Gimnazjalista, który chce dotknąć kosmosu
Nie lubi, gdy się o nim mówi mały geniusz. Ma 16 lat i chodzi do gimnazjum w małej mieścinie w warmińsko-mazurskim. Znają go tam wszyscy. Od pół roku buduje szybowiec z autopilotem, który za rok ma wejść w stratosferę, a w przyszłości może zrewolucjonizować patrzenie na satelity. - To jedyny sposób, by dotknąć kosmosu - mówi skromnie Rafał Grochala. Swoją pasją zainspirował dorosłych.
Rafał chodzi do gimnazjum. Sam nie wie, skąd się wzięła u niego miłość do lotnictwa. Opowiada, że najpierw czytał kupowanego przez tatę "Młodego Technika", potem został maniakiem komputerów. Rok temu przeczytał o balonie stratosferycznym. Zafascynowało go, że na poziomie 30 kilometrów nad ziemią panują warunki podobne do kosmicznych: ciśnienie bliskie zeru, temperatura sięgająca -70 stopni Celsjusza, czerń zamiast błękitnego nieba. - Kosmos po prostu, którego hobbysta może dotknąć - mówi.
Stratosfera urodziła pomysł
Tak narodził się pomysł budowy bezzałogowego szybowca SelFly. Zrobił projekt. Wyliczył, że musi ważyć około 5 kilogramów, a jego rozpiętość skrzydeł ma wynieść 3 metry. Szybowiec ma się wznieść na wysokość 30 km. Pomoże mu w tym specjalny balon napełniony helem. SelFly'm będzie sterował innowacyjny autopilot, na bieżąco uczący się pilotażu.
Rafał nie jest sam. Wiedział, że aby projekt się udał, musiał poszukać specjalistycznej wiedzy, logostyki, pozwoleń i pieniędzy. Chętnych do współpracy zaczął szukać na internetowym forum poświęconym lotnictwu. - Zgłaszało się wielu, ale często był to słomiany zapał - opowiada Rafał. Pół roku trwało, zanim udało się skompletować zgraną ekipę.
Pięcioro śmiałków
Maciek Mącidym, licealista pracuje nad samą konstrukcją. Marcin Skowroński, w cywilu specjalista od alarmów, jest odpowiedzialny za elektronikę, przesył danych i łączność. Tomek Łuczak, początkujący menadżer w firmie informatycznej za system grzewczy. Gosia Michalak, pilotka z Dęblina, załatwia mapy i pozwolenia na lot.
Łuczak zdawał do szkoły w Dęblinie, ale się nie dostał ze względów zdrowotnych. Ten szybowiec, to niespełnione marzenie młodości. Gosia Michalak: jedyna kobieta w zespole i jedyna profesjonalistka, studiuje lotnictwo w Dęblinie. Zaczynała od modelarstwa, pilotuje już prawdziwe samoloty (choć na razie ma tylko licencję turystyczną), ale mimo to uznała, że w ten projekt wejść musi. - Samoloty bezzałogowe są już wykorzystywane w wojsku, ale są to maszyny sterowane z ziemi. Ta będzie inna - mówi z przekonaniem.
W wolnym czasie
Wszyscy pracują w wolnym czasie, jak to bywa z hobby. Kontaktują się głównie mailowo, nawet nie wszyscy się widzieli w realu. - Na razie to nie ma znaczenia. Każdy ma swoją działkę. Gdy prace będą bardziej zaawansowane, jakoś to zorganizujemy - mówi Rafał. Sami też odkładają pieniądze, na materiały, balon i jego paliwo (hel). Całość projektu: 2 tys. zł, nie licząc godzin ich pracy i elektroniki, którą tworzą sami.
Najbardziej nowatorską częścią będzie autopilot. Rafał pisze algorytm, dzięki któremu urządzenie będzie się samo uczyć. W zależności od warunków atmosferycznych, uwzględniając inne nieprzewidziane okoliczności, zapisze w pamięci model sterowania pojazdem. - W ten sposób eliminujemy główną wadę tego rodzaju projektów: zawodności w przypadku zmiany warunków pogodowych - tłumaczy Rafał. Elastyczny algorytm dostosuje się do silnych wiatrów, zmiany gęstości powietrza, a także uszkodzeń mechanicznych. Dzięki temu bez problemów doleci do wyznaczonego przez konstruktorów punktu.
Mały/wielki geniusz
To dlatego młody gimnazjalista uważany jest za mózg projektu. I nikt nie ma wątpliwości, że to on jest szefem. - Rafał na początku nie przyznał się, ile ma lat - opowiada Tomek Łuczak. - A mnie nie przyszło do głowy, że ktoś, kto pisze skomplikowane algorytmy i fascynuje się Kantem może być tak młody. O informatycznych zdolnościach Rafała jest też przekonana Gosia Michalak. - Jest bardzo zdolny i bardzo się stara - mówi.
Eksperyment będzie przeprowadzany pod pełną, naziemną kontrolą. Łączność radiowa o dalekim zasięgu, w każdej chwili pozwoli na przejęcie sterowania nad pojazdem. To gdyby coś się nie udało, ale tego nikt nie bierze pod uwagę. - Uda się. Po prostu - ucina Gosia Michalak. Czy na pewno, dowiemy się latem 2011 roku.
Nie są pierwsi
Podobny projekt robili już studenci Politechniki Warszawskiej. - Ale im nie wyszło - mówi Rafał. I dodaje, że "SelFly polecieć musi". - Po co? By zwyczajnie robić coś kreatywnego, ciekawego i przy okazji zyskać doświadczenie w konkretnych dziedzinach - tłumaczy. A po chwili dodaje, że w przyszłości szybowiec będzie można dostosować do "atmosferycznego satelity". Pojazd, przebywając przez dłuższy czas na dużych wysokościach, będzie mógł wyręczyć drogie satelity krążące na ziemskiej orbicie - umożliwi wykonywanie zdjęć, obserwowanie pogody, a także wyniesie urządzenia służące komunikacji.
Czytaj całość artykułu na stronie tvn24.
Komentarze