Lotnisko Chopina: Pożegnanie Dyżurnego Portu Andrzeja Filipiaka
Była inspekcja drogi startowej, był salut wodny w honorowej asyście służb operacyjnych, ratowników, Policji, Straży Granicznej, Krajowej Administracji Skarbowej. Były kwiaty i podziękowania. Po blisko 45 latach pracy z lotniskiem Chopina pożegnał się Dyżurny Portu Andrzej Filipiak.
Andrzej Filipiak na warszawskie lotnisko trafił w 1975 roku. Do Zarządu Ruchu Lotniczego Lotnisk Komunikacyjnych (ZRLLiK) zgłosił się ze swoim kolegą ze studiów. Systematycznie piął się po szczeblach kariery, zaczynając od szeregowego pracownika, przez mistrza, starszego mistrza, aż do funkcji kierowniczych.
Jak mówi, do końca życia nie zapomni mrożącej krew w żyłach historii tuż po stanie wojennym. „Jechałem w okolicach bramy nr 14 – wspomina Andrzej Filipiak – nagle zatrzymał mnie żołnierz w mundurze Wojsk Ochrony Pogranicza. Poprosił, żebym wysiadł. Gdy to zrobiłem, zobaczyłem wycelowany we mnie karabin KBK AK. Wiedziałem już, że to nie są żarty. Usłyszałem, że mam jechać pod najbliższy samolot. Czując zimną lufę karabinu z tyłu głowy, w mojej pamięci przewijały się obrazki z całego życia. Na płycie pod samolotem uzbrojony intruz wtopił się w tłum i wszedł przednim wejściem na pokład maszyny węgierskiego Maleva. Dopiero wtedy mogłem zareagować: krzyknąłem przez radio, że mamy porywacza na pokładzie. Z piskiem opon ruszyłem do dyżurnych portu, którym zdałem szczegółową relację.
Akcja odbijania zakładników trwała ponad 6 godzin. W listopadowy wieczór na lotnisko ściągnięto negocjatorów. W gotowości była brygada antyterrorystyczna, którą dowodzili Edward Misztal i Jerzy Dziewulski. Na miejsce przywieziono też rodzinę porywacza. Po pewnym czasie negocjatorom udało się przekonać desperata do zmiany samolotu. Gdy wchodził na pokład innej maszyny został obezwładniony przez antyterrorystów. I właśnie ta sytuacja posłużyła za scenariusz jednego z odcinków kultowego w tamtych latach serialu „07 zgłoś się”.
Dziś, po latach ta i podobne historie nie budzą już takich emocji u Andrzeja Filipiaka. Nadal jednak są żywe w jego pamięci. Nigdy nie zapomni katastrofy samolotu Lufthansy, który lądując w deszczu tuż po burzy na Okęciu nie wyhamował i wypadł z pasa. Filipiak na miejscu był tuż po katastrofie. Widział palący się wrak. Pasażerów i załogę udało się wcześniej ewakuować, ale nie wszyscy jednak przeżyli.
Na uroczystym pożegnaniu na płycie postojowej nr 7 (PPS7) Lotniska Chopina oprócz prezesa i wiceprezesów „Portów Lotniczych” stawili się przedstawiciele wszystkich służb operacyjnych, policji, Straży Granicznej, a także Krajowej Administracji Skarbowej.
Przechodząc na emeryturę, Andrzej Filipiak nie żegna się z lotnictwem. Jak mówi, czaru tego miejsca się nie zapomina. Po wakacjach nie wyklucza, że znów pojawi się na terminalu lotniska Chopina, tym razem jako instruktor, by swoją wiedzę i doświadczenie przekazywać młodszym kolegom.
Więcej zdjęć z pożegnania Dyżurnego Portu Andrzeja Filipiaka oraz film z salutu wodnego w honorowej asyście m.in. służb operacyjnych na stronie www.rynek-lotniczy.pl
Komentarze