Lotnisko w Kosakowie bez referendum
Mieszkańcy gminy Kosakowo nie będą mogli się wypowiedzieć w kwestii utworzenia w ich gminie cywilnego lotniska. Tak zadecydowali wczoraj radni, którzy odrzucili wniosek o przeprowadzenie referendum w tej sprawie. - Sami mieszkańcy sobie winni - komentuje Adam Miklaszewicz, przewodniczący Rady Gminy.
- Gdyby nie wątpliwe podpisy, sprawa potoczyłaby się pewnie inaczej. A chodzi o wniosek, który jeszcze w ubiegłym miesiącu trafił do Urzędu Gminy. Podpisało się pod nim 740 osób, choć wystarczyłoby 690.
- Aby przeprowadzić referendum na dowolny temat pod wnioskiem musi się podpisać 10 procent mieszkańców, którzy mają pełne prawa wyborcze - mówi Krystyna Schmidt, sekretarz Urzędu Gminy w Kosakowie. Dokument trafił jednak pod obrady specjalnie powołanej komisji, do której zaproszono też
przedstawiciela mieszkańców. Parafki dokładnie przeanalizowano i okazało się, że są zastrzeżenia.
- Znaleźliśmy pięćdziesiąt wątpliwych wpisów - przyznaje Miklaszewicz. - Osoby, które je złożyły, nie mają u nas meldunku. Czyli ich głosy są nieważne. Mieszkańcy mają teoretyczne prawo odwołania się od decyzji radnych do sądu administracyjnego. Ale tego nie zrobią.
- I tak nie mielibyśmy szans, bo sąd na wstępie odrzuciłby nasz wniosek - stwierdza Michał Schröder, inicjator akcji przeprowadzenia referendum. Pojawił się też inny, znacznie poważniejszy problem. Część numerów PESEL, identyfikujących konkretną osobę, było błędnych. Nie wiadomo, czy to np. efekt pomyłki autorów wpisów.
- A być może osoby, których nazwiska w tych pozycjach figurują, w ogóle nie wiedzą, że poparły wniosek - snuje domysły przewodniczący, który też uczestniczył w pracach komisji. Jeszcze nie wiadomo, co z tą kwestią zrobią władze gminy. Teoretycznie mogą skierować sprawę do organów ścigania.
- Przekazaliśmy sprawę prawnikowi, poczekamy na jego opinię - twierdzi Miklaszewicz. Mieszkańcy, którzy usilnie chcieli, by samorząd zapytał się ich o zdanie w sprawie lokalizacji lotniczej inwestycji, nie składają jeszcze broni.
- Naszym zdaniem grunty sąsiadujące z lotniskiem, gdy zacznie ono funkcjonować, stracą na wartości - twierdzi inicjator referendalnej akcji. - Dlatego warto wcześniej poznać zdanie ludzi. A samorząd nie ma ochoty tego zrobić. Tak jak było to w sprawie kawern czy wysypiska gdyńskich popiołów. Schröder przyznaje, że kosakowianie do tematu wrócą, ale nie wcześniej jak na wiosnę - teraz aura mogłaby przeszkodzić w zebraniu właściwej liczby głosów poparcia. Takiego kroku nie zabrania im prawo.
- Nie jesteśmy żadnymi buntownikami, chcemy tylko, by władza liczyła się ze zdaniem swoich mieszkańców - podkreśla Schröder.
- Gdyby nie wątpliwe podpisy, sprawa potoczyłaby się pewnie inaczej. A chodzi o wniosek, który jeszcze w ubiegłym miesiącu trafił do Urzędu Gminy. Podpisało się pod nim 740 osób, choć wystarczyłoby 690.
- Aby przeprowadzić referendum na dowolny temat pod wnioskiem musi się podpisać 10 procent mieszkańców, którzy mają pełne prawa wyborcze - mówi Krystyna Schmidt, sekretarz Urzędu Gminy w Kosakowie. Dokument trafił jednak pod obrady specjalnie powołanej komisji, do której zaproszono też
przedstawiciela mieszkańców. Parafki dokładnie przeanalizowano i okazało się, że są zastrzeżenia.
- Znaleźliśmy pięćdziesiąt wątpliwych wpisów - przyznaje Miklaszewicz. - Osoby, które je złożyły, nie mają u nas meldunku. Czyli ich głosy są nieważne. Mieszkańcy mają teoretyczne prawo odwołania się od decyzji radnych do sądu administracyjnego. Ale tego nie zrobią.
- I tak nie mielibyśmy szans, bo sąd na wstępie odrzuciłby nasz wniosek - stwierdza Michał Schröder, inicjator akcji przeprowadzenia referendum. Pojawił się też inny, znacznie poważniejszy problem. Część numerów PESEL, identyfikujących konkretną osobę, było błędnych. Nie wiadomo, czy to np. efekt pomyłki autorów wpisów.
- A być może osoby, których nazwiska w tych pozycjach figurują, w ogóle nie wiedzą, że poparły wniosek - snuje domysły przewodniczący, który też uczestniczył w pracach komisji. Jeszcze nie wiadomo, co z tą kwestią zrobią władze gminy. Teoretycznie mogą skierować sprawę do organów ścigania.
- Przekazaliśmy sprawę prawnikowi, poczekamy na jego opinię - twierdzi Miklaszewicz. Mieszkańcy, którzy usilnie chcieli, by samorząd zapytał się ich o zdanie w sprawie lokalizacji lotniczej inwestycji, nie składają jeszcze broni.
- Naszym zdaniem grunty sąsiadujące z lotniskiem, gdy zacznie ono funkcjonować, stracą na wartości - twierdzi inicjator referendalnej akcji. - Dlatego warto wcześniej poznać zdanie ludzi. A samorząd nie ma ochoty tego zrobić. Tak jak było to w sprawie kawern czy wysypiska gdyńskich popiołów. Schröder przyznaje, że kosakowianie do tematu wrócą, ale nie wcześniej jak na wiosnę - teraz aura mogłaby przeszkodzić w zebraniu właściwej liczby głosów poparcia. Takiego kroku nie zabrania im prawo.
- Nie jesteśmy żadnymi buntownikami, chcemy tylko, by władza liczyła się ze zdaniem swoich mieszkańców - podkreśla Schröder.
R. Kościelniak, P. Niemkiewicz
Źródło artykułu
Komentarze