Przejdź do treści
O samolocie C-130 Hercules w majowym numerze „Polski Zbrojnej” (fot. Michał Wajnchold)
Źródło artykułu

Niebo należy do Herculesa

Jak przyznają polscy piloci, Aviation Detachment otworzyły zupełnie nowy rozdział we współpracy polsko-amerykańskiej. O tym, jak wygląda specyfika szkolenia załóg transportowych C-130 Hercules, w majowym numerze „Polski Zbrojnej” pisze Łukasz Zalesiński.

Załadunek zwykle stanowi zaledwie wstęp do zadań w powietrzu. Podczas precyzyjnego lądowania piloci muszą się zmieścić w boksie o długości 150 m. To standard. Jednak na organizowanych cyklicznie zawodach poprzeczka wędruje w górę. Wygrywa ten samolot, którego koła dotkną pasa możliwie blisko środka boksu. Sporym wyzwaniem jest także zrzut 700-kilogramowego kontenera CDS (Container Delivery System), który powinien upaść jak najbliżej wyznaczonego na ziemi punktu. O sukcesie decydują metry. A przecież wykonujący zadanie Hercules zwykle leci 150 m nad ziemią z prędkością wynoszącą 250 km/h. – Rywalizacja jest dla nas bardzo ważna, bo urozmaica codzienne szkolenie i daje dodatkową motywację – przyznają lotnicy z Powidza. Ale nawet bez niej kalendarz szkoleń w ramach Aviation Detachment jest zazwyczaj bardzo napięty. Nie inaczej było teraz.

W marcu do Powidza zjechało 130 amerykańskich żołnierzy, którzy mieli do dyspozycji cztery Herculesy. Większość wojskowych reprezentowała 169 Eskadrę ze składu 182 Skrzydła Lotnictwa Transportowego Gwardii Narodowej z Illinois. Przez trzy tygodnie C-130 wzbijały się w powietrze praktycznie codziennie. Załogi wykonywały loty w dzień i w nocy z użyciem gogli noktowizyjnych. Z pokładów maszyn nie tylko były desantowane kontenery służące do transportu wojskowego sprzętu, lecz także skakali z nich spadochroniarze. Hercules może wziąć na pokład 64 osoby.

Dla mnie jednak najważniejsze były loty w ugrupowaniach taktycznych, które składały się z trzech–czterech samolotów zarówno polskich, jak i amerykańskich. Zadania wykonywały mieszane załogi, Polak i Amerykanin siedzieli w tej samej maszynie na fotelach pilotów – podkreśla mjr Randy Fasing, pierwszy pilot Herculesa. Dla żołnierzy z Illinois była to druga wizyta w Powidzu. – Zdążyliśmy już poznać miasteczko i naprawdę piękną okolicę. Ale przyjeżdżamy tu chętnie przede wszystkim ze względu na polskich kolegów – przyznaje mjr Fasing. – Z waszymi siłami powietrznymi współpracujemy już od 20 lat. I przez ten czas przeszliśmy naprawdę długą drogę... – dodaje.

Więcej na temat szkolenia załóg Herculesów w majowym numerze „Polski Zbrojnej”.

Łukasz Zalesiński

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony