Przejdź do treści
Źródło artykułu

Książka "Kursk 1943. Bitwa w powietrzu - Część 1 Południowy odcinek Łuku Kurskiego. Droga do Prochorowki"

Niedawno na rynku wydawniczym ukazała się książka pt. "Kursk 1943. Bitwa w powietrzu - Część 1 Południowy odcinek Łuku Kurskiego. Droga do Prochorowki" autorstwa Krzysztofa Janowicza, wydana nakładem Wydawnictwa Napoleon V.

Walki powietrzne nad Łukiem Kurskim były toczone przez Luftwaffe i WWS, które stanowiły siły lotnicze dwóch zbrojnych reżimów.

Jak się przekonamy działania lotnicze nad Łukiem Kurskim toczyły się przez całą dobę, w dzień i w nocy. Większość publikacji na ten temat skupia się tylko na działaniach prowadzonych przez tydzień do czasu bitwy pod Prochorowką czyli to tak jakby opisać jedynie jedną fazę bitwy o Anglię. Tymczasem faktycznie bitwa na Łuku Kurskim trwała miesiąc, dwa tygodnie i cztery dni, a więc od 5 lipca do 23 sierpnia 1943 r. Chcąc jak najlepiej zrelacjonować wydarzenia w tym okresie autor uznał, że koniecznym będzie opracowanie kilku części. W części pierwszej poznamy sytuację, która doprowadziła do powstania Łuku Kurskiego.

Książka została opracowana na podstawie oficjalnych dokumentów oraz publikacji dokumentalnych i wspomnieniowych, których źródła znajdują się w przypisach, a bibliografia w załącznikach. Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że umieszczenie przypisów przy wszystkich informacjach i danych, zwłaszcza poczynań taktycznych na polu bitwy i ogólnej sytuacji wojskowej, mocno zaburzyłoby harmonijną strukturę książki i jej czytanie po kilku stronach przestałoby być korzystne dla jej przekazu.

Pomysł na opis bitwy powietrznej na Łuku Kurskim powstał wiele lat temu, ale jego realizacja nie była łatwa z braku źródłowych informacji obu stron. Także publikacje jakie ukazywały się na przestrzeni lat nie były pełne i opierały się głównie na przetłumaczonych książkach wydanych w ZSRS, a więc zawierały duży ładunek propagandowy. Niektóre publikacje były wprost dosłownymi tłumaczeniami na język angielski rosyjskich autorów. Poza tym bitwa na Łuku Kurskim była postrzegana przede wszystkim jako największa bitwa pancerna na Froncie Wschodnim i udział w niej lotnictwa traktowano marginalnie. Całkowicie niesłusznie, gdyż udział lotnictwa, zwłaszcza niemieckiego, miał kapitalne znaczenie dla przebiegu walk.

Tego dnia, kiedy wystartowałem nie mogłem schować mojej prawej „nogi”. Zgodnie z instrukcją samolot uznaje się wówczas za uszkodzony i mam pełne prawo wrócić na lotnisko. Ale byłem jeszcze młody i myślałem: jak wrócę powiedzą, że stchórzyłem. Dobra, pomyślałem, dogonię grupę i wszystko będzie w porządku. Naturalnie, w tym swoim myśleniu, nie uwzględniłem tego, że moja wypuszczona „noga” ograniczała moją prędkość, więc oczywiście zostałem w tyle. Telepię się w pojedynkę, grupa leci przede mną na horyzoncie. Już podczas omawiania misji dowódca powiedział, że po nurkowaniu wyjdziemy skrętem w prawo na nasz teren. Postanowiłem trzymać się prawej strony, ściąć ich kurs i ich dogonić. Dotarli do celu, który był osłaniany przez niemieckie myśliwce. Prowadzący po ataku skręcił w lewo, a ja zgubiłem ich z oczu. Trzeba była zrzucić bomby. Skierowałem się na południe, znalazłem Niemców i zrzuciłem bomby. Zobaczyłem dwa myśliwce zmierzające w moją stronę: krzyże, swastyki, wyraźny żółto-zielony kamuflaż. Prawdziwi drapieżnicy! Cóż, myślę, to prawdopodobnie te same myśliwce, o których mówili moi towarzysze. Dodałem gazu i zacząłem się zniżać, próbując jak najszybciej od nich uciec, na wschód w stronę Biełgorodu. Pierwszy mnie zaatakował, nie wiem z jakiej odległości, ale myślę, że z 50 metrów. Widzę tylko fontanny pocisków Oerlikon eksplodujące na ziemi. Boczne okno kabiny było otwarte, odruchowo pchnąłem rączkę do przodu i uderzyłem głową w osłonę kabiny... Wiecie, jak pachnie spawanie elektryczne? W kabinie czułem dokładnie ten sam zapach! Planszet z mapą, który wisiał na cienkim, mocnym skórzanym pasku przerzuconym przez moje ramię, został wyrzucony przez boczne okno, a pasek ciągnął mnie w stronę bocznej osłony kabiny. Z trudem się od tego uwolniłem. Myśliwiec, który mnie zaatakował, wysunął się do przodu, a jego pilot spojrzał na mnie – co tam się ze mną dzieje? A po jego trafieniach w końcu moja „noga” się schowała. Zdałem sobie sprawę, że im nie ucieknę, dodałem gazu i zacząłem manewrować. Wysokość wynosiła już tylko 20 metrów. Pomyślałem sobie, że teraz zaatakuje drugi. I faktycznie dokładnie ten sam atak. I znowu trafił całkiem nieźle. Ale samolot jest sterowny, nie pali się, tylko wszędzie dziury. Drugi trafił, podleciał i popatrzył. Skręciłem w lewo, a oni odlecieli w głąb swojego terytorium. Dlaczego za mną nie polecieli? Bo Niemcy mieli fotokarabiny. Nie muszą udowadniać, czy zestrzelili, czy nie. Obaj mnie zestrzelili i obaj zapisali na swoje konto zestrzelenie samolotu. Skręciłem na północ. Pomyślałem, że dotrę do Kurska, a potem skręcę na wschód, do rzeki Oskol i tam znajdę swoje lotnisko. Lecę. Widzę, że na ziemi są Niemcy, potem nasi i znowu Niemcy. Poleciałem jeszcze trochę, pomyślałem, że może lepiej będzie wylądować i kogoś zapytać? Widzę, że lecą dwa Iły. Dołączyłem do nich. Pomyślałem, że wyląduję na lotnisku i tam załatwimy sprawę. Skręciliśmy w prawo, na wschód. Zobaczyłem rzekę Oskol, zorientowałem się w terenie i wylądowałem na swoim lotnisku. Chciałem zwolnić, ale samolot zaraz się zatrzymał. Okazało się, że przebite zostały obie opony i przestrzelone podwozie. Samolot był tak uszkodzony, że został spisany na straty. Generalnie nie trafili tylko we mnie, w silnik i zbiornik paliwa. Zobaczyłem, jak dowódca pułku podjechał samochodem: „No, ale cię załatwili”. (…)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony