Przejdź do treści
Źródło artykułu

Polscy lotnicy pod fryzyjską flagą

Dwa razy dziennie ponad 50 samolotów bojowych z ośmiu państw świata podrywa się z lotnisk, by toczyć powietrzne walki, atakować wskazane terytoria lub bronić ich przed przeciwnikiem. Tego rodzaju zadania wykonują piloci, którzy w Holandii biorą udział we „Frisian Flag 2018”. To jedno z największych ćwiczeń lotniczych na świecie.

W tym roku w bazach lotniczych Leeuwarden i Eindhoven zameldowały się między innymi F-15 ze Stanów Zjednoczonych, francuskie Mirage i Rafale oraz Eurofightery z Niemiec. Do Holandii dotarły też samoloty z Polski: pięć F-16 i trzy MiG-29. Dla tych drugich to debiut we „Frisian Flag”. – Nasz przylot wywołał spore poruszenie. Uczestnicy i obserwatorzy ćwiczenia zdążyli już nas gruntownie obfotografować – przyznaje mjr pil. Bartosz Kida, pilot MiG-29 z 23 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Podczas tego rodzaju przedsięwzięć, jak tłumaczy, wiele się mówi o siłach potencjalnego przeciwnika. A tu nagle zjawiają się maszyny skonstruowane w Rosji. – Naturalną koleją rzeczy zostaliśmy obsadzeni w roli Red Forces – zaznacza mjr pil. Kida. W ten sposób piloci MiG-ów mają okazję stawać oko w oko choćby z polskimi F-16. – Choć oczywiście, wyłączając nas, skład sił „czerwonych” i „niebieskich” w poszczególnych odsłonach ćwiczeń trochę się zmienia – podkreśla pilot MiG-29.

Jak przyznają lotnicy, ćwiczenia „Frisian Flag” są wyjątkowo intensywne. – O siódmej rano rozpoczynamy planowanie, które zostało skrócone go minimum. Po jedenastej wszystkie samoloty są już w powietrzu. Misje trwają kilka godzin. Potem niemal z marszu wchodzimy w kolejne planowanie i następne, popołudniowe loty – informuje ppłk pil. Paweł Kowalczyk, pilot F-16 z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu. W ten sposób organizatorzy przede wszystkim chcą do maksimum wykorzystać zgromadzone w Holandii siły, ale też poniekąd stworzyć warunki charakterystyczne dla pola walki, kiedy to piloci zmuszeni są działać pod presją czasu. Zresztą sami organizatorzy w zapowiedzi „Frisian Flag” powołują się na konflikty w Libii, Afganistanie i Iraku, kiedy to współdziałały samoloty z różnych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Podczas „Frisian Flag 2018” piloci wykonują zadania zarówno nad lądem, jak i Morzem Północnym. Latają między innymi w przestrzeni, nad którą wspólną kontrolę sprawują Niemcy, Holandia, Belgia i Dania. – Takie rozwiązanie daje nam sporą swobodę. Dodatkowym atutem jest to, że na niższych pułapach można tutaj rozwijać większe prędkości niż w Polsce – przyznaje mjr pil. Kida. Ćwiczenia nie mają zwartego, rozwijającego się scenariusza. – Każdy dzień przynosi nową sytuację, z którą musimy się zmierzyć – zaznacza ppłk pil. Kowalczyk. Piloci przede wszystkim ćwiczą loty w COMAO, czyli dużych ugrupowaniach złożonych z samolotów różnych typów. – Zadania polegają, na przykład, na obronie wskazanego terytorium przed siłami nieprzyjaciela. Z taktycznego punktu widzenia jest to niezwykle skomplikowane. Tym bardziej że samoloty, z którymi się mierzymy, korzystają z nowoczesnego uzbrojenia – podkreśla pilot. Zastrzega, że o szczegółach nie może rozmawiać. – Powiem tylko, że nawet jeśli potencjalni przeciwnicy NATO takiej broni nie używają jeszcze na wielką skalę, musimy być krok przed nimi – dodaje.

Oprócz wykonywania zadań bojowych, piloci ćwiczą też tankowanie w powietrzu.

Podczas „Frisian Flag 2018” lotnicy zrealizują łącznie 19 misji. – Ćwiczenia są naprawdę ciekawe, a Polska prezentuje się w nich z dobrej strony. Prócz nas samoloty bojowe dwóch typów przysłała tutaj tylko Francja – podkreśla mjr pil. Kida.

„Frisian Flag 2018” potrwa do 20 kwietnia.

Łukasz Zalesiński

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony