Przejdź do treści
Źródło artykułu

Miroslawiec Up

Amerykanie przywieźli do bazy w Mirosławcu sprzęt, jaki polscy żołnierze mogli dotąd oglądać tylko na misjach w Iraku czy Afganistanie. Chociażby MQ-9 Reaper, które są jednymi z największych na świecie i najnowocześniejszych bezzałogowców klasy MALE. O tym, jak wygląda służba amerykańskich operatorów reaperów przeczytacie w najnowszym numerze „Polski Zbrojnej”.

W Mirosławcu nie narzekają na obecność Amerykanów. Kur nie płoszą, śmieją się mieszkańcy. Rozruszali natomiast tę niewielką miejscowość – gospodarczo i społecznie.

Niewielka miejscowość położona na skraju drawskiego poligonu już od lat pięćdziesiątych XX wieku była związana z wojskiem, czego ślady widać do dziś. W centrum Mirosławca stoi jeden pomnik – czołg T-34 na cokole, w Mirosławcu Górnym kolejny – samolot Su-22. Pod miasteczkiem zaś znajduje się pomnik ofiar katastrofy samolotu CASA. Od 2000 roku istniała tam duża jednostka: 12 Baza Lotnicza z samolotami Su-22. Wcześniej był to 8 Pułk Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego z maszynami Ił-2, Ił-10, Lim-2, Lim-6, a potem Su-22. Lotnicy zajmowali wioskę enklawę, Górny Mirosławiec, z własnymi sklepami, szkołą, przedszkolem, pocztą i kasynem wojskowym.

Kryzys zaczął się nagle, po katastrofie samolotu C-295M. 23 stycznia 2008 roku maszyna przewoziła oficerów sił powietrznych, wracających z 50. Konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych. Uderzyła w ziemię pod Mirosławcem. Nie przeżył nikt. Wtedy niewiele brakowało, by wojsko zniknęło z miejscowości. Stało się jednak inaczej. Na początku 2017 roku, ze względu na jej strategiczne położenie i istniejącą infrastrukturę, Ministerstwo Obrony Narodowej zdecydowało się umieścić tam nowoczesną jednostkę: 12 Bazę Bezzałogowych Statków Powietrznych (BBSP). Na razie z niewielkimi bezzałogowcami Orbiter, ale z perspektywą wyposażenia bazy w bezzałogowce klasy MALE, o rozpiętości skrzydeł kilku metrów, zdolne do prowadzenia długotrwałego rozpoznania z wysokości kilku tysięcy metrów. Przyspieszenie nastąpiło przed rokiem.

Baza w bazie

Na terenie 12 BBSP w Mirosławcu Górnym swoją „bazę w bazie” założyli Amerykanie z 52 Grupy Ekspedycyjnej US Air Force (52nd Expeditionary Operations Group Detachment 2). Żołnierze na stałe stacjonują w niemieckim Spangdahlem. Bazę w Polsce nazywają między sobą „Miroslawiec Up”, czyli dosłownie tłumaczą nazwę Mirosławiec Górny. Baza to tak naprawdę nowoczesny hangar dla bezzałogowców i kontenery, w których pracują m.in. operatorzy reaperów. Wjazd na teren 12 BBSP w Mirosławcu nie oznacza, że bez problemu dostaniemy się do bazy amerykańskiej. Ta znajduje się tuż przy pasie startowym. Od reszty terenu odgradzają ją zasieki i wysokie ogrodzenie. Wjazdu przy szlabanie pilnuje uzbrojony amerykański żołnierz.

Tym razem to kobieta, jej mundur jest niemal cały w pamiątkowych naszywkach z misji w różnych częściach świata. Z uśmiechem otwiera szlaban i wpuszcza mnie do środka. Hangar, w którym stoją dwa amerykańskie MQ-9 Reaper, lśni czystością. Obok znajdują się pomieszczenia załóg – obsługi bezzałogowców i pokój dowódcy. Z boku hali żołnierze mają nawet niewielką siłownię. Na zewnątrz jest kolejne ogrodzenie, za które można się dostać przez furtkę zabezpieczoną elektronicznym zamkiem. Tam są kontenery identyczne jak te, które można było zobaczyć na misjach. Żołnierze US Air Force mają ze sobą wszystko, co jest potrzebne do życia w normalnej bazie – toalety, prysznice, generatory prądu, a nawet własne ujęcie wody. Najważniejsze są jednak kontenery, z których operatorzy kierują bezzałogowcami, i te z łącznością, wyróżniające się zamontowanymi obok antenami satelitarnymi. Tam jednak zaglądać nie wolno.

Potężny zasięg

Amerykański personel stacjonuje w Mirosławcu od maja 2018 roku. Wcześniej przebywała tam grupa rekonesansowa. Dobiega końca już druga zmiana kontyngentu, bo żołnierze przyjeżdżają do Mirosławca na pół roku. „Ćwiczyliśmy już z partnerami z innych armii podczas »Saber Strike« oraz »Clear Sky« na Ukrainie”, wymienia dowódca amerykańskiego kontyngentu płk Andrew Eiler. W tych drugich manewrach wzięły udział siły powietrzne siedmiu państw NATO. Przywieźli ze sobą sprzęt, jaki polscy żołnierze mogli dotąd oglądać tylko przebywając na misjach w Iraku czy Afganistanie. To potężne MQ-9 Reaper – jedne z największych na świecie i najnowocześniejszych bezzałogowców klasy MALE. Ich zasięg wynosi aż 1850 km, a rozpiętość skrzydeł – 20 m. Maszyna pracuje na wysokości kilku tysięcy metrów. Może przenosić zarówno aparaturę służącą elektronicznemu rozpoznaniu, jak i uzbrojenie.


(fot. Marcin Górka)

W marcu 2019 roku Amerykanie w Mirosławcu osiągnęli tzw. gotowość operacyjną. „Zakończyliśmy proces instalacji całej infrastruktury oraz maszyn znajdujących się w wyposażeniu naszego kontyngentu. Działają wszystkie procedury związane z zabezpieczeniem, m.in. łączność szyfrowana do najwyższego stopnia tajności NATO, a bezzałogowce latają i wypełniają swoje misje”, mówi dowódca amerykańskiego kontyngentu w Mirosławcu.

Bezzałogowce z Mirosławca wykonują misje rozpoznawcze i patrolowe nad wschodnią flanką NATO. „Monitorujemy sytuację w kilku krajach w trybie 24/7”, mówi płk Andrew Eiler. I dodaje: „Będziemy tu tak długo, jak będzie potrzeba. Mirosławiec to strategiczne miejsce dla bezpieczeństwa całego regionu, a my mamy strzec stąd jego stabilności”. I dodaje, że loty rozpoznawcze są wykonywane nad sześcioma krajami Europy Środkowo-Wschodniej, m.in. Polską i krajami bałtyckimi. Pozwala na to potężny zasięg MQ-9 Reaper.

Ilu Amerykanów stacjonuje w tej chwili w Mirosławcu? Tej informacji płk Eiler nie podaje. Można powiedzieć tylko, że jest to kilkadziesiąt osób. „W każdej chwili zarówno maszyn, jak i personelu może być więcej lub mniej. Wszystko zależy od bieżącej sytuacji i potrzeb naszej misji”, wyjaśnia. „Teraz latają bezzałogowce nieuzbrojone. Wyposażone są jedynie w aparaturę służącą do prowadzenia rozpoznania”, mówi płk Eiler. Obsługuje je głównie personel cywilny. „Żołnierze Gwardii Narodowej mają szersze uprawnienia niż pracownicy”, wyjaśnia pułkownik. Gdyby maszyny miały wykonywać loty bojowe z użyciem uzbrojenia pokładowego, cywile zostaliby zastąpieni przez żołnierzy.

Kur nie płoszą

„Reaperów na co dzień nie widać, choć wiemy, że są nad naszymi głowami. Kur jednak nie płoszą”, żartuje Piotr Pawlik, burmistrz Mirosławca. „Za to miasto jest pełne Amerykanów. Co prawda, nie w mundurach, ale łatwo odróżnić ich choćby po samochodach, bo poruszają się SUV-ami na polskich rejestracjach. Stali się częścią społeczności i świetnie zintegrowali z mieszkańcami miasta i całego regionu”.

Amerykanie mieszkają rozsiani po całej gminie. Większość wojskowych zajęła lokale w blokach należących do Agencji Mienia Wojskowego w Mirosławcu Górnym. „To nasze stałe miejsce zamieszkania w Polsce. Co prawda czas spędzamy głównie w bazie, ale po pracy wyjeżdżamy do miasta albo i dalej”. Cywilni kontraktorzy zamieszkali natomiast w zajeździe pod Mirosławcem. Opuszczają to miejsce przede wszystkim wtedy, gdy jadą na zakupy i do lokali gastronomicznych. Amerykanów znają właściciele wszystkich pizzerii w okolicy. Nie tylko tych w Mirosławcu, ale też w Drawsku czy Kaliszu Pomorskim. Zakupy robią w lokalnych piekarniach, sklepach spożywczych, odwiedzają fryzjera i inne zakłady usługowe. „Kilkadziesiąt osób to za mało, by rozruszać gospodarkę miasta, ale ci, którzy prowadzą swój biznes, nie mogą narzekać na brak utargu”, cieszy się burmistrz. Podkreśla, że na handlu integracja z Amerykanami się jednak nie kończy. „Są aktywni także podczas wszystkich lokalnych imprez, uroczystości, pikników czy akcji charytatywnych. My jesteśmy gośćmi, kiedy oni urządzają swoje. Byłem zaproszony na obchody Święta Dziękczynienia czy z okazji Dnia Niepodległości 4 lipca”.

Niedawno Amerykanie odwiedzili przedszkole, które zbierało pieniądze na doposażenie placówki. Ofiarowali kilka tysięcy dolarów. Byli hojni także podczas zbiórki w czasie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Biorą również udział w lokalnych imprezach sportowych: biegach i rajdach rowerowych. Miejski dom kultury dwa razy w tygodniu gości amerykańskich żołnierzy, którzy nieodpłatnie udzielają lekcji angielskiego dzieciom i dorosłym. „W grupach początkującej i zaawansowanej uczestnicy tych zajęć mają konwersacje”, mówi Anna Dzida, dyrektorka domu kultury. „Amerykanie też korzystają, bo od nas uczą się języka polskiego. Te wspólne zajęcia dla naszych mieszkańców są też okazją do poznania świata i przełamywania barier, nie tylko językowych. Widzą, że są też inni ludzie, o innym kolorze skóry. Wspólnie organizujemy różnego rodzaju warsztaty, np. malowania na szkle. Miasto ich wessało”, podkreśla Anna Dzida. Potwierdza to płk Andrew Eiler: „Staliśmy się częścią tej społeczności. Bierzemy udział we wszystkich wydarzeniach w Mirosławcu. Poznajemy historię regionu. Razem z mieszkańcami jeździmy na rowerach, biegamy. Mamy świetne relacje ze szkołami, domem kultury. Ludzie znają nas i uśmiechają się do nas na ulicach. To bardzo ważne, kiedy żyjemy w tak małej społeczności, gdzie każdy zna każdego”.

Zbieranie doświadczeń

Współpraca układa się świetnie także na poziomie jednostki wojskowej. Płk pil. Łukasz Andrzejewski, dowódca 12 Bazy Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu, podkreśla, że obecność Amerykanów bardzo się przydaje w przededniu przyjęcia do jednostki nowoczesnych, dużych bezzałogowców. „Obecność żołnierzy amerykańskich wymagała od nas sporo wysiłku. Minął już ponad rok od czasu, kiedy przyjechała pierwsza grupa rekonesansowa. Pomagamy im na każdym poziomie, począwszy od udostępnienia infrastruktury, przez sprawy socjalne, skończywszy na wykonywaniu operacji lotniczych, w tym zarządzania przestrzenią powietrzną”, mówi płk pil. Andrzejewski. „My zaś staramy się jak najwięcej skorzystać z ich obecności, nabierając doświadczenia”.

12 BBSP na razie dysponuje małymi bezzałogowcami Orbiter, ale przygotowuje się do przyjęcia maszyn podobnych do reaperów. Realizowany jest już program operacyjny pod kryptonimem „Orlik”, który zakłada dostarczenie do Mirosławca PGZ-19R, bezzałogowców o rozpiętości skrzydeł około 10 m. Ich dostawy planowane są po 2021 roku. „W dużej mierze jesteśmy już przygotowani do przyjęcia tego systemu”, zapewnia płk Andrzejewski.

„Pomoc naszych polskich sojuszników jest nieoceniona, mają świetną wiedzę o regionie, co pozwala nam efektywnie wykonywać zadania. Ale staliśmy się też dla siebie bliskimi przyjaciółmi, nie tylko sojusznikami”, podkreśla płk Andrew Eiler. „Zapraszają mnie do domów. Ostatnio jeden z pilotów powiedział: »Andrew, przyjdź do nas do domu na wieczór gofrowy«. Takich spotkań jest bardzo dużo”.

Marcin Górka

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony