Przejdź do treści
Dwa szybowce w locie (fot. sebastiankawa.pl)
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: konsultacje przelotowe

– Czas podzielić się doświadczeniem – mówi Sebastian Kawa, który lata na szybowcach od 1988 roku kontynuując pasję lotniczą ojca.

W szybownictwie możemy się pochwalić ogromnymi sukcesami. Od samego początku, gdy tylko pojawiły się pierwsze lotnie Polacy starali się dorównać światowej czołówce. Mieliśmy też okres, gdy nasz przemysł lotniczy a dokładniej szybowcowy był potęgą na świecie. Nie brało się to z niczego. Po pierwsze czuliśmy oddech konkurencji, potężnego sąsiada zza zachodniej granicy gdzie trochę za sprawą Traktatu Wersalskiego, który zabronił na jakiś czas Niemcom szkolenia samolotowego rozwijał się w zastępstwie sport szybowcowy. Polacy, nie pozostawali w tyle i do samego początku dołączyli do tej rywalizacji. Pojawiały się sukcesy, pierwsze udane konstrukcje za sprawą uzdolnionych indywidualistów ale także dzięki zaangażowaniu uczelni i profesury. Każdy chciał latać i pojawiły się ogromne ośrodki szkoleniowe w których dosłownie setki pilotów za pomocą lin gumowych wykonywało swe pierwsze szury i skoki.

Późniejsze czasy to intensywny rozwój sportu i rozwój przemysłu, wspaniałe polskie szybowce na które było tak dużo zamówień, np. na Fokę, że zakład nie mógł nadążyć z ich produkcją. Sport rozwijał się na wielu aeroklubowych lotniskach, na których szkolenie lotnicze dla wyselekcjonowanej grupy adeptów było dotowane i dostępne praktycznie za darmo. W siermiężnych czasach Polska potrzebowała i pilotów i ich sukcesów a najtańszym sposobem szkolenia jest dać grupie entuzjastów sprzęt na którym sami się organizują i latają – w sportowych klubach. Oczywiście kandydaci musieli spełniać wiele wymogów, musieli nadawać się w dalszej przyszłości ewentualnie do lotnictwa wojskowego, ale też było wiele skrzywdzonych talentów, dla których zamknięto drogi szkolenia z powodów politycznych. Niemniej, szybownictwo było tak popularne, że specjalne komunikaty pogodowe były emitowane przez publiczne radio i telewizję a połączenie telefoniczne można było uzyskać na specjalne hasło. Na mistrzostwach polski był tłok a poziom przynajmniej 20 pierwszych pilotów był tak wysoki, że decydowały drobiazgi, łut szczęścia i każdy mógł zostać mistrzem Polski.

A więc nasza potęga urodziła się w tej masie aktywnie uprawiających sport szybowników i osiągała szczyt w latach 60-70 dwudziestego wieku. Dzięki temu w kolejnych dziesięcioleciach nietrudno było na wielu lotniskach spotkać doskonale wyszkolonych instruktorów, którzy mieli za sobą karierę zawodniczą i nadal hobbystycznie uprawiali ten sport. Mogli przekazać sporo unikalnej wiedzy, czy choćby swoimi lotami, opowieściami pokazać możliwości szybownictwa i zachęcić do podejmowania wyzwań. Zawsze w takiej organizacji potrzebne są osoby, które inspirują i zachęcają do działania. Sprawiali, że rósł klubowy poziom latania.

Niestety te czasy już za nami. Masa pilotów z tamtego okresu już odeszła, też za sprawą bardzo głupich przepisów, które w jednym momencie przez wymóg posiadania pierwszej klasy zdrowia od instruktorów, drogiej do sprawdzenia, wydawanej na krótki czas w specjalnych ośrodkach, skreśliły tych ludzi z latania. Swoje zrobił też czas.  Sami jesteśmy spadkobiercami ich doświadczeń, uczyliśmy się od nich, rywalizowaliśmy wspólnie ale jest nas obecnie dużo mniej. Wystarczy z nadmiarem palców jednej ręki by wskazać zawodników których można z nadzieją na sukces wysłać na mistrzostwa świata. I czas postarać się o to, by byli jacyś następcy. Mnie osobiście nikt celowo nie trenował ale to była droga mało efektywna i miałem dużo szczęścia oraz dużo pomocy rodziców. Mogłem rywalizować z najlepszymi, słuchać tego co mówią, ale nie było żądnego wykładu, czy lotu na którym ktoś by mnie uczył latania wyczynowego. Oczywiście sam kontakt w powietrzu z najlepszymi, obserwacja tego jakie są ich wybory, ściganie się z na zawodach pozwalały podnosić swój poziom, ale można sobie wyobrazić bardziej intensywne szkolenie gdyby wsiąść z mistrzem do dwuosobowego szybowca podczas obozu gdzieś w niedostępnych górach.

Cały artykuł czytaj na stronie www.sebastiankawa.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony