Przejdź do treści
Źródło artykułu

Mistrzostwa Polski F3F 2017

Mistrzostwa Polski F3F zostały w tym roku zorganizowane przez Aeroklub Gdański. Kierownikiem zawodów był Bartłomiej Siudek, a sędzia głównym Marek Zalewski. Zawody trwały od 22 do 24 września 2017 roku. Na starcie stawiło się 24 zawodników z całej Polski.

Piątek

Na porannej odprawie dowiedzieliśmy się, że zawody mają rozpocząć się na klifie w Mechelinkach. Osobiście w to nie wierzyłem, każdy z nas przecież ma dostęp do prognozy pogody, a te w ogóle nie były na dziś optymistyczne. Uprzedzono nas też, że po drodze do klifu jest wielka kałuża wody połączonej z błotem. Nieźle – pomyślałem, ostatni ma przerąbane…

Szybko wsiadamy do auta i nie czekając na kolumnę dajemy na klif. Na gruntowej drodze błoto w niektórych miejscach sięga po osie. Gdy dojeżdżamy do „oceanu spokojnego” na chwilę zatrzymuję się. Kałuża błotna jest długa na jakieś 8÷10 metrów. Jak się ktoś zatrzyma, będzie miał darmowe okłady na nogi. Ruszam i z niewielką, ale stałą prędkością przebijam się przez to nieprzyjazne miejsce. Momentami woda wdzierała się na maskę mojego auta.

Po dotarciu na miejsce optymistycznie wypakowuję z auta wszystkie modele i graty, a że wieje i widzę, że jest nadzieja na latanie szybko składam Respecta i… już po jabłkach – zaczyna kropić. No przecież tak miało być, wiedziałem o tym a jednak nadzieja umiera ostatnia. Łazimy po mokrej trawie i błocie pośród kałuż. Zostaje nam tylko gadanie. Myślę, że mogliśmy siedzieć w Klifie przy herbacie i czekać na warunki, a teraz mokniemy jak sam wiesz kto. O 12 organizator daje za wygraną i ja tak samo. Nie pamiętam, żebym tak szybko zwiną się z miejsca, gdzie miały być loty. Szybko wracamy do ośrodka, jemy obiad i ruszamy na zwiedzanie.


Do tej pory nigdy nie było okazji zobaczyć chociaż części trójmiasta, gdyż dni zajęte były lotami. Dziś więc jedziemy do Gdyni zwiedzić okręt „Błyskawica” i „Dar Pomorza”. Po 30 minutowej jeździe jesteśmy na miejscu. Przestało padać i pogoda zrobiła się fajna do zwiedzania, a nawet zaczęło trochę wiać. Niestety okręt „Błyskawica” mimo zapewnień pani z sekretariatu muzeum nie był dostępny dla zwiedzających, ponieważ został wynajęty na jakąś zamkniętą imprezę, czy coś tam. Za to „Dar Pomorza” wita nas otwarcie i zaprasza do zwiedzania.

Żaglowiec jest naprawdę piękny, zwiedzanie zajmuje przeszło godzinę. Potem rozmowa z oficerami, którzy jako uczniowie pływali na tym statku. W czasie rejsu dookoła świata w larach 1934-35 jako pierwszy okręt z polską banderą zawiną do wielu portów azjatyckich, między innymi Hawaje, Japonia, Hongkong, Singapur, Java, Australia i Madagaskar.  Naprawdę szkoda, że już nie pływa po morzach i oceanach. Gdy kończyliśmy zwiedzanie „Daru Pomorza” do portu wchodzi statek szkoleniowy ZHP „Zawisza Czarny”, nieco dalej cumuje okręt „Dar Młodzieży”. Jest Większy od swojego poprzednika i wciąż w czynnej służbie, więc o zwiedzaniu nie ma mowy. Wybieramy się jeszcze na krótki godzinny rejs po porcie i wracamy do Mechelinek.

Po powrocie dowiedział się, że Ci, którzy wykazali się cierpliwością zostali nagrodzenie tchnieniem wiatru i sobie troszkę polatali. Wieczorem spotykamy się przy piwie i smażonej rybce. Snujemy plany i nadzieje związane z jutrzejszym dniem i opowiadamy stare historie, a czas upływa baaardzo szybko.


Sobota

Drugiego dnia zawodów na odprawie dowiadujemy się, że dziś również jedziemy na klif. O.K. Szybko wskakuję do auta i jedziemy jeszcze przed całą kolumną. Dziś kałuża w środku lasu na drodze jest jakby mniejsza i trochę płytsza, ale i tak na szybie ląduje błotnista woda. Dojechaliśmy bez kłopotu i sprawnie udaję się z manelami na miejsce przeznaczone dla zawodników.

Wiatr wieje wzdłuż krawędzi klifu z lewej strony, kierunek N lub jeszcze mocniej. Przy takiej odchyłce nie da się latać, ale co jakiś czas są podejmowane próby utrzymania się w powietrzu. Mija pierwsza godzina czekania, potem druga. Pojawiają się głosy, że należało pojechać w inne miejsce na kierunek północny, to już oblatalibyśmy ze 2 rundy. Mija trzecia godzina. Pojawia się rozgoryczenie i chyba nie tylko u mnie. Szkoda, że nie pojechaliśmy gdzieś na Karwieńskie, byłoby latanie, a tak siedzimy jak barany i czekamy. Lecz po trzeciej godzinie wiatr obraca się na tyle, że możemy rozpocząć zawody.

Wieje od 4 do 6 metrów. Zawody rozpoczyna Kamil Chipczyński. Warunki są słabe. Osiągane czasy rzędu 60 sekund nie powalają. Z czasem jednak wiatr prostuje się i trochę przyspiesza. Gdy ktoś trafi taki moment i o wykorzysta od razu odstaje o kilka sekund. Taki moment wykorzystał Leszek Durczak i swym metalizowanym Respectem Evo wygrał pierwszą rundę. W kolejnej rundzie warunki się wyrównały i rozrzut czasów nie był już taki duży. Przeciętny czas zawierał się w przedziale 53÷55, ale Jerzy Mataczyno wyłamał się z tej statystyki czasem 50.58 i tym samym wygrał  drugą rundę. W trzeciej najlepszy był Antek Kania, który wziął przykład z Jurka i poleciał 50.39 zostawiając nas w tyle. Świetnie poleciał  Leszek Durczak. Do Antka zabrakło mu 47 setnych sekundy.

Wiatr nie jest jakiś zabójczy, ale przynajmniej lądowania są łatwe, chociaż w końcowej fazie w bezwietrznej strefie klapy nie chcą jakoś hamować modelu. Przekonało się o tym kilku z nas. Ja mało nie wleciałem między ludzi, a Jurek Mataczyno i Leszek Durczak po jednym lądowaniu skończyli w kałużach. Na szczęście modele na tym nie ucierpiały szczelnie oklejone taśmą.


W czwartej rundzie znów najlepszy czas uzyskał Jerzy Mataczono (48.08 sek.) i zaczyna wyraźnie prowadzić. Bardzo dobrze polecieli też Leszek Durczak i Antek Kania niewiele odstając od lidera. Przy lądowaniu swój model uszkodził Piotr Kozak i nie mógł już kontynuować zawodów. Spakował się wiec i ruszył do domu naprawiać Toxica. Ja na razie latam w dolnej strefie stanów średnich, nie mogę zejść poniżej 53 sekund. W rundzie piątej warunki znów dochodzą do głosu. Wiatr zaczyna szybko spadać, kto leci na początku rundy ma szczęście. Szczęście wykorzystał najlepiej Kamil Chipczyński i wygrał rundę czasem 50.34 sek. Dobrze polecieli też Jurek Mataczono i Antek Kania, Jakub Bury i Andrzej Kłusek. Leszek Durczak w trakcie lotu na czas zawadza skrzydłem o rosnące na stoku drzewo i po wykonaniu efektownej akrobacji przykleja się do powierzchni klifu, na szczęście bez poważnych uszkodzeń.

Po pierwszym dniu prowadzi Jerzy Mataczyno, przed Antkiem Kanią i Leszkiem Durczakiem. Ja zajmuję 6 miejsce, ale jestem zmotywowany do walki.

Wieczorem przy dobrym jedzonku i smacznym piwie uprawiamy gadanie bez opamiętania. Świetne żarty doktora mieszały się komentarzami do oglądanych przez wszystkich filmów z lotów na różnych zawodach. Porozmawialiśmy również o przyszłości kategorii F3F w naszym kraju, choć rozmowa nie była łatwa i trzeba będzie jeszcze nie raz o tym pogadać. Następnego dnia mamy latać na wschodniej. To trudne miejsce i zamierzam tam potrenować jeszcze przed zawodami, dlatego wcześnie idę spać.

Niedziela

Wstałem zaraz po 6:00. Budzik wyrwał mnie ze snu, tak jak borsuka z nory. Ogarniam się, szybkie śniadanie i ruszam w drogę. Na wschodnią nie jest daleko, jest tuż obok żwirowni. kiedy przyjechałem tam Jurek właśnie się pakował, aby pojechać na śniadanie do klifu. Nieźle – pomyślałem. Wchodzę na górę, trawa jakby zlana wodą. Moje spodnie przemokły momentalnie, buty też, a w aucie leżą gumowce i sztormiak. Dziś ma być jednak ciepło i liczę na to, że szybko wyschnę.
Wschodzące słońce daje po oczach. Wiatr jest słaby. Składam model i szykuje się do próbnego lotu. Model w ogóle nie wychodzi w górę. Latanie dosłownie na rzęsach. Po chwili dołącza do mnie Piotr Laskowski, a chwilę później pojawiają się oficjele i latanie się kończy. W zasadzie to niewiele sprawdziłem, wiedziałem tylko, że jest słabo. Po trzydziestu minutach przyjeżdżają pozostali zawodnicy. Teraz czekamy na wiatr umożliwiający jakieś sensowne latanie. Po kilkudziesięciominutowym czekaniu startujemy.

Dziś zawody otwiera Jurek Mataczyno, leci 77,7 sek. Wszyscy zapewne myśleli, że im później będą startować tym warunki będą lepsze. Nic bardziej mylnego. Warunki niestety były takie jakie były. Jurek od razu wysoko zawiesił poprzeczkę i nikt dnie niej w tej rundzie do niej nie doskoczył. Ja z czasem 89 sek byłem w połowie stawki – sic! W rundzie tej przypomniał o sobie Arkadiusz Morawski uzyskując drugi czas 78.99 sek.

Kolejna runda była jeszcze dziwniejsza, zaczynają się przerwy ze względu na słaby wiatr, który szybko zwolnił do zera, że po 7 zawodnikach ogłoszono przerwę. Czasy uzyskiwane przez zawodników przed przerwą ocierały się o liczę trzycyfrową i zacząłem mieć wrażenie, że jest to pchane trochę na siłę.  Wrażenie pogłębiło się, kiedy w zbliżonych do poprzednich zawodników warunkach runda została wznowiona. W tych słabych warunkach musiał lecieć Leszek Durczak i to ten lot zadecydował, że Leszek Durczak opuści 3 lokatę w generalce. Moim zdaniem powinno pozwolić się na przerwanie tej rundy i spróbować rozegrać ją w całości w lepszych warunkach. Kontynuując jednak zawody zaraz po Leszku wystartował Piotr Kozak i w tych słabych warunkach jego Toxic nie był w stanie utrzymać się w powietrzu. I znów przerwa, tyle, że krótka. Potem pojawiły się jeszcze czasy 117, 109 i 93 sek., a potem warunki nieco się poprawiły. W tych trudnych warunkach najlepiej poleciał Antek Kania (72.01 sek.), a zaraz po nim Kamil Chipczyński. Na rundzie 7 zawody zostały zakończone.



Mistrzostwa Polski F3F 2017 – tabela wyników (LINK)

Zawody wygrał Jerzy Mataczyno (1000 pkt.), na drugim miejscu uplasował się Antek Kania (990 pkt.), a trzecie miejsce zajął Kamil Chipczyński (966 pkt.). Zwycięzcom gratulujemy. Ja ze swoimi 943 pkt. zająłem ostatecznie 6 miejsce. Teraz trzeba się mobilizować prze kolejnym zawodami pucharowymi. Chcę jeszcze podziękować wszystkim sędziom za poświęcony czas i zaangażowanie, a także Waldkowi Berezeckiemu, który służył pomocą chyba połowie zawodników. Do zobaczenia na Pucharze Karkonoszy.

Więcej zdjęć dostępnych jest tutaj (LINK)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony