorób, w tym konflikty w relacjach międzyludzkich. Henryk szczęśliwie spędził w powietrzu ponad 25 000 godzin, ale już w wieku 63 lat choroba przerwała dalsze latanie. Z niezwykłą pokorą i godnością znosił wyrok losu. Znalazł teraz czas na realizacje swych marzeń. Henryk był człowiekiem niezwykłym, o pięknej i dobrej duszy.

Miał rozległe zainteresowania. Kochał książki, nawet zdecydował się napisać i wydać wspomnienia opisujące jego „Życie w Locie". Był także kolekcjonerem w wielu dziedzinach, zbierał militaria, był muzykalny, śpiewał operowym głosem, pisał delikatne i wrażliwe wiersze, ale przede wszystkim pamiętamy go jako szczerego i szanowanego kolegę. Oczytany, z ogromnym poczuciem humoru i łagodnym usposobieniem, był bardzo lubiany w środowisku lotniczym. Wybudował domek nad morzem, kupił motolotnie, na której latał, kiedy chciał i gdzie chciał, przygotował dla niej lądowisko z hangarem i domkiem pilota, urządzał tam spotkania dla przyjaciół połączone z lataniem turystycznym. Kupił też mały samolot, oprócz tego pływał na żaglówce i cieszył się jazdą motocyklem.

Trudy życiowe wpływające na jego wrażliwą naturę spowodowały wiele chorób i odszedł w wieku zaledwie 67 lat. Żegnamy Go ze smutkiem, tracąc w Nim Autorytet, człowieka, który nigdy nie zawahał się, aby mówić prawdę, nie dbając o to, ile może Go to kosztować. Jego odejście napełnia nas ogromnym żalem i smutkiem.

Pogrzeb Henryka Sobkowicza, kościół w Wiązownej (fot. Piotr Rzodkiewicz)

Pogrzeb Henryka odbył się 1 października 2024 w miejscowości Wiązowna koło Warszawy. W ostatniej drodze towarzyszyła mu jego czapka kapitańska a nad grobem zabrzmiał „Marsz Lotników". Henryk zawsze podkreślał swoje związki z Aeroklubem Warszawskim, gdzie sam się wyszkolił i z nawiązką spłacił swój dług szkoląc społecznie kolegów jako instruktor szybowcowy i samolotowy. Zawsze też dbał o jak najlepszy wizerunek „Lotu" swoją postawą i profesjonalizmem, więc bardzo przykry dla obecnych był brak zgody i Aeroklubu i Lotu na uczestnictwo pocztów sztandarowych. Przelot trójki samolotów nad cmentarzem został sfinansowany przez kolegów."

Kapitanie. Instruktorze!
Będziemy Cię nosić w swoim sercu i swojej pamięci na zawsze.
Żegnaj, Heniu, i lataj teraz wiecznie, gdzieś poza horyzontem, nad chmurami, w niebiańskiej eskadrze.

W imieniu koleżanek i kolegów Eugeniusz Rynkiewicz.

(fot. Piotr Rzodkiewicz)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony