Doświadczyłem, przeżyłem, opisałem: „Dowódca jest tylko jeden..."
Niniejszym publikujemy kolejny artykuł z cyklu "Doświadczyłem, przeżyłem, opisałem", który otrzymaliśmy od jednego z naszych Czytelników.
„Drugi po Bogu”, często żartobliwie określa się pilotów, którzy zawieszeni w trzecim wymiarze dowodzą lotem i zapewne czują się ważni, bo pagony i głowa ważą tyle ile w danym momencie przybywa newralgicznych spraw. Okazuje się, że pilot zanim wzleci, już na Ziemi jest tym drugim… Z chwilą briefingu, przeglądu statku powietrznego i przygotowania załogi, pasażerów czy podróżnych, zaczyna na nim ciążyć odpowiedzialność szeroko rozumiana.
Niedawno zaprosiłem na lot Cessną 172 dwie osoby. Jedna z Nich, to już licencjonowany pilot, zdobywający w dość szybkim tempie nalot, osoba skrupulatna życiowo i stateczna. Druga, to nowicjusz, podpatrujący sztukę latania, marząca o rozpoczęciu kariery pilota. Zakończyłem briefing połączony z całościowym przeglądem samolotu wg zasad. Na końcu tankowanie i wszystkie końcowe kwity. Podróżni przybyli pod hangar. Samolot mój stał przy dystrybutorze z paliwem. Przed nim uruchamiała się mała Cessna 152. Podróżni, podekscytowani tym, że zaraz lecimy krążyli w około samolotu.
Jedna z Tych osób, będąca pilotem zaczęła zadawać pytania „czy to sprawdzone, czy tamto też…”. Odpowiedziałem, że samolot jest po całościowym przeglądzie gotowy do lotu i zająłem się zwijaniem węża paliwowego. Nowicjusz zaabsorbowany aktywnością wspomnianego już pilota, zaczął wyszukiwać anomalii na samolocie. W pewnym momencie zauważyłem, jak próbuje wbić ręką blaszkę odstającą od bocznej części kadłuba. Dobrze, że w porę nadszedłem, bo niewiele brakowało, by odstająca blaszka, a raczej klapka od nawiewu powietrza do kabiny sterowana cięgnem z tablicy przyrządów, została zdeformowana, a jej mechanizm poważnie uszkodzony…
Nowicjusz stwierdził, że myślał, że coś nienaturalnie odstaje od samolotu… Po chwili słyszę ze strony pilota lecącego w roli podróżnego: „no to pchamy!” Zdążyłem krzyknąć: „zaczekajcie, niech Cessna przed nami odkołuje” i zająłem się dokańczaniem formalności. Istniało przecież prawdopodobieństwo zahaczenia końcówką skrzydła naszej Cessny o tą stojącą przed nami z już uruchomionym silnikiem. Zanim doszedłem znów do samolotu, pilot-podróżny wraz z nowicjuszem rozpoczęli pchanie Cessny poza stację paliw. Usłuszałem głos pilota-podróznego: „przejdzie!”. Nagle usłyszałem zgrzyt i zakołysanie się naszej Cessny.
W małej Cessnie załoga wyłączyła silnik i wyszedł wściekły Instruktor, który wrzeszcząc zapytał „co wy robicie i kto tu dowodzi!? I gdzie jest wodzidło…”. Na to pilot-podróżny, który zainicjował „pchanie” samolotu, odpowiedział: „nic się nie stało”. Niestety stało się, nawet jeśli by nic się jakims cudem nie stało. Przechodząca na milimetry końcówka skrzydła Cessny 172 nad końcówką Cessny 152 zarysowała poszycie, sama tracąc odrobinę farby. Na całe szczęście krawędziowe światło nawigacyjne nie zostało uszkodzone ani w jednym ani w drugim samolocie. Mechanik dyżurny wykonał zdjęcie rys i zapisał dane dowódcy, przekazując raport szefowi Technicznemu. Czyja ogólna wina?
No jakby nie było, Dowódcy wpisanego w PDT i w zlecenie na lot, pomimo, że nie miał wpływu do końca na to zdarzenie. Dotychczas, podróżnych instruowałem o zachowaniu się w samolocie już po zajęciu przez Nich miejsc, dotychczas zawsze grzecznie stali i niczego nie ruszali. Tym razem było inaczej. Zbytnia aktywność, złudna zapobiegawczość i wychodzenie przed szereg mogło się zakończyć w każdym przypadku uszkodzeniem samolotów, a gdyby Cessna pchana byłaby nieco szybciej, końcówka naszej Cessny z powodzeniem doszłaby do obracającego się śmigła 152-ki przed nami. Konsekwencje? (…), byłyby grubsze niż portfel. Na całe szczęście szefostwo stwierdziło, że owe rysy są do usunięcia niewielkim nakładem pracy i…, obyło się bez konsekwencji. Podróżnym oznajmiłem, że pośpiech jest w żadnym wypadku nie wskazany.
Mam nadzieję, że pilot-podróżny wziął sobie sytuację do serca na przyszłość. Powinien to wrzucić w worek swoich doświadczeń. Mój worek w tym konkretnym przypadku? – instruować od samego początku zainteresowanych, że „niczego bez wyraźnego polecenia nie dotykamy” i zaproponować kawę na briefingu do czasu zaproszenia na pokład.
Aktywność każdej z osób i szczególnie tych będących personelem lotniczym, jest owszem wskazana, nawet jeżeli nie wykonują w danym momencie czynności dowódczych, jednak strategiczne sprawy powinny omówić z faktycznym dowódcą i pilnować przy okazji nowicjuszy, aby niczego niestosownego nie robili. Zdecydowanie reagować powinni w stosunku do faktycznego dowódcy czy sytuacji tylko wtedy, kiedy mają zastrzeżenia co do zaniechań czy innych rażących rzeczy lub w sytuacji na prawdę niebezpiecznej. Osoby towarzyszące, nie będące w danym czasie dowódcą, od samego początku mają się stosować do uwag dowódcy, który lot ma wykonać lub go wykonuje. Czy to na ziemi czy w powietrzu, dowódca decyduje o całości związanej z wykonaniem lotu i powinien zawsze wyprzedzać możliwe działania ze strony osób trzecich, nawet, jeżeli w grupie znajduje się inny w tym przypadku pilot. Tu tym bardziej, mniej doświadczony pilot, powinien raczej przyglądać się przygotowaniom do lotu, a nie uczestniczyć w nich bezpośrednio bez wyraźnego polecenia faktycznego dowódcy.
No i klapka już wspomniana, na całe szczęście działa. Widocznie wytwórnia Cessny zastosowała mocny mechanizm:) Lata temu usłyszałem od jednego z jeleniogórskich lotników: „to, co mocne w powietrzu, jest zazwyczaj kruche na ziemi”. Dowódca zawsze powinien być 5 minut myślami przed samolotem, jednak to właśnie sytuacje, najczęściej szczęśliwie zakończone kształtują jego doświadczenie i po następnych latach te 5 minut zamienia się w 10.
Daniel Nowik
Dziękujemy wszystkim za dotychczasowe zgłoszenia. Są one ważnym elementem budowania bezpieczeństwa lotniczego i umożliwiają uczenie się na błędach popełnianych przez innych. Doceniając trud włożony w napisanie artykułu, osoby, których teksty zostaną opublikowane na naszym portalu, będą honorowane specjalną koszulką „Aviation Safety Promoter”.
Komentarze