Przejdź do treści
Przygoda! Przygoda! Każdej chwili szkoda
Źródło artykułu

Przygoda! Przygoda! Każdej chwili szkoda

Nareszcie doczekaliśmy się wieści od naszych Kadrowiczów, którzy postanowili polatać sobie trochę Cessną po świecie. Gdzie? Przeczytajcie poniżej, a zobaczycie jak wspaniałą przygodę przeżywają właśnie Garbyś i Darek.

Jak by tu zacząć...
... cyt: "...latać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej ....ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi ....I właśnie w związku z tym, że ani nie umiemy śpiewać, ani nie umiemy perfekcyjnie latać, to polecieliśmy sobie 172-ką do Luksoru w Egipcie. No i właśnie jesteśmy prawie u celu ... a cel się oddala :-)

Od początku. Trzy dni temu, o godzinie 7.30 rano (w lokalu) startowaliśmy z lotniska w Popradzie. Można zapytać, dlaczego samolot na polskich znakach (SP-FPA) musi startować z Popradu? My tego też nie wiemy, ale wiedza ta jest znana zarządzającym lotniskiem w Nowym Targu. Ich zapytajcie. I tu koniec z polityką. Zaczyna się nasz lot.

Po starcie, jedziemy do góry, do poziomu FL100, tak jak w planie lotu, ale na 90-tym mamy przeźroczystą substancję na wystających krawędziach naszego pojazdu. Dyskusja na pokładzie - w górę, czy w dół? Ja, że w górę, bo już więcej lodu nie urośnie (nie ma chmury), Gabryś - w dół - rozpuści się - jest na plusie. OK. Potrzebna ostateczna decyzja.

Kapitan decyduje. W dół. Miał rację. Jest OK. Potem już tylko słoneczna Chorwacja (via Serbia), oraz surowa, jak niezamieszkały obszar - Albania. I Grecja. Lądujemy na wyspie Kofru. Czekamy kilka minut na paliwo i transport do portu. Zostajemy na nocleg. Wszystko prawie sprawnie (postanawiamy, wbrew zasadom iść na „piechtę” do portu - transport nie przyjeżdża). Potem okazało się, że Air Berlin miał "bird strike" po starcie, przy pełnym pokładzie) i o nas zapomniano. Ale to nic . Daliśmy radę.

Rano składamy plan na wieży(?!?) Wsiadamy i lecimy. Kreta. Trzy godziny. Handling drogi bardzo, ale jak się potem okazało, nie najdroższy. Tankowanie i na Cypr. Noc. IFR. Cały odcinek w kamizelkach nad Morzem Śródziemnym. Pafos na Cyprze. Pytanie, (totalnie bezsensowne z wieży - jaki jest wasz agent handlingowy?; A jaki jest dostępny?- pytamy. O tej porze (jest 23.00, jest tylko jeden) - Swissport. I ten okazał się być droższym, niż pełne zbiorniki paliwa do naszej 172-ki. Ale nie mamy wyboru. Rano tankowanie i start. Kamizelki. 2,5 h do Port Said w Egipcie.

Cały odcinek nad wodą. Na samym środku Morza Śródziemnego nasze gps'y, (a mamy dwa na pokładzie), gubią sygnał. I co teraz? Pytamy siebie nawzajem.. No nic - tak jak na precyzji. Kurs i do przodu. W końcu musimy zobaczyć ląd. Lądujemy. Dwóch śniadych Egipcjan w białych mundurach i z AK-48 eskortuje nas do portu.

Oooopss. Bedzie problem - myślimy.
"A gdzie wasza wiza" - pada pytanie - "nie mamy, chcemy kupić" - odpowiadamy.
No to musimy zapytać, odpowiadają.

Dwie godziny oczekiwania. OK. Idźcie do biura Nagy. Kto to?, pytamy - Zobaczycie. Nagy - oficer polityczny, pragnie się przelecieć i zrobić „poprawnie politycznie” zdjęcia, więc Gabryś leci z nim „na poprawne politycznie zdjęcia” z ujścia Kanału Sueskiego – i tak oto załatwiliśmy zgodę na dalszy lot ;-)))))

W tym czasie dotarł nasz człowiek (poznany przez internet). Ahmed Hassan Mahomet (nie Ahmed-terrorist:)) - i zaczęły się dyskusje. Po kilku godzinach i krótkim locie widokowym z Nagy'm, prowadzącym, jak się potem okazało, biznesy w Indiach, udało nam się wystartować w dalszą drogę. Celem lotu było lotnisko Oktober, znajdujące się 8 km na południe od Gizy. Nasz człowiek - Ahmed, leci z nami. I będzie z nami przez cały nasz pobyt w Egipcie. Bo tylko tak damy radę. Inaczej byłoby to niewykonalne. Język arabski i znajomość tutejszych obyczajów jest nie do ogarnięcia przez europejczyka.

Wieczorem dotarliśmy do Kairu. I tu szok. Pięć pasów w każdą stronę i wszystko stoi. Wszyscy trąbią - nie wiadomo po co, bo i tak nikt nie jedzie. Po trzech godzinach i dwudziestu minutach dotarliśmy do hotelu oddalonego może o 13 km od lotniska. Ale mamy dwa łóżka do spania. Jest spoko. Rano zwiedzamy okolicę. Wsiadamy na wielbłądy i wchodzimy do piramidy. Jutro meczet. A w piątek starujemy do Luksoru – pod warunkiem, że wojsko udzieli kolejnego „permission to flight” NA60….. – nie znamy jeszcze numeru zgody…

Next infos as soon as possible.

Darek, Gabryś, Ahmed, C172, 2 wielbłądy i Afryka pozdrawiają.

Hej

PS. Cel się oddala, bo Sudan zupełnie niedaleko jest... Chwilowo nie mamy Insurance, ale Ahmed próbuje "załatwić".

zobacz: TRASĘ DARKA I GABRYSIA

Więcej zdjęć w zakładce MEDIA/ ZDJĘCIA/ PRZYGODA D&G na stronie Polish Flying Team
 


 

Czytaj kolejne relacje z tej wyprawy:

D&G - Minęły dwa dni

Dzień zwiedzania D&G

D&G Lecą dalej!

 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony