Blog Sebastiana Kawy: Trafiliśmy w lukę
Jeszcze nie zlazły z Tatr chmury poprzedniego frontu, który we wtorek zafundował nam jednodniową przerwę w lotach, a już znikały w cieniu następnej okluzji szczyty Śnieżki, Pradziada i cień krył od zachodu doliny. Była jednak szansa, że startując około południa zdołamy rozegrać wyścig około 300 km. Łukasz Błaszczyk zerknął z góry na okolice i potwierdził nasze nadzieje. Pierwszym krokiem był skok ku zachodnim krańcom Beskidu, nim zakryły go zwarte chmury. Tu, nad Brenną, pojawiały się alternatywne warianty trasy i trzeba było uciekać na wschód ucieczka do lepszej pogody. Zdzichu Bednarczuk wybrał klasyczną drogę bielskich pilotów przez Baranią Górę, Romankę, Pilsko, ale nie opłaciło się to, gdyż chmury były jeszcze zbyt nisko. Natomiast Sebastian z wyraźnym zyskiem pociągnął towarzystwo przez Beskid mały i przełęcz Krowiarki nad Policzne. Potem wszyscy mieli przez Gorce ładną „jazdę bez trzymanki” do przełomu Dunacja i powrót do Babiej Góry. Tu zaczęły się schody, gdyż dotarły tam już rozległe chmury wysychającego frontu. Trzeba było szanować wysokość, więc każdy czynił to na swój sposób. Towarzystwo rozsypało się po okolicznych górach. Sebastian postawił na wznoszenia żaglowe i przez Pilsko dotarł na niezbyt dużej wysokości nad tartak przed Babią Górą. To miejscowe PKO. Nie było rewelacji, ale na nowo pojawił się na planszy trakingu i nie zagrożony spokojnie ruszył do mety. Ostrożniej latający w tym dniu Didier, znalazł z Amann’em dobry komin koło Pilska i w tej kolejności także wkrótce śmignęli nad Żarem. Dobrze rozegrał swą partię młody Niewiadomy. Lecąc Jantarem trochę później dotarł nad zacienione góry graniczne, ale zdołał osiągnąć punkt zwrotny na Wielkiej Raczy. Powrót do Babiej Góry nie był możliwy, toteż powoli przebił się pod wiatr nad Dolinę Żywiecką, gdzie powstał luka w zwartym zachmurzeniu. Dwie małe „podkrętki” wysokości pozwoliły mu na osiągnięcie Babiej Góry od północy i bezpieczny dolot do mety.
Wpis pochodzi z blogu Sebastiana Kawy
Komentarze