Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Gdzie ten mocarny wiatr z hal

Po latach pogoni za odległościami i prędkościami w różnych egzotycznych krainach świata wraca zainteresowanie wysokimi lotami.

Amerykanie od lat szykują się do bardzo ambitnych lotów w stratosferze i konsekwentnie realizują „Perlan Project”. Zbudowano „kosmiczny” szybowiec Perlan 2 z wyrafinowanych kompozytów, który ma zdzierżyć wszystkie zagrożenia występujące w lotach wysokościowych. Testują go już w Andach i Górach Skalistych. Klaus Ohlman wydębił od Rosjan kombinezon, oraz wyposażenie do lotów wysokościowych, więc z pewnością szykuje jakąś niespodziankę w Patagonii.

Sebastian przetarł ścieżki nad Kaukazem. To atrakcyjne miejsce dla takich lotów, toteż Rosjanie urządzają sobie teraz częste wyprawy nad Elbrus. Sebastian po powrocie z Kaukazu, liczył na wizytę wiatru halnego, ale nie doczekał się i iska teraz małpy w Afryce, przygotowując się do światowego finału Grand Prix.

Jedni mają wygrzane słońcem bezkresne przestrzenie, nad którymi mogą śmigać poza linię horyzontu, inni ogromne góry oferujące pilotom pełną gamę możliwości latania bezsilnikowego.

Nasza chata skromna. Jej niwa niezbyt rozległa i górki na miarę. Wprawdzie żagiel nad Jaworzyną to nie imponując rejsy wzdłuż Gór Skalistych, a falki nad Beskidami to nie zmagania z wichrami Patagonii, ale loty te mają też swój urok i mimo mniejszych możliwości dają dużo satysfakcji.

Jeśli pozna się miejsca na kuli ziemskiej w których wariometr wskazując wznoszenia nie chce opadać poniżej 10 m/sek. a pionowy zasięg fal powstających za takimi kurtynami jak Andy, Himalaje, Alpy, Alpy Południowe w N.Zelandii, sięga wysoko w stratosferę, to rośnie szacunek dla Stanisława Józefczaka i Jana Tarczonia. Oni nad Tatrami ustanowili pół wieku temu rekord świata osiągając na drewnianym Bocianie wysokość 12 500m, czyli kres możliwości organizmu podtrzymywanego przy życiu zwykłą aparaturą tlenową.

Tatry są miniaturką w odniesieniu do gór, o których wspomniałem i bardzo rzadko występują tu warunki umożliwiające tak wysokie loty. Trudno byłoby ten pasek skał odnaleźć, gdyby był on ulokowany między wiele wyższe pasma przedgórza Himalajów. Na dodatek aby wystąpiła regularna fala wiatr musi wiać prostopadle do gór, lub głębokiego (jak w Bishop USA) uskoku terenu. U nas przeważają wiatry zachodnie, dlatego częściej występuje fala nad Karkonoszami. Jednorodny strumień huraganu sięgającego nad Tatrami ponad działajacą jak inwersja tropopauzę zdarza się rzadko i dość szybko dryfuje na wschód z układami barycznymi. Na dodatek wysokość 2000- 2500 m stosunkowo krótkiego łańcucha gór też nie jest wielką przeszkodą. Sytuację poprawia możliwość interferencji fali przez oddziaływanie Niżnych Tatr.

Niegdyś dziesiątki pilotów, po wysłuchaniu w radiu zaszyfrowanego komunikatu „MET SZYB FALA” śpieszyło nocnymi pociągami do Zakopanego, lub Jeleniej Góry, aby zdobyć diament za przewyższenie 5000 m. Niektórzy przez lata uprawiali takie polowania zanim upragniony kamyk błysnął w wieńcu odznaki z trzema mewkami. Natomiast w Afryce już podczas pierwszego dniu treningu Sebastian wzniósł się na termice na wysokość 5200 m, a w miejscach występowania rekordowych zafalowań dopiero od tej wysokości zaczyna się przyzwoite serfowanie.

Chęć dorównania naszym wielkim poprzednikom kusi. Jednak aby poprawić ich wynik trzeba lecieć w stratosferę.

Tam trzeba mieć odpowiednie wyposażenie, bo lapidarnie rzecz ujmując w płucach wypełnionych parą wodną i dwutlenkiem węgla nie ma już miejsca dla tlenu. Nie poprawia komfortu kosmiczny mróz. Rozrzedzenie powietrza sprawia, że prędkość minimalna niezbędna do utrzymania szybowca w locie niemal się styka z prędkością maksymalną po przekroczeniu której występuje flatter niszczący konstrukcję. Trzeba być bardzo czujnym. Skok ratowniczy bez tlenu i w takiej temperaturze – brrrr…

Amerykanom pod patronatem Airbus nie brakuje kobylego mleka, a ich szybowiec stratosferyczny zachwyca rozwiązaniami i wyposażeniem. Nasze możliwości skromniejsze, ale dzięki życzliwości i pomocy wielu ludzi, oraz instytucji już w ubiegłym roku zdołaliśmy przygotować się do próby. Patrz: Stratosfera nęci.

Jednak halny gonił po opłotkach jak piesek Sebastiana i nie zawitał w nasze strony.

W tym roku było łatwiej, bo mieliśmy już przygotowaną większość instalacji i przetarte ścieżki. Niezrównany Krzysiu Trześniowski sprawnie uzyskał z WIML, oraz zakładów lotniczych w Bydgoszczy niezbędne elementy skomplikowanej instalacji tlenowej i wraz z Bogdanem Drendą zainstalowali je.

W kilka dni uporaliśmy się z Sebastianem z resztą wyposażenia, a niezawodny zespołu Glider Service Jurka Biskupa dokonał koniecznej naprawy szybowca. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej przychylnie przygotowuje wycinek niezbędnej przestrzeni, więc teraz znów cierpliwie czekamy na ekscytującą muzykę w gontach dachu.

Czekamy… Czekamy… Kiedyś prawdziwy halny zahuczy wśród skał i smreków, ale na taki wiatr jaki mieli nasi rekordziści trzeba czasem czekać parę lat. Szybownictwo ma wiele wspólnego z wędkarstwem.

Tomasz

Więcej zdjęć na stronie: www.sebastiankawa.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony