Przejdź do treści
W-3 WA SAR z 33.BLTr - desant z pokładu śmigłowca z psami lawinowymi - widok z przodu (fot. Bartek Bera)
Źródło artykułu

Wysokie loty

W czasie akcji ratowniczych kluczowy jest czas. Im szybciej dotrzemy do poszkodowanego, tym większe szanse na jego uratowanie – mówią piloci śmigłowca z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego. Przez miesiąc dyżurowali w Tatrach, gdzie wspierali Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ratownicy TOPR-u i żołnierze uratowali m.in. mężczyznę, u którego doszło do zatrzymania krążenia.

Gdy dostajemy wezwanie z centrali Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, czas nagle przyspiesza. W kilka minut od zgłoszenia jesteśmy gotowi poderwać śmigłowiec. Wiemy, że im szybciej dotrzemy do poszkodowanego, tym większe szanse na uratowanie – mówi por. pil. Piotr Fiedoruk z Lotniczej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej, pododdziału wchodzącego w skład 33 Bazy Lotnictwa Transportowego. Porucznik dyżurował w Tatrach razem z TOPR-em dwukrotnie – w 2020 i 2021 roku. – W tym roku dyżur zaczął się dla mnie serią poważnych akcji. Zaraz po objęciu obowiązków poderwaliśmy śmigłowiec, by lecieć do mężczyzny, u którego doszło do blokady psychomotorycznej i który nie mógł dlatego samodzielnie zejść z przełęczy pod Karbem. Za pomocą dźwigu desantowaliśmy z pokładu dwóch ratowników TOPR-u, którzy sprowadzili go w bezpieczne miejsce – opowiada por. Fiedoruk.

Dzień później załoga śmigłowca W-3 WA SAR i ratownicy TOPR-u pomagali kobiecie z problemami kardiologicznymi, która znajdowała się na Rusinowej Polanie. – Trzeci dzień i kolejny wylot. Późnym popołudniem przetransportowaliśmy ratowników na Słowację. Na Wielkiej Fatrze zeszła wcześniej lawina i zabrała dwóch narciarzy, a Polacy mieli pomóc w poszukiwaniach – opowiada porucznik. Ratownicy TOPR-u posiadają sprzęt, dzięki któremu można zlokalizować nawet wyłączone telefony osób, które przykryła lawina śniegu. Niestety, finał poszukiwań nie był szczęśliwy. Spod śniegu wydobyto dwa ciała.

Załoga W3 WA SAR z Lotniczej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej z Powidza stacjonowała w Tatrach od połowy listopada. Zgodnie z międzyresortowymi porozumieniami żołnierze wspierają ratowników TOPR-u w czasie, gdy ich śmigłowiec przechodzi coroczny przegląd techniczny.

Robota dla najlepszych

W Tatry są kierowani piloci doświadczeni w lotach poszukiwawczo-ratowniczych, którzy nie tylko są wyszkoleni w górach, lecz także przeszli tzw. szkolenia zgrywające z ratownikami TOPR-u. – Współpraca z tatrzańskim pogotowiem jest bardzo wymagająca, dlatego do tych zadań typowani są żołnierze o określonych predyspozycjach. Akcje ratownicze wymagają doskonale zgranego zespołu, więc muszą to być ludzie, którzy budzą zaufanie i potrafią ufać innym. A swoje zadania wykonują z największą precyzją – podkreśla ppłk pil. Mariusz Tracz-Sala, szef Wydziału Ratownictwa w Dowództwie Operacyjnym RSZ. – Podczas akcji pilot musi reagować na wskazówki ratownika pokładowego TOPR i ufając jego komendom, np. przemieścić śmigłowiec w zawisie nad granią o pół metra czy metr w lewo lub prawo. Musi też pamiętać, że pod pokładem na linie ma poszkodowanego z ratownikami – dodaje oficer. Ppłk Tracz-Sala także pilotuje śmigłowiec ratowniczy Sokół W-3 WA SAR, współdziałał również z ratownikami TOPR-u w Tatrach Wysokich.

Załogę śmigłowca tworzą zawsze trzy osoby: dwóch pilotów i technik pokładowy. Wojskowi pełnią służbę w Tatrach rotacyjnie, zwykle przez około dwa tygodnie. Drugi rok z rzędu obowiązki te wypełnia Lotnicza Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu. Dowódca tego pododdziału, kpt. pil. Sławomir Gradziuk, pełnił dyżury do 10 grudnia.


(fot. Bartek Bera)

Żołnierze w czasie dyżuru stacjonują na terenie Wojskowego Ośrodka Szkoleniowo-Kondycyjnego w Zakopanem. Jak wygląda ich dzień służby? – Każdy zaczynamy od sprawdzenia śmigłowca i uruchomienia go. Odrywamy maszynę od płyty lądowiska i sprawdzamy, czy zamontowana na pokładzie wyciągarka działa poprawnie – opowiada kpt. Gradziuk. – Jeśli test wypada pomyślnie, meldujemy o gotowości do dyżuru – dodaje. Razem z żołnierzami dyżuruje zawsze trzech ratowników TOPR-u.

Załoga wojskowego Sokoła wykonuje loty wyłącznie za dnia. – Nie możemy wystartować po zmierzchu, ale jeśli akcja ratunkowa się przedłuży, możemy wrócić na lądowisko do pół godziny po zachodzie słońca – dodaje oficer. Zgodnie z przepisami loty w terenie górzystym wojskowi piloci wykonują z tzw. pełną widzialnością terenu, czyli nie mogą np. latać w chmurach.

Kapitan przyznaje, że podczas jego zmiany na dyżurze w Tatrach dużo czasu poświęcono na loty treningowe i działania, dzięki którym żołnierze stworzą z toprowcami idealnie zgrany zespół. Odbyło się także szkolenie z psami ratowniczymi. Owczarki belgijskie służące w TOPR-ze są szkolone do poszukiwania osób zasypanych lawinami śnieżnymi. – Zabieraliśmy na pokład psy i ratowników i lecieliśmy w wyższe partie gór. Dla nas to były loty treningowe, a dla toprowców szkolenie. Czworonogi oswajały się z hałasem śmigłowca i lotem, a za pomocą dźwigu desantowaliśmy je na lawinisko, by szukały pozorantów – wspomina kpt. Gradziuk. Kapitan w czasie dotychczasowej służby wojskowej spędził w powietrzu w sumie ponad 1100 godzin. – Muszę przyznać, że mimo doświadczenia lotniczego podczas lotów w wysokich górach zawsze się czegoś uczę. To nowy teren, inna specyfika latania. Bardzo sobie cenię tę współpracę z TOPR-em. Bezcenne są dla nas wskazówki od ratowników górskich oraz rozmowy z pilotami z tatrzańskiego pogotowia – wyjaśnia.


(Film: st. sierż. Piotr Gubernat / CC)

Przyznaje, że wojskowe załogi śmigłowców muszą szczególnie uważać na zmienność pogody. W Tatrach szybko się chmurzy i zmienia się widoczność, wyzwaniem są także zmienne wiatry i silne rotory (obszary dużych zawirowań powietrza). – Utrudnieniem jest również to, że działamy na dużej wysokości, co wpływa na moc śmigłowca. Tankujemy zwykle Sokoła do połowy, dzięki temu maszyna jest lżejsza i ma większą moc. Możemy wtedy spędzić w powietrzu nieco ponad godzinę i wykonywać zawisy na dużych wysokościach – opowiada dowódca LGPR. Dodaje, że zadania w Tatrach wykonuje się na płaskich polanach i w dolinach, ale także w bezpośrednim sąsiedztwie ścian skalnych, kiedy wirnik pracuje zaledwie dwa lub trzy metry od skał. – Trzeba dobrze „czuć” śmigłowiec, bo w takim przypadku nie ma miejsca na błędy – dopowiada kapitan.

Choć celem akcji ratunkowych jest ratowanie życia i zdrowia ludzkiego, to nie wszystkim można pomóc. O jednej z takich akcji z udziałem wojskowego śmigłowca opowiada Wojciech Mateja, ratownik pokładowy (w nomenklaturze lotniczej „crew chief”) z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. – Wojskowy Sokół z Powidza przyleciał 13 listopada, kiedy jeszcze formalnie dyżur u nas pełnił śmigłowiec policyjny. Ten jednak uległ awarii i nie mógł wystartować do akcji ratowniczej – mówi Wojciech Mateja. – Dostaliśmy zgłoszenie, że turysta spadł z Galerii Cubryńskiej, niestety, upadek z wysokości kilkuset metrów skończył się śmiercią. Dzięki temu, że śmigłowiec wojskowy przyleciał dwa dni wcześniej, mogliśmy nim polecieć w rejon Mnichowego Żlebu, żeby wspomóc kolegów transportujących ciało turysty – dopowiada ratownik.


(fot. st. sierż. Piotr Gubernat/Combat Camera)

Toprowiec podkreśla, że wojsko daje ratownikom ogromne wsparcie w sytuacji, gdy ich śmigłowiec jest uziemiony. Jako przykład wymienia wspólne wojskowe i toprowskie operacje z 14 listopada. Najpierw ratownicy zostali poderwani do akcji ratunkowej w masywie Wołoszyna, a niedługo później otrzymali kolejne zgłoszenie. Musieli pomóc turyście, u którego doszło do zatrzymania krążenia. – Polecieliśmy na Ciemniak, szczyt w masywie Czerwonych Wierchów. Dzięki temu, że mieliśmy do dyspozycji wojskowy śmigłowiec, mogliśmy bardzo szybko dotrzeć do miejsca zdarzenia i udzielić pomocy medycznej. Pacjent przeżył i, jak się później okazało, po stosunkowo krótkiej rekonwalescencji wrócił do sprawności bez poważnych komplikacji neurologicznych. W ratownictwie górskim to wciąż rzadki przypadek i dlatego uważam, że to wielki sukces całej ekipy ratowniczej: załogi, samej maszyny i ratowników – podkreśla ratownik z TOPR-u. Przykładów współdziałania TOPR-u z wojskiem w ostatnich dniach jest znacznie więcej, żołnierze transportowali ratowników górskich do akcji ratunkowej na Rysy, gdzie dwóch turystów spadło z dużej wysokości i doznało licznych urazów. Załoga leciała razem także do turysty z kontuzją nogi pod Krzyżnem czy po turystkę z problemami kardiologicznymi, która była w rejonie Rusinowej Polany.

Dobra współpraca

Podziwiamy ratowników za ich zaangażowanie, za pracę, bo podejmują się nieraz naprawdę heroicznego wysiłku – mówi kpt. Sławomir Gradziuk. – Chcielibyśmy, aby ta współpraca wojska z TOPR-em była kontynuowana, nawet gdy śmigłowiec ratowniczy będzie już w pełni sprawny. To dla nas doskonała szkoła latania – mówi z kolei por. Piotr Fiedoruk. Lotnicy przyznają, że służba w Tatrach daje im ogromną satysfakcję, bo latając z ratownikami górskimi, wykorzystują w realnych warunkach swoje umiejętności i niosą pomoc poszkodowanym.

Lotników wojskowych wysoko ocenia Wojciech Mateja. – To młodzi piloci, u których widać zaangażowanie i duże umiejętności. Realne akcje ratownicze są praktycznym sprawdzianem dotychczasowego szkolenia, a pozytywne efekty tych działań dają nam wszystkim powody do dużej satysfakcji – podkreśla. Dodaje, że wspólnego szkolenia w Tatrach powinno być znacznie więcej, bo wtedy załogi wojskowe mogłyby podszlifować znajomość topografii i lepiej poznałyby specyfikę trudnego latania w górach.


(fot. st. sierż. Piotr Gubernat/Combat Camera)

Ppłk Tracz-Sala z Dowództwa Operacyjnego zapewnia, że jeśli tylko naczelnik TOPR-u będzie wnioskował o wsparcie wojska, to z pewnością piloci i wojskowy Sokół znów pojawią się w Zakopanem. Oficer podkreśla, że ta współpraca staje się już tradycją, a fundamentem dla niej są przepisy zawarte m.in. w Planie Operacyjnym ASAR (Aeronautical Search And Rescue) oraz Instrukcji Wojskowego Ratownictwa Lotniczego i Morskiego.

Z TOPR-em współpracuje nie tylko lotnictwo. Na przykład trzy lata temu, gdy w Jaskini Wielkiej Śnieżnej zaginęło dwóch speleologów, operatorzy GROM-u udostępnili swoje aparaty do nurkowania, w gotowości były także wojskowe statki powietrzne. Z kolei toprowcy pomagali w szkoleniu żołnierzy, m.in. jednostek specjalnych, we wspinaczce jaskiniowej czy w nurkowaniu pod lodem. Służyli też wsparciem polskim pilotom, którzy szykowali się do wyjazdu na misję w Afganistanie.

Dyżur wojskowego Sokoła i załogi miał trwać w Tatrach do końca 2021 roku. Ze względu na to, że remont śmigłowca TOPR-u zakończył się wcześniej, lotnicy 20 grudnia wrócili do Powidza.

Magdalena Kowalska-Sendek

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony