Przejdź do treści
Źródło artykułu

Na samolotach był Pinokio i etykietki z piwa

Wydawnictwo Sztafeta opublikowało rozmowę z Karoliną Hołdą, która prezentowała swoja autorską wystawę 32 komputerowych grafik lotniczych, podczas III edycji imprezy Sikorski Model Show w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Stalowej Woli. Warto zaznaczyć, że Karolina jest grafikiem w Wydawnictwie Sztafeta.

Skąd zainteresowanie tak nietypowym tematem – lotnictwem historycznym. Skąd pomył, by stworzyć takie grafiki?

– Zainteresowanie tematem jest czysto zawodowe. Dowiedziałam się, że Wydawnictwo Stratus szuka rysowników do tworzenia sylwetek samolotów. Postanowiłam sprawdzić się w zupełnie nowej dla mnie tematyce. Wykonałam wtedy pierwszą sylwetkę, mój „chrzest bojowy” to włoski Macchi C.202 Folgore. Praca spodobała się i otrzymałam kolejne zamówienia.

Jak technicznie wygląda praca na takimi grafikami? Czy trzeba mieć zdolności i wiedzę na temat rysunku?

– Sylwetki – tak potocznie nazywają się te grafiki – tworzę komputerowo. Rysuję ręcznie używając tabletu z piórkiem, co pozwala mi na dużą precyzję wykonania. Komputerowe sylwetki mają ten plus, że można je dowolnie edytować, zmieniać kolory, kamuflaż, oznaczenia, itd. Oczywiście komputer nie robi wszystkiego sam, niezbędne bowiem są umiejętności rysownicze, malarskie, wiedza o perspektywie czy zasadach światłocienia, ponadto „oko” do detali. Zmysł artystyczny i talent też się przydają (śmiech).

Sylwetki powstają na podstawie rysunków technicznych. Moje zadanie polega na nadaniu im przestrzenności, tak by wyglądały realistycznie. Bazuję na historycznych i współczesnych fotografiach samolotów, oglądam też filmy z pokazów lotniczych, wszystko po to by poznać sylwetkę, jej specyfikę i detale konstrukcji. „Budowa” jednej sylwetki trwa około tygodnia. Dzielę pracę na „segmenty”, osobno rysuję skrzydła, stateczniki, kadłub, kokpit, podwozie itd. Każdy element muszę dokładnie zaobserwować, więc jest to zajęcie dość czasochłonne. Następnie gotowa sylwetka otrzymuje indywidualny kamuflaż, litery kodowe, godła jednostki czy oznaczenia zwycięstw. Ponadto są także ślady eksploatacji, czyli zabrudzenia, zdrapania farby, okopcenia, rdzawe zacieki. Oczywiście wszystko w oparciu o dokumentację historyczną.

Czy miałaś gotowe wzory, zdjęcia, od których je odrysowywałaś, czy też samodzielnie musiałaś szukać informacji na temat danych modeli w źródłach historycznych?

– Zawsze otrzymuję od wydawcy i autora książki komplet niezbędnych informacji: plany, czarno-białe archiwalne zdjęcia, opisy sylwetek, dane dotyczące schematów kamuflażu i kolorów stosowanych przez lotnictwo wojskowe konkretnych państw. Część informacji wyszukuję też sama w monografiach lotniczych i w internecie.

Z jakiego okresu pochodzą te samoloty, co to są za jednostki?

– Modele prezentowane na wystawie pochodzą z czasu II wojny światowej, są to głównie myśliwce, m.in. brytyjski Gloster Gladiator, włoski Fiat G.50, amerykański Brewster 239, francuski Morane Saulnier MS 406 czy radziecki Polikarpow I-153 – wszystkie w służbie fińskiej. Jest też kilka niemieckich maszyn Messerschmitt 109 F oraz polskich lekkich bombowców PZL.23 Karaś.

Czy te grafiki zostały gdzieś opublikowane?

– Dotychczas moje ilustracje ukazały się m.in. w książce „Polish Wings No. 17 PZL.23 Karaś & Others” Tomasza J. Kopańskiego czy książce „Finnish Fighter Colours vol. 1” Kariego Stenmana. Pozycje te są wydawane w języku angielskim i docierają do czytelników na całym świecie.

Czy dzięki tworzeniu tego cyklu prac dotarłaś do jakichś ciekawostek historycznych, anegdot?

– Muszę przyznać, że temat lotnictwa obfituje w ciekawostki. Wielu pilotów z czasów II wojny światowej było ludźmi o niesamowitej charyzmie, z poczuciem humoru, a nawet talentem artystycznym. Samoloty często zdobiono postaciami z kreskówek popularnych w latach 30. i 40., takimi jak Pinokio, Popeye czy Wimpy. Zdarzały się też satyryczne podobizny samego Hitlera czy Stalina.

Ponadto piloci mieli też w zwyczaju malować na statecznikach zwycięstwa odniesione w podniebnych potyczkach. Jeden z nich, Fin Eino Luukkanen przebił wszystkich, zwycięstwa swojego Brewstera oznaczył… etykietkami piwa Erikois. Musiałam oczywiście dotrzeć do informacji jak wyglądała oryginalna fińska nalepka na butelkę tego trunku z lat 40.

Z kolei dzięki dowcipnym Szwedom walczącym w Finlandii w 1940 roku nauczyłam się klasycznego fińskiego nieparlamentarnego zwrotu „perkele”, tak bowiem podpisali godło z głową diabła na kadłubie Gladiatora. Przyznam, że czasem w pracy grafika, która wymaga dużej cierpliwości, to słówko się przydaje… (śmiech).

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony