Przejdź do treści
Źródło artykułu

Wkręceni w skoki

Najpierw szkolenie teoretyczne, potem lot w tunelu aerodynamicznym i w końcu skok ze spadochronem – 18 wyselekcjonowanych podchorążych z Wojskowej Akademii Technicznej przeszło kurs AFF (Accelerated Free Fall). Opracowane przez jednego z byłych żołnierzy GROM-u szkolenie odbyło się na wojskowej uczelni już po raz drugi.

W tym roku kurs rozpoczęło i zakończyło 18 osób. Wśród nich Kacper Biernacki, student II roku Wojskowej Akademii Technicznej na kierunku mechatronika. – To co wydarzyło się w ciągu tych kilku tygodni było zaskoczeniem, spełnieniem marzeń i lekcją pewności siebie – mówi podchorąży, który przedwczoraj zdał egzamin na skoczka spadochronowego. Tak jak większość kursantów, należy on do Sekcji Skoków Spadochronowych Wojskowej Akademii Technicznej (S3WAT), która powstała pod koniec 2017 roku. Była rozszerzeniem istniejącej od wielu lat sekcji „Woda Ląd Powietrze”, w której podchorążowie WAT rozwijali swoje pasje wspinaczkowe czy pływackie.

Uczestnicy szkolenia, którzy nie są w sekcji musieli przejść egzaminy złożone z testów sprawnościowych i psychologicznych. Jedną z takich osób była Paulina Zatorska, studentka II roku WAT. – Testy sprawnościowe nie były jakimś super wyzwaniem, ale chyba dlatego, że na co dzień trenuję – mówi studentka. Przyszli skoczkowie musieli również przejść testy psychologiczne. Skąd takie wymagania? – Bardzo zależało mi na tym, żeby to byli ludzie wyjątkowo sprawni oraz z właściwymi cechami psychicznymi. Szukam wśród nich kandydatów na żołnierzy jednostek specjalnych – mówi Arek „Maya” Majewski, twórca programu skoków oraz instruktor, były żołnierz JW GROM. Kandydaci na kurs musieli zaliczyć WF na takim poziomie, jaki jest wymagany od żołnierzy wojsk powietrznodesantowych. Przeszli również rozmowy z psychologiem. – W przyszłym roku wymagania dotyczące sprawności fizycznej będą już inne, odpowiadające tym w wojskach specjalnych – zapowiada „Maya”.

Kurs spadochronowy AFF (Accelerated FreeFall) rozpoczął się w marcu zajęciami teoretycznymi. Dotyczyły one m.in. techniki wykonywania skoku i bezpieczeństwa skoków. Potem podchorążowie trenowali w tunelu aerodynamicznym. Każdy z nich spędził w nim około 40 minut. – Tam uczyliśmy się na przykład, jak właściwie ułożyć ciało podczas swobodnego spadania, czyli przed otwarciem spadochronu – mówi Kacper Biernacki. Kilkadziesiąt minut spędzonych w tunelu ma bardzo duże znaczenie dla kursu AFF. – Tam uczą się techniki swobodnego spadania, pokazujemy, jak ułożyć sylwetkę po wyskoczeniu z samolotu, a przed otwarciem spadochronu – mówi „Maya”. Czterdziestominutowe zajęcia wydają się krótkie, ale podchorążowie zapewniają, że były one bardzo wyczerpujące. – To jest spory wysiłek dla organizmu, ale nie znajdę wśród naszej grupy ani jednej osoby, która byłaby z niego niezadowolona – śmieje się Kacper.


Po tunelu aerodynamicznym przyszedł czas na skoki. Podczas kursu odbywają się one w systemie AFF. Kursant wyskakuje z samolotu razem z instruktorem. – W powietrzu mamy te kilka chwil, by korygować jego sylwetkę. Sprawdzamy również czy każdą czynność podczas skoku wykonał poprawnie – tłumaczy „Maya”. – Jest to szkolenie bardzo bezpieczne i stosowane w jednostkach specjalnych na całym świecie – dodaje instruktor.

ak wyglądał ten pierwszy skok? – Cóż, trzeba było powtórzyć to, co robiło się w tunelu aerodynamicznym – śmieje się Paulina Zatorska, podchorąży WAT, jedyna dziewczyna wśród kursantów. – Stres oczywiście był. Pojawił się u mnie w momencie, kiedy otworzyły się drzwi samolotu i poczułam powiew powietrza. Ale nie po to tyle się przygotowywałam, żeby się wycofywać – dodaje Zatorska.

Podobno najtrudniejszy był jednak drugi skok, kiedy kursanci mieli już świadomość, jak to wygląda. – Tak, był taki moment, kiedy pomyślałem: „co ja tu robię?”, ale to trwało sekundę. Krok do przodu i znów jest super – mówi Kacper Biernacki. Łącznie grupa szkolących się podchorążych oddała około pięciu skoków (niektórzy więcej, potrzebowali czasu, by doszlifować swoje umiejętności). Nauczyli się wyskakiwać z samolotu, kontrolować to, na jakiej są wysokości, przyjmować właściwą sylwetkę w czasie skoku, otwierać spadochron oraz bezpiecznie lądować. – Pierwsze skoki robiliśmy razem z nimi, potem dawaliśmy im coraz więcej samodzielności, aż w końcu wyskoczyli sami, a my czekaliśmy na nich na ziemi – opowiada „Maya” o pracy instruktorów z kursantami. – Skok, w którym puszczasz młodą osobę samodzielnie jest i dla mnie bardzo trudny. Trzeba być pewnym tego, że da sobie radę. W skokach nie wolno przesuwać tego momentu w nieskończoność, trzeba podjąć decyzję: albo ktoś się nadaje, albo nie – wyjaśnia były żołnierz GROM.

Piąty skok był jednocześnie egzaminem. – Oceniamy każdy element skoku, od przygotowania na ziemi, aż po lądowanie – mówi „Maya”. Tym razem wszyscy zaliczyli test. Teraz studenci mogą już skakać samodzielnie, ale pod nadzorem instruktora, który musi się znajdować z nimi w miejscu wykonywania skoku. Dopiero gdy wykonają 50 takich skoków, będą mogli podjąć próbę zdobycia świadectwa kwalifikacji w czasie egzaminu cywilnego. – Mam nadzieję, że zwiążą swoją przyszłość ze skokami spadochronowymi, choć nie ukrywam, że przede wszystkim liczę na to, że wśród nich znajdą się przyszli żołnierze jednostek specjalnych. Jest to w jakimś sensie cel tego szkolenia – wyjaśnia „Maya”.

Sami kursanci niechętnie mówią o swoich planach, ale na pytania o wojska specjalne wszyscy się uśmiechają. Kurs, który przeszli na pewno będzie krokiem w kierunku selekcji. – To był czas kiedy dostaliśmy porządną dawkę motywacji, ale i bardzo dużo musieliśmy się nauczyć, staliśmy się samodzielni, potrafimy odnaleźć się w niecodziennych sytuacjach, reagujemy spokojnie i stanowczo – mówi Kacper. – Mieliśmy wielkie szczęście, że trafiliśmy na S3WAT, na naszych instruktorów – dodaje student WAT. Wskazuje na grupę kursantów i dodaje: – W tej grupie nie ma ludzi, którzy nie wkręciliby się w skoki. Nie ma tu nikogo, kto powie o kursie „no, było średnio”. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem i na pewno w tym kierunku będziemy iść dalej – dodaje Biernacki.

Skoki obserwowała Barbara Piwnik, minister sprawiedliwości, prokurator generalny w latach 2001-2002, oraz kuzynka Jana Piwnika, ps. „Ponury”, który jest patronem sekcji S3WAT. – Z przyjemnością patrzę na tych młodych ludzi, którzy odkrywają w sobie takie pasje – mówiła Piwnik. – Mój stryj stracił życie bardzo wcześnie, ale było ono pełne wyzwań, odwagi i... miłości. Życzę tym ludziom, żeby tak jak on, żyli pełną piersią, ale też tego, aby nigdy nie musieli wykorzystywać swoich umiejętności podczas wojen – dodała była minister.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony