Tomasik: Lotnisko to globalne korzyści dla regionu
Zgodnie z prognozami PAŻP do 2015 roku ruch pasażerski na polskich lotniskach wzrośnie do 30 milionów pasażerów i będzie rósł do poziomu około 41 mln podróżnych w 2020 roku. To dość optymistyczna prognoza, która pozwala twierdzić, że inwestowanie w kolejne porty, takie jak Szymany czy Radom, ma sens. O tym, jak wygląda polski rynek lotniczy i jakie stoją przed nim wyzwania, rozmawiamy z prezesem Związku Regionalnych Portów Lotniczych, Arturem Tomasikiem.
Większość polskich lotnisk nie jest rentowna, część ekspertów twierdzi również, że przeinwestowana i że jest ich za dużo. Czy Pańskim zdaniem, takie lotniska jak np. Babimost, czy Port Lotniczy Radom, mają szansę na ruch gwarantujący przychód na satysfakcjonującym poziomie? Jeśli tak to w jakiej perspektywie czasowej?
Artur Tomasik, prezes Związku Regionalnych Portów Lotniczych: Aktualnie w Polsce funkcjonuje trzynaście regionalnych lotnisk użytku publicznego, a ich nasycenie zbliża się do optymalnego. Swoją strefę oddziaływania, rozumianą w kategoriach czasu dojazdu nieprzekraczającego dwóch godzin, pokrywają niemal cały kraj. Wyjątek stanowi północno-wschodnia Polska, gdzie uruchomienie lotniska może mieć uzasadnienie. Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne istnieje ścisła korelacja pomiędzy liczbą odprawionych podróżnych a rentownością portu. Granicą, która zapewnia pokrycie kosztów, jest liczba 1 mln pasażerów odprawionych w skali roku. W najbliższych latach dzięki ciągłemu, prognozowanemu wzrostowi ruchu większość polskich portów będzie rentownych.
Jednak trudno zgodzić się z opinią, że podstawowym warunkiem sensu istnienia lotniska są dodatnie wyniki finansowe. Tak nie jest ponieważ o wiele ważniejsze są globalne korzyści jakie czerpie region z posiadania lotniska. Argument przeinwestowania też jest trudny do obrony, ponieważ w branży lotniczej infrastrukturę buduje się z zapasem przepustowości pod prognozowany ruchu. W mojej ocenie na większości polskich portów proces inwestycyjny będzie musiał być kontynuowany. Z jednej strony po to żeby sprostać wymogom ciągle rosnącego ruchu lotniczego, z drugiej żeby sprostać wymogom zmieniającego się prawa.
Wielokrotnie wspominał Pan o niedostosowaniu do obecnych przepisów dróg startowych w polskich portach lotniczych. Jakie przepisy konkretnie ma Pan na myśli?
Mowa tu o rozporządzeniu ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 28 sierpnia 2013 r., w sprawie wymagań technicznych i eksploatacyjnych dla lotnisk użytku publicznego podlegających obowiązkowi certyfikacji. Ogólnie rzecz biorąc, głównie chodzi o to, żeby nawierzchnie lotniskowe, czyli drogi startowe, drogi kołowania i płyty postojowe były maksymalnie płaskie. Wymagania rozporządzenia spełniają obecnie tylko Lublin i częściowo Warszawa, a po przebudowie Katowice Airport. Pozostałe porty będą musiały znaleźć środki na przeprowadzenie niezbędnych inwestycji, dzięki którym dostosują swoje nawierzchnie lotniskowe do wymogów rozporządzenia. Mają na to czas jedynie do 1 stycznia 2018 roku, co przy związanymi z tym nakładami finansowymi jest okresem bardzo krótkim.
Jakie najważniejsze inwestycje w pierwszej kolejności powinny być jeszcze zrealizowane w polskich portach lotniczych?
Trudno tu wypowiadać się za zarządzających lotniskami. Wiadomo, że każdy z nich ma swoją strategię rozwoju, pod którą dostosowywany jest program inwestycyjny. Jedno jest pewne, ruch lotniczy w Polsce będzie rosnąć. Urząd Lotnictwa Cywilnego prognozuje, że w 2020 roku wszystkie polskie porty lotnicze odprawią ok. 37 mln podróżnych, czyli o ok. 12 mln więcej niż w 2013 roku. Wzrost ruchu będzie wymuszał na zarządzających inwestycje zwiększające przepustowość, w tym m.in. rozbudowę płyt postojowych i obiektów terminalowych. Znaczącym wyzwaniem będzie dostosowanie infrastruktury pod wymagania Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego ICAO. Wzrastający ruch będzie wymuszał także remonty już istniejącej infrastruktury, w tym dróg startowych.
Komentarze