Blog Sebastiana Kawy: Sto kilometrów w październiku – nie tak łatwo
Zmorą wielu pilotów szkolących się do licencji jest wykonanie przelotu szybowcowego. Nie dość, że 50km w jednym miejscu nie równa się temu wyzwaniu gdzie indziej, to jeszcze często warunek ten trzeba spełnić jesienią, po ukończeniu szkolenia podstawowego w lecie. Trudno o odpowiednie warunki. Jak porównuję z czym muszą się zmierzyć piloci latający np w Rieti, którzy jeśli tylko opanowali latanie na żaglu przelatują ten dystans wzdłuż jednego zbocza, trudno nawet się zgubić, to pokonanie takiej samej odległości na jesiennej termice w Beskidach jest wyzwaniem dla zawodników startujących w zawodach. Gdy trzeba to wykonać w górach, jak na Żarze, powinno się dla bezpieczeństwa wykonać ten przelot z instruktorem i wówczas wymaganie rośnie do 100km. Szczęśliwie dla Sławka, październik zaczął się wyjątkowo dobrą pogodą, jak na tę porę roku, chłodnym napływem ze wschodu, w którym powstawały dość silne kominy termiczne. Najczęściej o tej porze przy wyżowej pogodzie powstaje silną inwersją , która tłumi prądy termiczne nisko przy ziemi a gdy ziemia wychłodzi się napływ wilgotniejszego i cieplejszego powietrza teren skutkuje gęstymi mgłami. Tym razem zmiana temperatury była bardzo szybka i ziemia jeszcze przez jakiś czas oddawała ciepło. Polecieliśmy. (…)
Powyżej opublikowaliśmy fragment tekstu, wpis w całości przeczytasz na blogu Sebastiana Kawy
Komentarze