Przejdź do treści
Źródło artykułu

Pomóżmy Rekinowi!

Parę lat temu, w 2004 roku, jako kapitan Sił Powietrznych, dowódca klucza lotniczego i pilot samolotu myśliwskiego MiG-21, a później MiG-29 w 41 eskadrze lotnictwa taktycznego w Malborku, siedząc sobie w domu w fotelu... Oto mała historia mojej wielkiej choroby i wielka prośba o pomoc. Chłopaki, to ja – "Rekin"! Potrzebuję Waszej pomocy!

Parę lat temu, w 2004 roku jako kapitan Sił Powietrznych, dowódca klucza lotniczego i pilot samolotu myśliwskiego MiG-21, a później MiG-29 w 41 eskadrze lotnictwa taktycznego w Malborku, siedząc sobie w domu w fotelu, oglądałem program telewizyjny, w którym pokazywali karatekę. Człowiek ten w sile wieku, wysportowany, silny i sprytny – zachorował na stwardnienie rozsiane. W kilka miesięcy "zwinęło" go do wózka inwalidzkiego. Pokazywali, ile trzeba poświęcenia, miłości, pieniędzy, czasu i cierpliwości rodziny, żeby się nim zajmować, pielęgnować i rehabilitować. Pomyślałem wtedy "ale życie" (no bo kto w takiej sytuacji by tak nie pomyślał?).

Mija kilka lat (około 3) i ja – pilot myśliwskich samolotów naddźwiękowych – zaczynam odczuwać coś, czego nie bardzo rozumiem. Zacząłem miewać okresowo spowolnione ruchy itp. Przecież co roku mnie badają w WIML – pomyślałem – więc chyba wszystko jest OK, nic mnie nie boli. Z czasem różne dziwne rzeczy zaczynają się nasilać, przede wszystkim odrętwienia i niedowłady prawej nogi i ręki. Myślę sobie, że to wina przeciążeń, niedotlenienia, latania na myśliwcach, pewnie kręgosłup dostaje w przysłowiową dupę i dlatego takie odczucia, itd. Mija jakiś czas i pewnego dnia moja podświadomość zaczęła mi mówić: "zrezygnuj, bo możesz zrobić krzywdę sobie lub komuś". Trwało to jakiś czas i nadszedł taki moment, że musiałem zadecydować o odejściu z latania z przyczyny, o której na tamtą chwilę nie miałem pojęcia, co się dzieje. Zdawałem sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem co. 13 lipca, w piątek, 2007 roku, nie mając pojęcia o chorobie, złożyłem wypowiedzenie do cywila. Wiele ludzi pytało wtedy dlaczego, dlaczego... Skąd miałem wiedzieć dlaczego? Wiedziałem że muszę.

Świat zaczyna mi się wywracać do góry nogami.

Od tej chwili w moim życiu zaczynają się dziać dziwne rzeczy i sytuacje, a do tego samoloty i całe lotnictwo, któremu poświęciłem połowę mojego życia, latają za moim oknem, a ja muszę pogodzić się z końcem latania w wieku 41 lat. Łzy w oczach.

I w pewnym momencie moje samopoczucie się polepsza (potem się okaże, że było to złudne). Postanawiam, że zrobię papiery cywilne i pójdę do pracy do lotnictwa cywilnego. Zainwestowałem w siebie spore pieniądze, zrobiłem uprawnienia, złożyłem dokumenty w firmie lotniczej. Po pewnym czasie zaczynam zauważać, że nie bardzo mogę jeździć samochodem, że wejście na IV piętro jest jak wejście na Giewont. Zmienił mi się głos, szybko zacząłem się męczyć, zawroty głowy i bardzo źle się czułem. O co chodzi – pomyślałem i popędziłem do neurologa.

Rezonans magnetyczny w Elblągu, skierowanie do szpitala i finalnie szpital w Gdańsku, punkcja... diagnoza – stwardnienie rozsiane... i szok!

Setki myśli w głowie przez następnych kilka dni, co dalej? Co z dziećmi i rodziną? Co z pracą ? Co z życiem? Jak to będzie?

Szpital, jak również NFZ, odmówił mi pomocy medycznej w postaci leczenia chemią (interferon beta), gdyż mam za mało punktów i dodatkowo jestem za stary (w 10-punktowej skali EDSS mam 4,5).

Tyle lat poświęciłem swojego życia i zdrowia dla służby Polsce, a teraz nie ma dla mnie pomocy?
Jak to?
Tyle planów i tyle marzeń przepadło?
To niemożliwe – pomyślałem.


Po powrocie do domu nie mogłem za bardzo chodzić, źle się czułem i kilka dni spędziłem przy komputerze, cały czas w internecie z telefonem przy uchu, szukając pomocy – tylko to kłębiło mi się po głowie.

Cały sęk w tej całej sytuacji jest taki, że aby to leczenie miało sens, konieczna jest specjalistyczna rehabilitacja, która skutecznie hamuję tę chorobę. Pobyty w ośrodkach rehabilitacyjnych są bardzo drogie. Turnus miesięczny kosztuje 4500 zł. Takie turnusy w roku wymagane są dwa, a ja już nie mam na to funduszy. Na NFZ nie mogę liczyć.

Postanowiłem skierować się do Stowarzyszenia Stwardnienia Rozsianego o udostępnienie mi subkonta, na które można kierować pomoc finansową. Aby postępować zgodnie z prawem i aby nie zarzucono mi, że wykorzystuję pieniądze na cele prywatne, Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego udostępniło mi konto, które można wykorzystać tylko i wyłącznie do operacji bezgotówkowych i tylko i wyłącznie w celach leczenia. Czyli opłata za rehabilitację specjalistyczną itp. Nie mam możliwości ingerencji w to konto jako osoba prywatna. Lodówki, samochodu, itp. kupić nie mogę – bo i takie zarzuty słyszałem.

Środki pieniężne na to konto przekazywać mogą wszyscy, którzy chcieliby pomóc, jak również każdy może przeznaczyć 1% podatku.

Moje fundusze właśnie się skończyły, zaczynam zadłużenie bankowe, rehabilitacji odstawić nie mogę, ponieważ po kilkunastu dniach odzywają się różne dolegliwości spowodowane paraliżem. W szpitalu powiedziano mi, że teraz tylko może mi ułatwić życie specjalistyczna rehabilitacja, która jest bardzo kosztowna, a ja – jak wspomniałem – nie mam już na to funduszy.

I dlatego postanowiłem zwrócić się o pomoc do Was.

Zwracam się do środowiska lotniczego oraz do wszystkich, którzy chcieliby mi pomóc w dalszym leczeniu, o pomoc przede wszystkim finansową, bo przecież w takich sytuacjach tylko o taką pomoc chodzi. Abym mógł dalej w miarę normalnie żyć i egzystować. Abym mógł być na ślubie i weselu swoich dzieci. Przecież każdy o tym marzy. Ja ze swojej strony ofiaruję każdemu wiedzę i praktyczne informacje i podejście do choroby, jak również sposoby odżywiania, które są bardzo ważne w tym schorzeniu. Wielu rzeczy musiałem się nauczyć w tej chorobie oraz wiele zmienić w trybie życia. Jeżeli się chce egzystować, trzeba ciągłej rehabilitacji i zmiany pewnych przyzwyczajeń w życiu.

Na początku sam błądziłem i popełniałem wiele błędów w chorobie, a dopiero fachowcy i specjalistyczna wiedza wiele mi pomogła. Nie można się odnosić tylko do internetu i tego, co tam jest napisane. Trzeba słuchać ludzi z wiedzą na ten temat – lekarzy i chorych, którzy już mają w tym doświadczenie i już do końca życia poddać się rehabilitacji, bo bez niej nastąpi niestety paraliż. Komisja w Gdańsku określiła mnie jako inwalida I grupy.

Teraz po zaaplikowaniu chemii i dotychczasowej rehabilitacji mogę coś robić, chodzić, jeździć samochodem, zajmować się domem itd.

Chemię, którą biorę, można podać tylko raz w życiu, dalsze leczenie to kosztowna rehabilitacja.

Wierzę, że są dobrzy ludzie i że zarówno Oni jak i ludzie lotnictwa mi pomogą.
Chłopaki, to ja – "Rekin" – potrzebuje Waszej pomocy – bez niej już niewiele mogę!

Numer subkonta, na które można kierować pomoc na moje leczenie:

Polskie Stowarzyszenie Stwardnienia Rozsianego
51 2130 0004 2001 0405 6198 0002
z dopiskiem w rubryce "tytułem": Jacek Matysiak

KRS: 000 008 33 56

Obiecuję, że na stronie internetowej po 15. każdego miesiąca (bo tylko wtedy mam informację od stowarzyszenia o stanie konta) będę podawać stan środków i w jaki sposób zostały one wykorzystane.

Numer tego konta z dopiskiem w tytule można także podawać w rocznym rozliczeniu 1% podatku. Jeżeli tego się nie zrobi, to i tak zabierze to państwo i da politykom.

Za wszelką pomoc bardzo serdecznie wszystkim dziękuję. Zajrzyj na stronę flyshark.republika.pl

Kontakt do mnie:
flyshark@go2.pl
GG: 1366224

Specjalne podziękowania dla Przemka Buklewskiego z Malborka oraz lotniczejpolski.

Z poważaniem,
Jacek Matysiak

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony