Typowa fala
Choć w nietypowym czasie. Zima powinna być zimna. Niestety ku rozpaczy wielu gazdów z ośrodków narciarskich kolejny raz z rzędu zima przypomina jesień i wiosnę. W Beskidach mamy jednak na to receptę. Przy flaucie rower i grzyby, a gdy duje halny, napędza swoją energią różne sporty na wodzie i w powietrzu, a także różne latawce na kółkach i na własnych nogach.
W ostatnią sobotę kolejny niż, zamiast zimowym sposobem zanurkować nad Morze Śródziemne, przejechał się po Bałtyku i Skandynawii, co spowodowało silny podmuch ciepłego powietrza z południa. Oj był to podmuch. Nad górami wiało 115km/h. Ponieważ Żar został wyłączony a Fafik Pawnee musiał szukać gościnniejszej budy, znaleźlismy się na lotnisku w Bielsku, gdzie był potrzebny do oblotów świeżo wyklutych pisklaków z SZD Allstar.
Przy okazji holowania pachnących farbą Perkozów mógł wyholować też inne szybowce. Nie było to łatwe zadanie, gdyż rano o lotnisko oparł się wściekły podmuch wodospadu powietrza znad Beskidów i wiało 25m/s. Walcząc o to by ustać na nogach, spacerując tu i tam, szukaliśmy miejsca na lotnisku, gdzie w niższych miejscach można by było z pomocą ludzi przekołować samolotem, ale takich nie było. Na szczęście po godzinie nad lotniskiem ustawił się rotor, który obracając się pod wiatr wstrzymywał nieco jego podmuchy.
Wiązało się to z turbulencją w powietrzu, ale to już drobiazg.
Takie sytuacje miały regularnie miejsce w Patagonii, gdzie udawały się starty ciężkiego szybowca z własnym silnikiem, ale poczciwy osiołek do holowania nie mógł wystawić nosa z hangaru, bo silny wiatr przewróciłby go od razu. Z tego powodu szybowce bez silników, które musiały być holowane za samolotem, nie latały w najlepszej pogodzie.
Sobotni halny miał idealny kierunek dla Beskidów i tworzył połączenia z Beskidów w Tatry. Wiało z południowego zachodu i przy takim kierunku wiatru są możliwe przejścia pomiędzy masywami gór. Na żadnym odcinku nie ma potrzeby lotu pod wiatr, wieje z boku do trasy, a z jakiegoś powodu nad Jeziorem Orawskim, które przecież nie leży za wysokimi górami, można znaleźć soczewki i obszar noszenia. W ten sposób przelatuje się bez utraty wysokości. W Tatrach nie jest to najlepszy kierunek wiatru, ale we wschodniej cześci, tuż przed granicą Słowacji zaczynało się pole falowe, które w tym dniu mogło wynieść szybowiec na 11km nad ziemię. Takie były obliczenia Elmera z Estonii.
Fala taka formuje się za Łomnickim Szczytem. Ponieważ na DuoDiscusie, który w tym dniu mogłem wykorzystać, jest zamontowany transponder. Dzięki temu urządzeniu mogłem współpracować z życzliwymi kontrolerami ruchu lotniczego w Krakowa. Bez przeszkód osiągnąłem więc Tatry i tutaj mogłem z Elżanowskim do woli rozkoszować się widokami nad Łomnicą. Spoglądaliśmy z ciekawością na białą plamę Wielkiej Krokwii, bo była doskonale zaśnieżona, a dookoła trawa jak na wiosnę. Wieczorem miały się rozpocząć skoki narciarskie i chyba tylko dzięki bańkom ciekłego azotu udało się utrzymać śnieg. Pozostawało jeszcze pytanie co z wiatrem? Ale jak się okazało wieczorem halny poszedł na wschód, skoczkowie skakali, a następnego dnia Kamil we mgle wyskał złoty medal.
Powrót przez jezioro Orawskie. Tuż nad soczewkami i dużym pokryciem niskich chmur, ale dalej były rozległe luki fenowe nad Lipową i w stronę Goczałkowic.
Pisklaki z SZD śmiało sobie poczynają serfując na falowej autostradzie
za ptasią mamusią…
Przemek też pozazdrościł słońca nad chmurami.
Obraz fali z soboty, który został narysowany przez programy meteorologiczne jest tak typowy, że posłuży do planowania przestrzeni powietrznej do lotów falowych w przyszłości. Idealnie by było, gdyby udało się stworzyć możliwości wykonywania takich lotów jak na Duo Discusie, także na szybowcach bez wyposażenia w transponder. Wymaga to wyznaczenia okresowo udostępnianej przestrzeni i zaangażowania strony polskiej, słowackiej i czeskiej. Oby się udało.
SK
Komentarze