Przejdź do treści
Źródło artykułu

Śmigłowce Mi-2 podczas szkolenia saperów w likwidacji lodowych zatorów

Śmigłowiec staje w zawisie, a siedzący w nim saper spuszcza na ziemię worek z ładunkiem wybuchowym. Maszyna odlatuje na bezpieczną odległość. Cztery minuty później następuje eksplozja – tak specjaliści z wojsk inżynieryjnych i piloci przygotowują się do wysadzania zatorów lodowych na rzekach. Szkolenie odbywa się niedaleko Inowrocławia.

Szkolenie rozpoczęło się w Inowrocławiu. Bierze w nim udział 48 specjalistów z oddziałów inżynieryjnych. Wspomagają ich piloci wojsk lądowych w śmigłowcach Mi-2. – Żołnierze ćwiczą na specjalnym placu należącym do naszej jednostki. Znajduje się on nad jeziorem Szarlej, w miejscowości Łojewo – mówi kpt. Sylwester Ludwiczak z 2 Pułku Inżynieryjnego w Inowrocławiu.

Śmigłowiec nadlatuje nad wskazany cel i staje w zawisie. – Wysokość, na jakiej zatrzymuje się maszyna zależy od sytuacji i decyzji pilota. Zwykle to dwa-trzy metry. Znajdująca się na pokładzie dwójka saperów ma ze sobą dwa zapalniki lontowe różnej długości – opowiada kpt. Grzegorz Rybiński, instruktor z inowrocławskiego pułku, który bierze udział w szkoleniu. Kiedy maszyna zajmie odpowiednią pozycję, jeden z saperów, zabezpieczony specjalną uprzężą, siada w otwartych drzwiach i opuszcza ładunek wybuchowy. Składa się on z kostek trotylu. Saperzy umieszczają je w worku, a całość wiążą i zabezpieczają drutem. Waga ładunku waha się od kilku do kilkunastu kilogramów. – Saperzy na pokładzie uruchamiają zapalnik. Gdy ładunek zostanie wyłożony, śmigłowiec musi odejść na bezpieczną odległość. Robi to niezwłocznie. Aby jednak zapewnić pilotom i saperom maksymalne bezpieczeństwo, od momentu, kiedy ładunek znajdzie się na ziemi do chwili wybuchu, mija od trzech i pół do czterech minut – wyjaśnia kpt. Rybiński.

Takie szkolenie Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych zazwyczaj organizuje raz w roku. – Przede wszystkim chodzi o to, by zgrać ze sobą saperów i pilotów. Na co dzień przecież bezpośrednio ze sobą nie współpracują – podkreśla płk Artur Talik, szef Oddziału Zagrożeń Niemilitarnych Zarządu Inżynierii Wojskowej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Podczas niszczenia zatorów lodowych śmigłowce wykorzystywane są stosunkowo rzadko. Dzieje się tak wówczas, kiedy wejście na lód jest zbyt ryzykowne, albo kra uniemożliwia dotarcie do wskazanego punktu łodzią. – Tymczasem wojsko musi być przygotowane na usuwanie tego rodzaju zagrożeń bez względu na ewentualne komplikacje. Od czasu do czasu z tego typu prośbami zwracają się do nas samorządy – mówi płk Talik. Spiętrzony lód stanowi poważne zagrożenie, między innymi dla mostów. Kilka lat temu żołnierze likwidowali na przykład zatory na Odrze, w okolicach Brzegu. Podczas tamtej operacji nie byli jednak zmuszeni korzystać ze śmigłowca.

Szkolenie w Inowrocławiu potrwa do 4 grudnia.

Łukasz Zalesiński
autor zdjęć: arch. 2 Pułku Inżynieryjnego

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony